Polska głodna sukcesu na Eurowizji. Tak grzebano nasze marzenia na wygraną
Na barkach Krystiana Ochmana ciąży ogromna presja. Nasz eurowizyjny kandydat dawno nie był tak wysoko notowany. Pamiętajmy jednak, że nadzieje na wygraną czy też dobry rezultat mieliśmy już niejednokrotnie, a zwycięstwa nie świętowaliśmy nigdy.
Konkurs Piosenki Eurowizji organizowany jest od 1956 r., jednak polscy artyści występowali na tej imprezie dopiero od 1994 r. Z powodu słabych wyników osiągniętych przez naszych reprezentantów, dostaliśmy bana na występ w konkursie w 2000 i 2002 r. Z kolei w 2012 i 2013 r. nie wybraliśmy się na Eurowizję z własnej woli, ponieważ TVP przygotowywało się do dwóch sportowych imprez.
Debiutowaliśmy z przytupem. Edyta Górniak brawurowo wykonała utwór "To nie ja!" i zajęła 2. miejsce. To jak do tej pory najlepszy występ Polski w konkursie. Z tego też powodu jest wspominany z rozrzewnieniem, a każdy kolejny polski reprezentant musi zmierzyć się z porównaniami do legendy.
Po Edycie Górniak długo, długo, długo nic. O eurowizyjnych porażkach Polski można by mówić godzinami. Długo nie mogliśmy zrozumieć, że nie tylko o talent artysty i utwór chodzi, ale też o całe show i prezencję na scenie. Występujący Polacy wypadali niekiedy amatorsko. Byli też kompletnie nierozumiani przez europejskiego odbiorcę i to nie ze względu na barierę językową.
Wielki talent - wielka porażka
Na Konkursie Piosenki Eurowizji artyści prezentują się na scenie "na żywo". Nic więc dziwnego, że TVP chciało, aby Polskę reprezentowały "wielkie głosiska". W 1995 r. na drugim naszym konkursie wystąpiła Justyna Steczkowska z piosenką "Sama". Zagraniczni dziennikarze typowali, że zajmie najprawdopodobniej ostatnie miejsce. Bardzo się nie pomylili. Polka uplasowała się na 18. pozycji, czyli piątej od końca.
Rezultat może dziwić. Ten typ ekspresji bardzo ceni się u współcześnie występujących wykonawców. Na Eurowizji szuka się nowych brzmień, a takie intymne, nieco introwertyczne śpiewanie i oryginalne umiejętności wokalne są cenione równie mocno, co pompatyczne, balladowe występy. Na tamte czasy był to jednak zupełnie niezrozumiały wykon. Wówczas artystów oceniali tylko sędziowie, a oni mogli odebrać sposób śpiewania Justyny Steczkowskiej jako lekceważący.
Mało kto pewnie pamięta, ale na Eurowizji wystąpiła Anna Maria Jopek. Artystka śpiewała skoczną "Ale jestem", a towarzyszącej jej orkiestrze dyrygował sam Krzesimir Dębski. Przez dziennikarzy typowana była do ścisłej czołówki, zajęła jednak 11. miejsce. Z perspektywy czasu - nie jest to zła lokata. Biorąc jednak pod uwagę notowania, talent Anny Marii Jopek i osoby zaangażowane w ten występ, można czuć niedosyt.
Finał? Jaki finał...
W latach dwutysięcznych coraz więcej państw zgłaszało się do Konkursu Piosenki Eurowizji, dlatego też wprowadzono nowy sposób kwalifikacji, czyli koncerty półfinałowe. W każdym z nich występowało ponad 20 wykonawców, a do finału przechodziła najlepsza dziesiątka. O udział nie musiały walczyć państwa "Wielkiej Piątki", czyli Włochy, Francja, Wielka Brytania, Niemcy i Hiszpania.
Wkrótce okazało się, że dla Polski już sam awans do finału jest ogromnym sukcesem. Od 2004 r. półfinał udało się nam przejść tylko sześć razy. Na tym etapie polegli: Ivan i Delfin, Ich Troje feat. Real McCoy, The Jet Set, Lidia Kopania, Marcin Mroziński, Magdalena Tul, Gromee i Lukas Meijer, Tulia i Rafał Brzozowski. Ostatni finałowy koncert zaliczyła Kasia Moś w 2017 r.
Widzowie ich pokochali, ale sędziowie pogrzebali marzenia
W 2009 r. zmieniono reguły głosowania. Od tego roku o przyznaniu punktów danej piosence decydowali po połowie widzowie i komisja sędziów. O tym, czy na nasze występy na Eurowizji miało to wpływ, przekonaliśmy się dopiero w 2014 r., gdy do finałowego konkursu zakwalifikowali się Donatan i Cleo z utworem "My Słowianie". W rankingu uwzględniającym jedynie głosy widzów Polska zajęłaby piąte miejsce, a w rankingu jurorów – 23. Ostatecznie Polska ulokowała się na 14. pozycji.
Po latach eurowizyjnej posuchy i bardziej widowisk niż występów wokalnych polskiej reprezentacji, pojawiło się światełko w tunelu. W 2016 r. w Sztokholmie Michał Szpak mógł zostać zapamiętany jako wielki zwycięzca. Był wysoko typowany przez bukmacherów, zagraniczna publiczność była pod wrażeniem głosu Polaka.
Skończyło się inaczej. Michał Szpak jest uznawany przez fanów Eurowizji za jednego z najbardziej pokrzywdzonych wykonawców w historii konkursu. Gdyby o miejscu decydowały jedynie głosy widzów, Polak zająłby trzecie miejsce. Niestety, srogie oceny sędziów sprawiły, że Michał ostatecznie zajął ósmą lokatę. Jakby jednak nie patrzeć, nadal jest to jeden z najlepszych polskich występów na Eurowizji.
Sukcesiki, czyli "Top 10" na Eurowizji
O sukcesach Polski na Konkursie Piosenki Eurowizji będzie krótko, bo nie ma za bardzo o czym mówić. Wspomniana wyżej Edyta Górniak - drugie miejsce w 1994 r. Koniec.
Na przestrzeni lat polscy widzowie wyzbyli się wszelkich złudzeń na wygraną w konkursie. Nawet jeśli nasz kandydat dobrze rokował, spodobał się publiczności, to sędziowie nie mieli litości i oceniali go nisko. Z czasem już sam awans do finału był sporym osiągnięciem. Szczytem marzeń - "top 10" konkursu finałowego.
Po ubiegłorocznym występie Rafała Brzozowskiego, co do którego nikt nie miał wątpliwości, że po półfinale gwiazdor TVP będzie pakował walizki do domu, znów mamy nadzieję. Krystian Ochman podbił serca publiczności, zarówno tej w Polsce, jak i na świecie. Fani, dziennikarze i bukmacherzy są przekonani, że Polak dostanie się do finału, a nawet powalczy o wysokie miejsce. Czym uwiódł publiczność Ochman?
Przede wszystkim piosenką. "River" zaczyna się lekko, nostalgicznie jak ballada, później dodawane są mocniejsze dźwięki. Głos Krystiana zupełnie zaskakuje. Mocny, pewny, czysty, bez nuty fałszu. Połączenie operowych brzmień i hip-hopowego bitu robi wrażenie.
Krytycy pozytywnie wypowiadali się również na temat występu Ochmana w polskich preselekcjach. Podobały im się bębny i skromne, jednak pasujące do piosenki widowisko. Na półfinałowy koncert reżyser postanowił przygotować coś zupełnie innego. Bębniarzy zastąpią tancerki. Będzie też sporo efektów specjalnych.
Bardziej podoba mi się koncepcja z polskich kwalifikacji. Może jednak dramatyczne, efekciarskie show jest bardziej w stylu Eurowizji? Teoretycznie konkurs się zmienia i kicz, niebędący parodią i żartem, kompletnie się nie sprawdza. Z drugiej jednak strony, wierna eurowizyjna publiczność liczy na emocje.
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify oraz w aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij.