Edyta Górniak niemal wygrała Eurowizję. Jednak wcześniej mogła zostać zdyskwalifikowana

30 kwietnia mija dokładnie 27 lat od występu Edyty Górniak na Eurowizji. Po wykonania utworu "To nie ja" wokalistka zdobyła 2. miejsce - najwyższy wynik w historii naszego kraju na tym konkursie. Nie wszyscy jednak wiedzą, że mało brakowało, a w ogóle by nie wystąpiła podczas finału.

Edyta Górniak miała pojechać na Eurowizję z innym utworem niż "To nie ja"
Edyta Górniak miała pojechać na Eurowizję z innym utworem niż "To nie ja"
Źródło zdjęć: © fot. Getty
Kamil Dachnij

30.04.2021 19:53

O Edycie Górniak dziś mówi się głównie w związku z jej propagowaniem teorii spiskowych. Gwiazda podważała istnienie pandemii oraz zapewniła, że szybciej opuści kraj wraz z synem Allanem, niż pozwoli się zaszczepić przeciwko koronawirusowi. Wygłaszane przez nią tezy znalazły swoich odbiorców. Górniak coraz częściej prowadziła kilkugodzinne transmisje na żywo w mediach społecznościowych. Ciepły odbiór fanów nakłonił ją do rozszerzenia "działalności". Postanowiła ruszyć z kanałem na YouTubie.

Jednak był czas, gdy artystka po prostu śpiewała. 30 kwietnia minęło 27 lat od pamiętnego występu Edyty Górniak na Eurowizji. W 1994 roku piosenkarka zajęła 2. miejsce z piosenką "To nie ja". Udział w konkursie zapewnił jej popularność i sławę nie tylko w Polsce. Nie wszyscy wiedzą, że początkowo Górniak miała pojechać do Dublina z inną piosenką.

– Wszyscy mieli pomysł na to, żeby połączyć siły najbardziej reprezentacyjnych w tamtym czasie twórców. Miała być muzyka pana Korcza, a słowa miał napisać pan Młynarski. Stylizację miała mi zrobić stylistka pracująca przy Teatrze Telewizji – powiedziała jakiś czas temu w rozmowie z serwisem Eurowizja.org.

Jednak tej piosenki wokalistka w ogóle nie czuła, więc zaczęła po kryjomu przygotowywać jeszcze jeden utwór. Poprosiła Jacka Cygana, by stworzył tekst. Chodzi rzecz jasna o "To nie ja". Na spotkaniu z władzami TVP przed wyjazdem do Dublina Górniak zaprezentowała utwór i zagroziła, że albo pojedzie z nim, albo wcale.

Na tym jednak jej perypetie się nie skończyły. Na początku lat 90. na Eurowizji można było śpiewać tylko w języku ojczystym. Górniak na próbie generalnej złamała regulamin, co spotkało się z oburzeniem przedstawicieli innych krajów, w tym Hiszpanii, Grecji i Szwecji. Groziła jej dyskwalifikacja.

Ostatecznie, ze względu na debiut Polski w konkursie, jury podjęło decyzję o pozostawieniu utworu w stawce konkursowej. Pomimo tego kilka państw zbojkotowało występ i nie przyznało Górniak punktów. Edytę wspierał wówczas menadżer Wiktor Kubiak.

Czemu Górniak zaśpiewała po angielsku? Powodem była zmiana klimatu. – Na próbie zaśpiewałam po angielsku dlatego, że w Dublinie przeziębiłam się. Miałam zapalenie krtani, tchawicy i gardła. Cały mój aparat był totalnie wyniszczony. Język angielski ma trochę inną emisję i oszczędza trochę to gardło. Bałam się, że jak zaśpiewam na próbie kamerowej w całości, to stracę głos i nie będę mogła wykonać tego utworu wieczorem. Szukałam oszczędności w tym gardle.

Porozmawiałam z Wiktorem, a on mi powiedział: "Musisz zaśpiewać raczej cały [utwór], ale może zaśpiewaj fragment po angielsku? To jest lżejsze dla twoich strun głosowych". Taki był powód, który zdecydował, że zaśpiewałam w języku angielskim. Wiedzieliśmy, że łamiemy regulamin i zrobiliśmy to świadomie: ja, żeby ratować gardło, a Wiktor - żeby ratować moje późniejsze, wieczorne wystąpienie – wyjawiła.

Okazało się, że przed wieczornym wyjściem na scenę do Edyty przyszła irlandzka bioenergoterapeutka, która miała jej pomóc odzyskać głos. Raczej nikogo nie zdziwi, że dziś Górniak nazywa to cudem.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)