Dorota Szelągowska czuła się długo dumną katoliczką. Z czasem, coraz bardziej, zaczęło ją uwierać to, jak bardzo rozjeżdża się ze swoim Kościołem w poglądach np. na etykę seksualną. Czarę goryczy przelało w niej kościelne dochodzenie w sprawie nieważności małżeństwa z Adamem Sztabą. "Wolę nie być katoliczką, niż być hipokrytką" - stwierdziła w końcu.