Prawdziwa magia nagości. Bez wstydu i "naruszania ludzkiej godności"
Można bez końca wyliczać filmy z nagością czy "odważnymi scenami" erotycznymi, ale gdyby spróbować wymienić programy edukacyjne o ludzkim ciele, to sprawa się mocno komplikuje. Jesteście w stanie wymienić taki program w polskiej telewizji, w którym pokazywano by nagość frontem do kamery? Bez ściemy, bez blurowania, bez nerwowych ruchów kamery? No właśnie.
Nic dziwnego, że w tym egzotycznym polskim klimacie, gdzie "edukacja seksualna" zbyt wielu osobom kojarzy się z "uczeniem sześciolatków masturbacji", gdy tylko pojawiły się doniesienia o polskiej edycji "Magii nagości", sprawne palce obrońców moralności były gotowe pisać skargi do KRRiT.
Na długo przed emisją pierwszego odcinka pojawiło się ich 5. Pisano o tym, że realizacja "Magii nagości" może mieć "negatywny wpływ na psychikę widzów". Z perspektywy czasu, po 5 odcinkach pierwszej edycji tego show wiemy już, że to jedna wielka bzdura.
W pierwszym odcinku partnera na randkę wybierała sobie 55-letnia rozwódka. Ci, których odrzuciła, przyznawali przed kamerami, że ich samoocena się poprawiła dzięki udziałowi w programie. Ot, magia nagości. Podobne deklaracje padały w pozostałych czterech odcinkach. Panowie, już w ręczniczkach, komentowali, że wyszli ze swojej strefy komfortu, że odważyli się na coś nowego, że bardziej akceptują teraz swoje ciało. Złamanych męskich ego też było kilka (i musieliśmy usłyszeć: "tak naprawdę, to ona też mi się nie podobała"), ale to był promil przypadków.
Zamiast wyżyłowanych, wychudzonych, poprawianych, opalonych i samych młodych ciał - rzeczywistość. W każdym wieku, kształcie i rozmiarze, w zupełnym negliżu przed kamerami. I tak przez 5 odcinków. Polska edycja "Magii nagości" pokazywała osoby szczupłe, o pełniejszych kształtach, z tatuażami i tych bez. Z wyrzeźbionymi brzuchami i barkami wielkości województwa i takich, których otulała kołderka sadełka. Wysokie i niskie osoby. Wydepilowane i z włosami na nagim ciele.
To chyba największy plus "Magii nagości". Przyzwyczajeni do tego, że w telewizji, w reklamach, na billboardach prezentowane są sylwetki "idealne", mogliśmy zobaczyć zupełnie naturalne ciała, które nie powinny być nigdy powodem do wstydu.
Tym bardziej trudno mówić, że ta golizna jest "sprzeczna z moralnością i dobrem społecznym", o których grzmiano w skargach do KRRiT. Golizna w show działa tylko na korzyść tego "społecznego dobra", bo normalizuje ludzkie ciało.
KRRiT, odnosząc się do skargi na pokazany przez Zoom TV odcinek brytyjskiej edycji show, pisało tak: "rozpowszechnienie przedmiotowej audycji narusza standardy dotyczące treści programów, w szczególności ze względu na prezentację scen i treści uprzedmiotawiających kobiety i mężczyzn oraz przedstawianie ich w roli obiektów seksualnych, a przez to naruszające ludzką godność obu płci".
Trudno nie złapać się za głowę. Kto oglądał ten wie, że w polskiej edycji jest zupełnie odwrotnie. Produkcja tę godność ludziom oddaje. Choć uczestnicy oceniają kandydatów i kandydatki na podstawie nagich części ciała, to robią to z wyczuciem i bez obrażania. To pewnie w dużym stopniu zasługa sprawnego montażu, ale to też dobrze świadczy o produkcji, która nie robi taniej sensacji, puszczając na wizji chamskie komentarze, które niosłyby się z pewnością w sieci. Beata Olga Kowalska, która prowadzi uczestników po tym świecie nagości, z niezwykłym wyczuciem normalizuje sprawę. "Lubisz, jak partner ma włoski tu i tam?" – rzuca mimochodem. Prowadzi uczestników, by mówili, co im się podoba, a nie by krytykowali bez sensu nagie ciało nieznajomego.
Kobiety, odwagi
Jeśli wyciągać jakiś wniosek po pięciu odcinkach pierwszej polskiej edycji "Magii nagości" to taki, że mężczyźni mniej boją się oceny ich fizyczności. Kogo to dziwi? My, kobiety, jesteśmy nieustannie oceniane ze względu na swój wygląd. Za chuda, za gruba, za jakaś. A teraz iść do programu, stanąć nago przed kamerami i dać się oceniać nieznajomemu? Do tego potrzeba odwagi i zapomnienia o stereotypach, którymi karmi się nas od dziecka.
Znalazły się takie kobiety, które nie miały z tym problemu. Komplet pięciu nagich pań widzieliśmy w pierwszym (gdy wybierał 24-letni Adam) i drugim odcinku (gdy wybierał 51-letni Janusz). Jednak większość uczestników, którzy prezentowali się w kolorowych kabinach, stanowili nadzy mężczyźni. Może to pokazuje właśnie, kto w naszym społeczeństwie ma mniejszy problem z oceną?
Warto zauważyć, że na 6 wybierających uczestniczek, dwie wcześniej były same oceniane w kabinach. To znaczy, pojawiły się w tej serii dwukrotnie w różnych rolach. Zabrakło pań, które gotowe byłyby na taki program? Żadnego z panów nie oglądaliśmy dwukrotnie.
Drugi wniosek, jaki mogą wysnuć z kolei producenci polskich telewizyjnych show: nie bójcie się różnorodności. W "Magii nagości" uczestnikiem był biseksualny Ksawery, który pokazał wszystkim, że płeć to sprawa drugorzędna. W tym odcinku wśród uczestników gotowych iść z nim na randkę były kobiety, mężczyźni, a także osoba transpłciowa. Mury telewizyjnych uprzedzeń udało się rozbić też w odcinku czwartym, gdzie partnera na randkę wybierał 24-letni Adam.
Co w tym wszystkim najciekawsze, to to, że już po emisji odcinków "Magii nagości" do KRRiT nie wpłynęła żadna znana mediom skarga. Cicho sza. Wygląda na to, że ci, dla których tego typu program jest "naruszeniem ludzkiej godności", po prostu go nie oglądali. I czy to nie jest jedyny słuszny ruch? Dla pozostałych "Magia nagości" może być skutecznym antidotum na nasz polski problem z seksualnością. To dość ekscentryczna, może i kontrowersyjna rozrywka, ale w kraju, który boi się rzetelnej edukacji seksualnej, wyjątkowo potrzebna.