Oskarża o gwałt gwiazdora TVP Info. "To nie jest zwykły Kowalski"

"Gwiazda publicystyki TVP Info miała zgwałcić uczestniczkę konkursu Miss Generation 2020. Tak utrzymuje kobieta, która uciekła ze zgrupowania i zgłosiła sprawę policji" - ujawnia w facebookowym wpisie Piotr Krysiak. Dziennikarz w rozmowie z WP zdradza szczegóły. Tymczasem Jarosław Jakimowicz, na którego padło podejrzenie po relacji Krysiaka, stanowczo wszystkiemu zaprzecza.

Piotr Krysiak opublikował na Facebooku wstrząsający wpis rzucający oskarżenia na "gwiazdora TVP"
Piotr Krysiak opublikował na Facebooku wstrząsający wpis rzucający oskarżenia na "gwiazdora TVP"
Źródło zdjęć: © Facebook
Przemek Gulda

19.01.2021 14:59

Piotr Krysiak, dziennikarz śledczy, pracujący przez wiele lat w polskich mediach, m.in. w: TVP i "Wprost", opublikował na Facebooku post, w którym opisuje bulwersującą historię. Sprawa wygląda bardzo poważnie: "gwiazdor TVP Info" miał podczas zgrupowania, które odbywało się w Polsce, zgwałcić uczestniczkę konkursu Miss Generation 2020.

Ofiarą jest trzydziestoletnia kobieta mieszkająca w Wielkiej Brytanii, pracująca w jednej z tamtejszych firm jako dyrektorka marketingu i PR. Sprawa miała miejsce prawie dokładnie rok temu, ale postępowanie toczy się wyjątkowo długo.

Jak utrzymuje cytowana przez Krysiaka kobieta, na początku lutego 2020 roku przez kilka dni miała przygotowywać się do finału konkursu Miss Generation. Wracając z warsztatów poprzedzających ów konkurs, jak twierdzi, zauważyła idącego za nią "gwiazdora publicystyki TVP Info". Po otwarciu drzwi swojego pokoju, mężczyzna miał ją tam wepchnąć, a następnie zgwałcić.

Dzień po zajściu, 3 lutego 2020 roku, kobieta miała udać się z hotelu do szpitala ginekologiczno-położniczego przy placu Starynkiewicza w Warszawie, gdzie zgłosiła fakt gwałtu lekarzowi, a następnie policji.

Na pytanie, kto ją zgwałcił, kobieta miała pokazać zarejestrowany film z "gwiazdorem TVP Info". Kobieta miała na swoim telefonie jeszcze jedno nagranie. Wideo nagrała w ukryciu. Nie widać na nim oprawcy. Słychać jednak, jak kobieta prosi go, żeby nie robił jej krzywdy.

Zapytaliśmy Piotra Krysiaka o szczegóły tej sprawy.

Przemek Gulda: Opublikowałeś post, w którym piszesz o bulwersującej sprawie. Jak dowiedziałeś się o tym zdarzeniu?

Piotr Krysiak: Jestem dziennikarzem od ponad 20 lat, mam swoje sposoby zdobywania informacji, mam swoich informatorów. I czasem mam też, nie ukrywam, szczęście. A w tym zawodzie szczęście i przypadek bardzo często pomagają w zdobywaniu informacji i odkrywaniu mocno ukrytych spraw. Tak właśnie było tym razem: z jednym ze swoich informatorów rozmawiałem zupełnie o czymś innym i przy okazji wspomniał mi o tej historii.

Uwierzyłeś?

Muszę przyznać, że na początku zupełnie nie. Wydawało się to całkowicie niewiarygodne. Nie ukrywam, że nie miałem za bardzo jak potwierdzić tych informacji, mieszkając w innym kraju – a nie mieszkam w Polsce już od ponad trzech lat.

Co cię przekonało?

Impulsem, żeby się tym jednak zająć były słowa tamtego informatora: "nie robi się w swoje gniazdo, co?". Nie ukrywam, że wszedł mi wtedy na ambicję.

I zdecydowałeś jednak zacząć weryfikować tę historię, w która – jak sam mówisz – na początku nie uwierzyłeś. Co zrobiłeś?

Zacząłem zwykłą dziennikarską robotę. Najpierw kilka telefonów do zaufanych osób w Polsce, które mogły coś o tym wiedzieć. I, niespodzianka, wszystko zaczęło się potwierdzać. Kolejne kawałki układanki zaczynały pokazywać dość jasny obrazek. Wciąż nie znałem jeszcze szczegółów i konkretów, ale wiedziałem już, że coś jest na pewno na rzeczy. Zacząłem szukać dowodów, znajdowałem ich coraz więcej. Na koniec zadzwoniłem do samego bohatera tej historii.

Znasz go dobrze? Przyjaźniliście się? Bawiliście się razem? W jakich jesteście dziś relacjach?

Na jakieś imprezie go spotkałem, ale nigdy z nim nie zamieniłem słowa. Do wczoraj.

Co ci powiedział podczas tej rozmowy?

Najpierw był bardzo miły, śmiał się dopytywał, dlaczego dzwonię z hiszpańskiego numeru. Jednak, kiedy zacząłem go pytać o konkrety, spiął się i zaczął być mniej uprzejmy. Wtedy wiedziałem, że pytania wytrąciły go z równowagi. Odwrócił piłeczkę i zaczął mnie przepytywać. Kiedy uparłem się, że to najpierw on powinien mi odpowiedzieć na pytanie, pożegnał się i trzasnął słuchawką.

I to cię ostatecznie przekonało, że te informacje, które zdobyłeś, mogą być prawdziwe?

Wszystkie elementy i kolejni rozmówcy potwierdzali wersję mojego informatora. Lekarze, prokuratorzy i policjanci. Po rozmowach z wieloma osobami miałem pewność, że to wszystko naprawdę mogło się wydarzyć. No i jeszcze jedno: mam duże wątpliwości, czy śledztwo jest powadzone we właściwy sposób. Chciałbym jednak zaznaczyć jeszcze raz i bardzo wyraźnie, że nie przesądzam o winie "gwiazdora" publicystyki TVP Info. Z mojego doświadczenia wynika, że śledczy bardzo często nie zastanawiali się, by mówić czy i kto jest w kręgu podejrzanych. Tym razem wyraźnie jest z tym jakiś problem.

Jak to oficjalnie wyjaśniają?

Że czekają na pomoc prawną z Wielkiej Brytanii. I że to długo trwa.

A co w tym dziwnego?

Jest tam przecież ogromna polska mniejszość, wokół niej działa mnóstwo różnych organów, m.in. duże biuro policyjne i oficer łącznikowy. Ofiara prosiła policję i lekarzy o pomoc zaraz po zajściu, ale niestety policjanci – nie lekarze - ją zignorowali. Bardzo mnie też zainteresował fakt, że prokuratura prowadzi to śledztwo dopiero od ośmiu miesięcy. Przecież pokrzywdzona była w szpitalu 3 lutego 2020 roku. Obliczenie, ile miesięcy minęło do dziś, to nie jakaś ciężka matematyka.

Co się działo z tą sprawą na samym początku? Powinien sprawdzić to prokurator lub komendant stołeczny policji. I jeszcze jedno: fakt, że postępowanie prowadzi prokuratura w Łukowie jest oczywisty, bo śledztwo powinni prowadzić śledczy z rejonu w którym doszło do popełnienia przestępstwa. Prokuratorzy jednak wielokrotnie niewygodne, delikatnie mówiąc, sprawy przenoszą z dala od stolicy, w której pracuje najwięcej dziennikarzy i główne siedziby mają największe redakcje.

Ważnymi dowodami, o których piszesz, są filmy z telefonu ofiary… Co to za filmy?

Pierwszy jest z pozoru niewinny: widać na nim tego człowieka, kiedy siedzi z uczestniczkami konkursu w hotelu pod Łukowem, w którym odbywało się zgrupowanie.

Co w tym podejrzanego?

Co najmniej dwie rzeczy. Po pierwsze: on w rozmowie ze mną twierdził, że go tam nie było. Czyli ewidentnie z jakiegoś powodu kłamie. Po drugie: sam fakt, że tam był… To było zgrupowanie dla uczestniczek konkursu. Co tam robił wielki gwiazdor publicystyki TVP? Nie był tam zresztą jedyną znaną twarzą.

No właśnie, co tam robił?

To najlepiej wie on. No i kobieta, która wciąż utrzymuje, że została przez niego zgwałcona. Znam kulisy takich wyjazdów. Raz miałem okazję jako dziennikarz być na podobnym zgrupowaniu. To było dwadzieścia lat temu, kiedy byłem jeszcze początkującym dziennikarzem.

Wokół uczestniczących w tym niepełnoletnich dziewcząt kręciło się mnóstwo najróżniejszych obleśnych biznesmenów i sponsorów o oślizgłych łapskach. Bez przerwy nalewali im mocne alkohole, namawiali do opalania się topless i obmacywali. Napisałem tekst zatytułowany znamiennie "Piękne i bestie" – tego dnia, kiedy się ukazał, wszyscy natychmiast go kserowali, oburzeni biegali po plaży i go sobie pokazywali. Kiedy pracowałem nad sprawą gwiazdora tamten obraz często pojawiał mi się przed oczami.

Piotr Krysiak jest dziennikarzem i reportażystą, autorem m.in. "Dziewczyn z Dubaju"
Piotr Krysiak jest dziennikarzem i reportażystą, autorem m.in. "Dziewczyn z Dubaju"© Archiwum prywatne | Andrzej Barecki

Czemu zdecydowałeś się napisać ten post?

Dlaczego piszę o gwiazdorze TVP, choć ten nie ma nawet postawionych zarzutów? Otóż ten pan nie jest zwykłym Kowalskim. Pracuje w telewizji utrzymywanej z naszych podatków. Jest osobą publiczną. Jeszcze raz podkreślam: nie przesądzam winy gwiazdora. Jeśli jest niewinny, to w interesie wszystkich trzech panów powinno być szybkie wyjaśnienie tej sprawy i zakończenie śledztwa.

Otwarcie piszesz o wszystkim. Czemu nie zdecydowałeś się jednak ujawnić nazwiska sprawcy?

Nie jestem dzisiaj związany z żadną redakcją. Zaś publikacja na Facebooku nie podlega pod prawo prasowe. Pozwoliłoby to gwiazdorowi pozwać mnie o naruszenie dóbr osobistych. W tej sytuacji sąd nie potraktowałby mnie jak dziennikarza działającego w interesie publicznym.

Co chcesz z tym dalej zrobić?  

Mam jeszcze sporo informacji o gwiazdorze. Historie od jego znajomych, w większości byłych niestety. Postaram się też wyjaśnić, skąd on się w ogóle wziął na zgrupowaniu.

Piotr Krysiak nie ujawnił personaliów sprawcy. Niedługo po opublikowaniu jego wpisu na FB internauci ustalili, że w momencie przestępstw, w hotelu przebywał także Jarosław Jakimowicz.

Aktor, który zyskał rozpoznawalność dzięki "Młodym wilkom", a dziś jest współprowadzącym "W kontrze" na antenie TVP Info, zapewnił, że ze sprawą nie ma nic wspólnego.

Dotarliśmy do oficjalnego oświadczenia, które wystosował aktor. Zaprzecza, że we wpisie dziennikarza może chodzić o niego i wyraża gotowość do stawienia się w prokuraturze.

Jarosław Jakimowicz zaprzecza insynuacjom
Jarosław Jakimowicz zaprzecza insynuacjom© TVP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (678)