Ze wsi do sanatorium. Po rolnikach przyszedł czas szukać miłości seniorom
"Sanatorium miłości" to nowy format TVP, który internauci złośliwie już przechrzcili "Sanatorium pod kroplówką". Czy odczaruje polskich staruszków tak samo, jak "odczarował" polskich rolników?
22.11.2018 | aktual.: 22.11.2018 18:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wsi spokojna, wsi wesoła – pisał Kochanowski. Jak bardzo "wesoło" potrafi być na wsi, przekonali się wszyscy ci, którzy zaliczają się do ponad 3-milionowej widowni programu "Rolnik szuka żony". Chcąc nie chcąc trzeba przyznać, że program to fenomen w polskiej telewizji. Poszukiwania miłości przed kamerami śledzi pół kraju. Przynajmniej na tyle dużo, że TVP zdecydowało się na 5. edycję.
Ta właśnie dobiega końca, ale stacja znalazła sposób, by wykorzystać taki format i przywiązać do siebie widzów na dłużej. Od stycznia rusza program "Sanatorium miłości". Prowadzącą będzie Marta Manowska, która swatała do tej pory rolników. Nowy program ma odczarować polskiego emeryta. Jeśli program będzie "czarował" tak samo jak w przypadku rolników, to czeka nas potężna dawka kolejnych skandali. Tylko wiek bohaterów się zmieni.
Młoda, zdolna, pozna rolnika
"Mają wszystko: dostęp do najnowszych technologii, ciekawą i pewną pracę, dach nad głową, przyzwoite zarobki oraz czas na rozwijanie własnych pasji i zainteresowań. Do pełni szczęścia brakuje im tylko partnerki – takiej, która zechce dzielić z nimi radości i smutki dnia codziennego" – tak produkcja zapowiadała pierwszy sezon "Rolnika". To było 4 lata temu.
Od tamtej pory niewiele się zmieniło. Wybrani rolnicy otrzymują listy od zainteresowanych kobiet, spotykają się z częścią, a jeszcze węższe grono pań każdy zaprasza do swojego domu.
I tu – jak się przekonaliśmy wiele razy – romantyzm się kończy. Dzięki obecności rolników w najlepszym czasie antenowym utwierdziło się kilka poważnych stereotypów. Seksizm na wsi ma się dobrze mimo upływających lat.
Mieliśmy w programie popisowe występy kilku rolników, którzy kobiety traktowali jak towary ze sklepowej półki, oceniając je tylko i wyłącznie po wyglądzie i... wadze. Och, jaka afera wybuchła, gdy jedna z kandydatek podzieliła się zdjęciem, na którym sprytnie zakamuflowała swoje dodatkowe kilogramy. Ba, można wywnioskować, że idealna kandydatka na żonę dla rolnika musi być ładna, zgrabna i chętna do rodzenia dzieci niemal od razu.
_Scena z jednego z odcinków: Grzegorz wraz z Dorotą leżą błogo na polanie i rozmyślają. - Dzieci, później ślub - mówi przekonany rolnik. Dorota zareagowała błyskawicznie: - Nie! Ślub, dzieci - a ukochany nie protestuje. Znają się kilkanaście dni. _
W atmosferze sielanki widzieliśmy, jak rolnicy bezpardonowo łapią kobiety za pośladki i rżą z tego powodu, w jak seksistowski sposób traktują kobiety, które przecież przyjechały tam dla miłości.
Kandydatki mają gotować, sprzątać, myć ciągniki, pielić, znowu gotować, sprawdzać się w konkursach na najlepszego schabowego i w wiązaniu snopków. Widzieliśmy też jak rolnicy zdradzają kandydatki, którym wcześniej obiecywali związki i zarzekali się, że znaleźli już tę jedyną. Nie sposób nie wspomnieć Łukasza, który stał się prawdopodobnie bohaterem największej afery w historii programu.
O tej sprawie pisaliśmy w naszym felietonie. I już wtedy podkreślaliśmy, że w jednym odcinku wyszło to, od czego program miał stronić. A to znaczy od patologii i obyczajowych skandali. "Rolnik" zaczął niebezpiecznie przypominać przygody bohaterów "Warsaw Shore". Tylko imprez zalewanych litrami alkoholu brak. Na szczęście.
Zobacz także
Fura, skóra i wielka chata
"Odczarowanie" wsi wyszło dość pokracznie. Niby zaglądamy na spokojną wieś nieskażoną wielkomiejskim pędem. A jednak co rusz wychodzi, jak zakompleksieni są uczestnicy, jak utknęli w średniowiecznym postrzeganiu kobiet i życia w ogóle, jak nie chcą wyściubić nosa poza swoją wieś i to żona ma uzupełnić życie rolnika – jak brakujący kawałek obrazka.
Z jednej strony mamy już przynajmniej świadomość, że rolnicy to nie zabiedzeni faceci w rozpadających się chatach, którzy spieczeni słońcem codziennie doją tylko krowy i jeżdżą po polach w tę i z powrotem. To nie są też panowie w wyciągniętych swetrach, którzy stoją przy drodze w oczekiwaniu na pierwszy PKS do jakiegoś większego miasta. Oj nie, rolnicy mają nie najgorsze samochody, imponujące domy z ogrodami, całkiem dobrze potrafią się ubrać i potrafią zainteresować rozmową.
Zobacz także
Kolejna sprawa – show pokazuje, że dalej na tym świecie dla wielu liczy się przede wszystkim rodzina. W przeciwieństwie do uczestników "wielkomiejskich programów" – tak to nazwijmy – tu na piedestale stawia się ślub, dzieci i szczęśliwy związek. Gros uczestniczek, które chcą wiązać się z rolnikami, to dwudziestokilkuletnie dziewczyny, zaprzeczający krążącym ostatnio mitom, że młodzi mają w nosie zakładanie rodzin. A one bez skrępowania opowiadają przed kamerami, że chcą być żonami, matkami i dobrymi gospodyniami. Im niestraszne dojenie krów i rodzenie dzieci.
I ktoś powie, że to styl życia jak w średniowieczu, a ktoś powie: dobrze, że chcą żyć po swojemu. Kilka szczęśliwych małżeństw już z "Rolnika" wyszło.
Pani pozna pana, wiek 60+
Z "Sanatorium miłości" może być podobnie. A to znaczy, że w teorii znowu możemy mieć sielankową opowieść o tym, że emeryt ma życie, swoje potrzeby i pragnienia. Że mimo upływających lat może robić, co mu się tylko podoba. Szukać miłości, nowych przygód. Kwiatki, serduszka i romantyczna muzyka w tle. Jak z obrazka.
I tu cała na biało wchodzi Marta Manowska, która już odniosła się do nowej produkcji: - Cieszę się, że narodził się pomysł takiego programu. Jego bohaterowie, ludzie w jesieni swojego życia, są naprawdę w pięknym wieku. To taki moment, kiedy ma się już za sobą wychowanie dzieci, wypuszczenie ich na świat, oddanie im toru w sztafecie życia. Stąd tak wiele starszych osób mówi dzisiaj, że to jest ta chwila, ten czas, żeby zacząć się nim cieszyć. Iść własną ścieżką. Zacząć realizować zaniechane kiedyś marzenia czy pasje.
Wszystko pięknie. Tylko jest jedna taka najważniejsza rzecz. To program, który ma na siebie zarabiać, a nie projekt finansowany z funduszy europejskich. Granica pomiędzy obalaniem stereotypów a tzw. patokontentem, jest wyjątkowo cienka w tym układzie. Jeśli tak jak w "Rolniku" dostaniemy festiwal seksizmu w wydaniu 60+, to spełnią się wszystkie nasze koszmary, a zarazem koszmary wnuków bohaterów programu, którzy wcześniej słyszeli, że "babcia ma szansę poznać tam kogoś miłego". I też sama nazwa już niesie za sobą pewne sterotypowe skojarzenia: jak senior to koniecznie w sanatorium. I jeszcze do tego miłość... A to jakby kojarzy się z historiami spod szyldu "turnus mija, a ja niczyja".
Co ważne, polscy seniorzy to jedna z najbardziej niewidocznych grup w naszym kraju. Wykluczenie jest ogromne. Niezaopiekowani, wykorzystywani finansowo, żyjący na skraju nędzy i w samotności – taki obrazek seniora mamy w Polsce. To się zmienia, bo coraz więcej miast przygotowuje specjalne programy dla osób starszych, by mogli aktywnie spędzać czas i dostawać potrzebne wsparcie. Ale widoczne są zawsze te najbardziej skrajne sytuacje.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowuje co roku "Informację o sytuacji osób starszych". Z ostatniego zestawienia wynika, że liczba ludności Polski wynosi 38,4 mln, z czego ponad 9 mln – prawie 24 proc. – stanowią osoby w wieku 60 lat i więcej.
Wg prognoz w roku 2050 w wieku 60+ będzie ponad 40 proc. Polaków. Co to oznacza? To, że "Sanatorium miłości" będzie wkrótce programem o nas wszystkich.
Cała nadzieja teraz w produkcji i montażystach, którzy nie zafundują nam kolejnej wersji "Ekipy z Warszawy". Czarujcie, wszystkim nam w przyszłości się przyda obalenie kilku stereotypów.