"Sanatorium miłości": uczucie od pierwszego wejrzenia i... dużo leków
Za nami drugi odcinek programu, który ma być hitem TVP. Ponieważ prowadzącą jest Marta Manowska, a show dotyczy miłości, nie da się uniknąć porównań do "Rolnika". Niestety, fani pierwszego formatu mogą być nieco zawiedzeni.
Minus kolejnego odcinka - miłosne badanie gruntu trwa bardzo długo. Uczestnicy się nie znają, drugi odcinek dla wielu z nich niewiele w tej kwestii zmienił. Co prawda, jeden z panów zadeklarował już miłość od pierwszego wejrzenia, ale kolejne epizody na pewno zweryfikują szczerość i poziom uczucia. Póki co najważniejszy jest wygląd seniorów i pierwsze wrażenie, które zdążyli zrobić.
Poranek w "Sanatorium miłości"
Gwiazdą i postacią, na której się skupiono niewątpliwe był Cezary. Najpierw ujrzeliśmy go jako dość marudnego, niechętnego do realizowania sportowych pomysłów współlokatora pana, któremu nic (i nikt) się nie podoba. Dopiero później okazało się, że Czarek wcale nie jest malkontentem. To raczej mężczyzna, który zaznał w życiu wyjątkowej miłości i stracił ją, więc nie liczy na powtórkę. Tragedia sprzed lat jednak nie wyjaśnia, czemu senior obruszał się na propozycję ćwiczeń czy wcześniejszego wstawania, by gimnastykować się przed śniadaniem. Może po prostu kochający sport Marek niespecjalnie przypadł mu do gustu?
Czarek podczas rozmowy z kolegą z pokoju powiedział, że od kobiety, potencjalnej partnerki nie wymaga wiele: - Ma mieć coś do powiedzenia i wygląd. W Ustroniu znajdzie swój ideał?
Po rozgrzewce i ćwiczeniach w pokojach (a uskuteczniały to i panie), nadszedł czas na badania lekarskie oraz przypisanie każdemu kuracjuszowi odpowiednich zabiegów. Uczestnicy mają problemy z kręgosłupem, bóle kolan, biorą sporo leków. Przed kamerami co jakiś czas łykają witaminy albo rozmawiają o łykaniu witamin, a toasty wznoszą płynnym środkiem na serce. Lokowanie produktu w drugim odcinku było wyjątkowo widoczne.
Wspólne tańce
Po badaniach uczestnicy udali się na zajęcia taneczne. Trenerka zachęcała do dobrej zabawy i niektórzy faktycznie dali się ponieść. Nina przyznała, że gdy słyszy muzykę, odpływa. Cezary, któremu niespecjalnie zumba wychodziła, podsumował: – To jest aerobik, a nie taniec. Taniec musi mieć duszę.
Najlepiej bawił się uśmiechnięty, zadowolony współlokator Czarka, Marek. Wysoki, brzuchaty senior dał się porwać muzyce, a jego zgrabne ruchy nie uszły uwadze pań. Niestety, mężczyźni nie sprostali oczekiwaniom Wiesi - kuracjusze nie prosili koleżanek do tańca, byli za to wpatrzeni w młodą choreografkę.
Spowiedź u Manowskiej
Marta zauważyła, że Czarek jest markotny i nie bawi się dobrze. Postanowiła z nim szczerze porozmawiać. Czarek wyznał, że kiepska forma fizyczna nie jest dla niego powodem do dumy. – 35 lat temu wygrywałem konkursy tańca. Teraz żal mi było patrzeć – mówił. Ograniczenia fizyczne przyszły wraz z wiekiem. – Jestem żwawy życiowo. Ale co, mam płakać? Nic na to nie poradzę - tłumaczył prowadzącej, narzekając na kiepskie zdrowie.
Postanowił się przed nią otworzyć, opowiedział o wielkiej miłości, którą stracił: - Ta najważniejsza, ostatnia kobieta wybrała mnie. Powiedziała: to jest tylko ten i nikt inny. Z każdym rokiem wzrastała miłość. Myśmy za sobą oszaleli dwa lata przed wypadkiem. 11 lat temu zginęła na pasach, idąc do pracy. Była tragedia. Czasem aż mi łezka poleci.
- Jak miało się ideał, to teraz trudno jest znaleźć. Metr siedemdziesiąt wzrostu, szczupła blondynka. Ja jestem przeciętny, szukam przeciętnej partnerki. Typem kobiety to jest Nina, gdyby inaczej się zachowywała - dodał.
Rozmowa sprawiła, że starszy, marudny pan wydał się nieco weselszy.
- Bać się miłości, to jest tak jakby bał się człowiek życia – zakończył swój wywód.
Wieczorna impreza - szybkie randki
Kolejnym punktem dnia było szykowanie się do wieczorka zapoznawczego. Uczestnicy nie wiedzieli, czego się spodziewać. Ubierali się, przebierali, panie malowały, panowie dobierali skarpetki pod kolor spodni i zastanawiali nad krawatami. Każdy chciał przyciągnąć uwagę potencjalnej drugiej połówki.
– Jest ciekawość na granicy z podnieceniem, jako że nasze panie są bardzo atrakcyjne - mówił siwowłosy Ryszard.
– Będziemy działać, nie pozwolimy, żeby dziewczyny się nudziły - zapewniał Cezary. Jak obiecał, tak zrobił. Gdy stało się jasne, że atrakcją dla uczestników są szybkie randki, zaczął śpiewać, kiedy tylko dosiadł się do żywiołowej Niny. Ta mu zawtórowała, natychmiast wytworzyła się pomiędzy nimi nić zrozumienia.
Tymczasem Marek zapragnął oczarować spokojną, uroczą Małgosię. - Będę skupiał się na jednej pani, która ma na imię Małgosia - stwierdził i zagiął parol na koleżankę. Nie on jeden. Randkę kobiecie zaproponował też Krzysztof. Widać było, że Gosi dobrze rozmawiało się z Leszkiem.
Marek, najwyższy z uczestników, nie mógł nie wpaść w oko równie wysokiej Ninie. – Może ci się podobam troszkę? - kokietowała. Oboje zgodzili się, że są dla siebie atrakcyjni, ale sportowca wyraźnie ciągnęło do drobnej Małgorzaty, którą komplementował.
– Jestem gotowy na związek, liczę na niego - wyznał jej.
Podczas szybkich randek uczestnicy, którzy wcześniej oceniali siebie nawzajem głównie po wyglądzie, mogli dowiedzieć się więcej o pozostałych kuracjuszach. Niestety, formuła imprezy wymagała częstą zmianę partnerów, więc o poważnej rozmowie można było zapomnieć. Okazało się natomiast, że dla wielu kobiet ważny jest... znak zodiaku randkowiczów. Niektórym stanął na przeszkodzie - Joanna zbyła wąsatego Ryszarda spod znaku ryb.
Gdy wszyscy wrócili do pokoi, dostali karty do głosowania na kuracjusza dnia. Zastanawianie się nad wyborem było okazją do podsumowań.
Ryszard (z wąsami) stwierdził jednoznacznie: – Od przyjazdu mam swój typ, to Joanna.
Leszek okazał się zachwycony paniami: – Bardzo zyskała pani Małgosia, pani Teresa, pani Walentyna.
Marek: – W pamięci i serduszku jest jedna kobieta, Małgosia. Boję się powiedzieć, że może to jest miłość od pierwszego wejrzenia.
Jak oceniacie drugi odcinek show? To "big brother" dla seniorów? Którzy uczestnicy przypadki wam do gustu?