Oszust matrymonialny szuka żony. Chodziło im tylko o popularność?
Widzowie programu TVP "Rolnik szuka żony" są zniesmaczeni finałem 10. sezonu. Buta rolników i nieeleganckie zachowanie wobec ich wybranek udowodniły, że tym panom wcale nie zależało na rodzinnej stabilizacji.
Przez niemal dekadę nadawania rolniczego show zdaje się, że widzowie TVP widzieli już wszystko. Nieraz uczestnicy bardziej szukali pracowników niż żon czy mężów, jednak żaden inny program randkowy w Polsce nie połączył szczęśliwie aż tylu par, które dziś są małżeństwami i wychowują razem dzieci.
Nie da się jednak ukryć, że niektórzy zamiast miłości zyskali coś innego na udziale w "Rolnik szuka żony". Mowa o popularności i chwilowej sławie, którą niektórym udało się spieniężyć w postaci reklam na profilach w mediach społecznościowych.
Dotychczas to inne randkowe programy przodowały w ilości uczestników, którzy przed kamerami udawali prawdziwe zaangażowanie w relacje. Rolnicy w większości przypadków byli tymi, którzy kierując się tradycyjnymi wartościami, zachowywali się szczerze i uczciwie wobec swoich kandydatów, nawet jeśli czasami okazywali się przez to grubiańscy. Wygląda na to, że "Rolnik szuka żony" padł ofiarą własnego sukcesu i w końcu zaczął przyciągać niewłaściwe osoby.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Okrągła, dziesiąta edycja "Rolnik szuka żony" przejdzie do historii jako ta, która najbardziej rozczarowała fanów. Po paśmie sukcesów nadeszła era pozorów, którymi rolnicy mydlili oczy zarówno swoim kandydatkom, ekipie produkcjnej, jak i widzom.
W przedostatnim odcinku serii Artur mówił wprost, że to, co łączy go z Sarą, to miłość. Od samego początku znajomości nalegał na jej przeprowadzkę na wieś. Wstępnie ustalali, że po roku znajomości chcieliby się zaręczyć. A jednak rolnik tuż przed finałem wycofał się ze swoich deklaracji. Ogłosił, że "minęły mu te uczucia" i nie potrafił jednoznacznie wskazać, co nagle zmieniło się w jego postrzeganiu dziewczyny, z którą planował wspólną przyszłość.
Jednocześnie bezczelnie kłamał przed kamerami. Najpierw zapewnił prowadzącą Martę Manowską, że w najbliższym czasie nie zamierza randkować z innymi kobietami, mimo że na fali popularności programu cieszy się sporym zainteresowaniem pań. Po chwili roześmiany już na plecami prezenterki mówił, że "wkrótce ruszy na łowy". Nic dziwnego, że dotychczas zachwyceni nim widzowie nie szczędzili mu słów krytyki.
Do pieca dorzucił też 27-letni Dariusz. Rolnik od początku sprawiał wrażenie lekkoducha, którego bardziej interesuje rozbawienie towarzystwa niż zbudowanie dojrzałej, trwałej relacji z tą jedyną. Nie wykazywał zbytniego zainteresowania żadną dziewczyną zaproszoną na gospodarstwo, lecz ostatecznie wybrał 22-letnią Nicolę. Dziewczyna szybko się zadurzyła, ale z biegiem czasu zaczęła zauważać, że mężczyzna jest wobec niej chłodny emocjonalnie.
Dopiero podczas nagrania finału Nicola przekonała się, że jej chłopak tuż po starcie emisji programu, czyli we wrześniu, napisał SMS-a do odrzuconej kandydatki Natalii o tym, że "dokonał złego wyboru". Wtedy jeszcze jego relacja z Nicolą miała rozwijać się najlepsze. Dziewczyna pomieszkiwała u niego, śmiała się z jego niesmacznych żartów. A potem on na oczach całej Polski zarzucił jej, że zachowywała się jak dziecko, bo... nie mogła donieść do stołu szklanki herbaty.
I jasne, nikt nie ma obowiązku zakochać się w kimś od pierwszego wejrzenia czy nawet po kilku tygodniach znajomości. Darek nie zapewniał Nicoli o sile swoich uczuć, choć dla widzów było jasne, że nie czuje do niej mięty. Mimo to szedł w zaparte, byleby dotrwać do końca programu z jakąś dziewczyną.
Rodzi się pytanie: po co? Żeby wyjść z twarzą z programu? Sposób, w jaki rozmawiał z Nicolą w finale, z pewnością nie przysporzy mu sympatii innych kobiet, brak empatii i lekceważący stosunek do dziewczyny, która chciała zostać jego żoną, aż biły po oczach.
Na dokładkę mamy jeszcze rolnika Waldemara. Nieuczciwe intencje 41-latka zostały ujawnione przez produkcję jeszcze w trakcie nagrań, gdy okazało się, że wciąż utrzymywał kontakt z kobietą poznaną przez internet. Potem podkreślał, że zrobi wszystko, by widzowie go polubili. Gdy relacja z Ewą, która "miała dobrze przy nim wyglądać", nie ułożyła się po jego myśli, odnowił znajomość z odrzuconą wcześniej Dorotą.
Na koniec przyznał jednak, że spełniło się jego największe marzenie, czyli udział w telewizyjnym show. Zdaje się, że i pozostali panowie kierowali się tą zasadą, nie zważając na odczucia swoich wybranek. Na ich tle rolniczka Agnieszka, która przez większość edycji narzekała na swoich kandydatów, za co była mocno krytykowana przez widzów, wypadła uczciwie. W końcu nie wybrała żadnego z panów, ale grzecznie się z nimi pożegnała i podczas spotkania w finale całej czwórce dopisywały humory na wspomnienie wspólnych chwil.
Fani programu TVP "Rolnik szuka żony" nie kryją rozgoryczenia. Padło wiele mocnych, niecenzuralnych słów pod adresem rolników, którzy nie wykazali się poważnym podejściem do idei show. Pojawiły się wręcz głosy, że wobec tego nie powinny powstawać kolejne edycje.
"Jeśli mają się lansować kosztem uczuć drugiej osoby, to lepiej nie wracać do tych programów", "Zmienicie nazwę - Rolnik szuka sławy- i to tylko chodzi panom!", "Panowie rolnicy świetnie się bawią. Szkoda, że uczuciami uczestniczek" - podsumowali internauci w komentarzach na oficjalnym profilu programu na Facebooku.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o najlepszych (i najgorszych) reklamach świątecznych, wielkich potworach w "Monarchu" na AppleTV+ i szokującym znęcaniu się na ludźmi w "Special Ops: Lioness" na SkyShowtime. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.