Z czego szyje Babiarz? O dziennikarzu TVP mówi dziś cała Polska
Grał Ciumkałę i chłopaka Ani z Zielonego Wzgórza, namawiał do szycia i do tego, żeby "iść w Polskę". Kim był Przemysław Babiarz, zanim zaczął wygłaszać absurdalne komentarze w TVP?
Cała Polska od rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie znów żyje sportem. A najbardziej skokami narciarskimi. Z jednej strony chodzi o olimpijski medal Dawida Kubackiego, ale z drugiej, może nawet bardziej - o komentarz Przemysława Babiarza, wygłoszony na antenie TVP. Śmiech niesie się przez cały kraj, a memami sypnęło jak śniegiem w środku zimy.
Wieloletni dziennikarz publicznej stacji powiedział: - Z niezależnych od TVP powodów skoki nie cieszyły się ostatnio może wielkim zainteresowaniem, ale wróciły do domu i od razu jest efekt. W tle tych słów jest utrata przez TVP praw do transmitowania zawodów w skokach na rzecz Eurosportu. Ale konkursy olimpijskie Telewizja Polska pokazuje, więc "skoki wróciły do domu". Zarówno osoby, które specjalizują się w tematyce mediów, jak i zwykli widzowie nie mogą się nadziwić, albo wręcz przestać śmiać z tego komentarza i z samego komentatora.
Przesłuchanie u Stuhra
Skąd się wziął Przemysław Babiarz? Jest aktorem, prowadzi najróżniejsze programy telewizyjne i od 30 lat komentuje w telewizji wydarzenia sportowe. Pochodzi z południa Polski - urodził się w 1963 r. w Przemyślu, gdzie mieszkał do matury. Już wtedy zadebiutował na scenie - występował w licealnym kabarecie, mówił, że wtedy ujawnił się jego talent komediowy.
Potem pojechał do Krakowa na studia. Marzył o filologii polskiej, ale - jak potem mówił - trochę przez przypadek trafił na teatrologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po kilku latach przeniósł się do szkoły aktorskiej. Na egzaminie wstępnym Jerzy Stuhr kazał mu grać scenę przesłuchania na komisariacie policji. Zdał. Uczył się tam m.in. z Beatą Fudalej i Dorotą Segdą, dzisiejszą rektorką krakowskiej Akademii. Plotki głoszą, że nie wyróżniał się szczególnie jako aktor, ale z drugiej strony zaraz po dyplomie zaproponowano mu angaż do jednego z największych polskich teatrów - gdańskiego Wybrzeża.
Grał tam przez kilka sezonów. Wśród jego największych osiągnięć z tamtego okresu wymienia się debiut na deskach gdańskiej sceny, czyli rolę Gilberta Blythe'a, chłopca, który zakochał się w Ani z Zielonego Wzgórza. Zagrał go w spektaklu w reżyserii Ireny Byrskiej, który miał premierę w grudniu 1989 r. Potem pojawił się jeszcze w spektaklach Zbigniewa Bogdańskiego, Marka Okopińskiego i Przemysława Basińskiego, ale nie czuł, żeby jego aktorska kariera rozwijała się szczególnie dynamicznie. Tym bardziej, że porównywał się do kolegi z zespołu, Mirosława Baki, który wtedy zaczął robić wielką karierę teatralną i filmową.
"Pan sobie żarty robi?"
I to pewnie dlatego w 1992 r. Babiarz postanowił niemal całkowicie zmienić swoje życie. Porzucił teatr i ruszył na casting do telewizji. Kreowanie postaci na scenie zamienił na komentowanie wydarzeń sportowych. Jak mówił: dzięki ojcu sportem interesował się od dziecka, oglądał telewizyjne transmisje zawodów, wiedział co nieco o najważniejszych dyscyplinach, zawodnikach i zawodniczkach, rekordach.
W drodze do kabiny komentatorskiej musiał pokonać prawie pół tysiąca konkurentów - tyle osób zgłosiło się na casting. Udało mu się, przeszedł z impetem przez to sito. Wejście miał bardzo mocne - jeszcze jako początkujący komentator został wysłany na igrzyska olimpijskie w Barcelonie. Skupiał się wtedy na lekkoatletyce i pływaniu, ale szybko okazało się, że najbardziej "leżą" mu jednak dyscypliny zimowe: skoki i biegi narciarskie i łyżwiarstwo figurowe.
Od zawsze był entuzjastą sportu, błyskawicznie odnalazł się więc w nowej roli, sam komentował to w wywiadach bardzo jednoznacznie: "bardzo lubię to, co robię". Ale od razu pojawiły się też komentarze dotyczące... jego charakterystycznego wyrazu twarzy: Babiarz wygląda tak, jakby cały czas się uśmiechał. "Pan sobie żarty robi, czy ma pan taki wyraz twarzy?" - często słyszał to pytanie. Ponoć jako pierwszy zapytał go o to, pół żartem, pół serio, już podczas egzaminu do telewizji Bogdan Tomaszewski, nestor polskiego dziennikarstwa sportowego.
"Po ile ta sukienka?"
Z czasem stawał się coraz większą gwiazdą programów sportowych w TVP. Komentował kolejne olimpiady i wielkie zawody w różnych dyscyplinach, był gospodarzem studia sportowego podczas sześciu kolejnych mundiali na przełomie wieków, prowadził flagowe "Wiadomości sportowe" i historyczny program "Retro TVP Sport". Miał też krótki epizod w prywatnej, komercyjnej stacji Wizja Sport - w wywiadzie w programie "As wywiadu" przyznał, że chodziło tylko i wyłącznie o kwestie finansowe. Wizja płaciła kilkakrotnie więcej niż publiczna telewizja. - Przez dwa lata zarobiłem na mieszkanie - przyznał Babiarz.
Kiedy po latach w wywiadzie dla portalu Na Temat komentował swoją karierę, chętnie wracał do aktorskiej przeszłości. Powiedział wtedy o pracy na dużych zawodach: - Cały czas staram się myśleć o tym, co może się zdarzyć w danej konkurencji i potem patrzę, czy mi się to sprawdza. W teatrze zawsze mówiło się, że dialog jest bogatszy, bardziej twórczy od monologu.
Przed kamerą czuł się tak swobodnie, że bardzo szybko zaczęto go angażować także do prowadzenia programów, które nie miały nic wspólnego ze sportem. Zaczęło się od jednego z najbardziej nietypowych programów w ówczesnym czasie: teleturnieju, w którym uczestniczki... szyły ubrania. Zabawny był już sam tytuł - "Stawka większa niż szycie", zaczerpnięty z tytułu serialu o Hansie Klossie, który zresztą Babiarz bardzo lubi i uznaje wręcz za jeden z najlepszych w historii polskiej telewizji.
Telewizyjna rywalizacja polegała na tym, żeby uszyć ubrania, które będą się dobrze prezentować. Było jednak jeszcze jedno ważne kryterium poza estetyką - cena przygotowanej samodzielnie sukienki czy marynarki. Emitowany w latach 90. program był świadectwem swoich czasów, w których wiele osób, dotkniętych dynamicznymi zmianami okresu transformacji, borykało się w problemami finansowymi. A Babiarz sprawdził się w nim znakomicie, ze swadą komentując poczynania uczestniczek i skutecznie nawiązując z nimi kontakt. Nic więc dziwnego, że zaczął dostawać kolejne propozycje.
Ciumkała wkracza do Europy
Od początku XXI wieku stał się ważną postacią programów śniadaniowych w TVP. Przez ponad dekadę, w latach 2002-2013, prowadził "Kawę czy herbatę?" w TVP 1, przez jakiś czas również "Pytanie na śniadanie" w TVP 2. Dobrze się tam sprawdzał i sam był zadowolony z tej odnogi swej kariery. Ostatnio zainteresował się także historią - przyjął propozycję, żeby być gospodarzem dwóch teleturniejów o takiej tematyce: "Va banque" w TVP2 i "Giganci historii" w TVP Historia.
Zdarzały mu się jednak także projekty mocno nietrafione: jego zainteresowania łyżwiarstwem figurowym przełożyło się na propozycję prowadzenia pierwszej edycji programu "Gwiazdy tańczą na lodzie". Ale tego zadania nie wspominał akurat zbyt dobrze. Opowiadał o tym potem ze sporą dozą autoironii: - Jestem osobą, którą łatwo jest namówić na rzeczy, na które nie powinna się była zgodzić. To jest właśnie jeden z takich przykładów. Zapytany dlaczego dodał jeszcze: - Przede wszystkim zrozumiałem, że to jest pewien typ widowiska, w którym nie jestem podmiotem. Byłem przedmiotem. Były momenty, gdy czułem się do czegoś użyty. A nie lubię tego uczucia.
Od czasu do czasu Babiarz przypomina sobie o swoich korzeniach na scenie i wykształceniu aktorskim. Zdarza mu się pojawiać na ekranie w małych rolach serialowych - gra tam często zresztą samego siebie. Tak było choćby w popularnym "Na dobre i na złe", gdzie użyczył głosu jako komentator sportowy. Głosem zagrał także w 2003 r. w słuchowisku Janusza Kukuły "Malinówek wkracza do Europy". W opowieści o polskiej prowincji zagrał jednego z głównych bohaterów, małomiasteczkowego "mędrca" Ciumkałę.
Czasem jego głos można było usłyszeć w zgoła innym kontekście - cztery lata temu stanął na scenie Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Podczas koncertu poświęconego twórczości Wojciecha Młynarskiego to właśnie Babiarz zaśpiewał jedną z jego najważniejszych i najpopularniejszych piosenek "W Polskę idziemy".
Na tropie komunizmu, anarchizmu, antyreligijności
Przemysław Babiarz, jak każdy komentator sportowy, ma "w dorobku" sporo potknięć językowych i najróżniejszych błędów. Zdaje się mieć do tego raczej lekki stosunek - wielokrotnie opowiadał o tym, że nie sposób ich uniknąć, zwłaszcza w gorącej atmosferze dużych imprez sportowych komentowanych na żywo. Twierdzi, że zawsze jest dobrze przygotowany merytorycznie, a przejęzyczenie w ferworze emocji może się zdarzyć każdemu.
Ktoś wypomniał mu, że jednego z zawodników zapowiedział kiedyś jako "Kanadyjczyka z Kanady". W internecie często powraca też jego pełna abstrakcyjnej wyobraźni wypowiedź z zawodów pływackich: "Otylia Jędrzejczak na dole ekranu, zaraz ją wyłowimy". W zakamarkach sieci można znaleźć także obszerny fragment jednej z transmisji, w którym Babiarz przez dłuższy czas myli japońskiego skoczka Daikiego Ito z Dmitrijem Wasiljewem, orientuje się dopiero po chwili i próbuje wybrnąć z sytuacji. W innej relacji kilkakrotnie próbuje wymówić nazwisko jednego z fińskich zawodników i cały czas mu się to nie udaje. Fani skoków narciarskich już od dawna dają do zrozumienia w swoich komentarzach, że nie poważają specjalnie Babiarza, odnosząc się do różnych pomyłek, chętnie posługują się znaczącym sformułowaniem "typowy Babiarz".
Internet nie wybacza mu także od kilku dni wypowiedzi z transmisji otwarcia trwających właśnie igrzysk w Pekinie - pomylił zawodniczki niosące polski sztandar, tłumaczył też na żywo tekst piosenki "Imagine" Johna Lenona, komentując ją na koniec, że "to z jednej strony apel o pokój równość i braterstwo dla całej ludzkości, utopijna wizja świata, ale trzeba dostrzec, że kompozycja zawiera stanowczy i kontrowersyjny przekaz o komunistycznym, anarchistycznym, antyreligijnym zabarwieniu".
Bóg jest dla Babiarza najważniejszy
Komentatorowi TVP od dawna zdarza się poruszać w publicznych wypowiedziach również tematykę religijną, czasem także polityczną. Szczególnie mocno akcentuje swoją wiarę katolicką: chętnie opowiada o tym, że się modli, uczestniczy w liturgii, celebruje święta.
Już ponad dekadę temu na spotkaniu ze studentami Duszpasterstwa Akademickiego mówił: - Myślę, że o Bogu mówię z większym zaangażowaniem niż o sporcie. Dzieje się to z prostej przyczyny: Bóg jest dla mnie ważniejszy. Babiarz deklarował, że głęboka wiara towarzyszy mu od dzieciństwa. Mówił, że ze względów religijnych nie bardzo lubi pracować w niedzielę, ale zawsze stara się być tego dnia na mszy. Znana stała się jego opowieść o pobycie na zawodach w Japonii, gdzie trudno było znaleźć katolicki kościół. Babiarz wspominał, że pomodlił się do Matki Boskiej i... natychmiast trafił do świątyni, gdzie mógł uczestniczyć w mszy. Była celebrowana po japońsku, ale dla dziennikarza liczyło się poczucie modlitewnej wspólnoty, a nie konkretne słowa.
Słynny stał się też jego wywiad sprzed kilku lat dla katolickiego serwisu Jerycho Młodych, w którym opowiadał m.in. o krzyżu smoleńskim na Krakowskim Przedmieściu. Babiarz mówił wtedy: "Krzyż (...) jest obecny w naszym życiu. Nie ma dla niego sfery neutralnej – są jego zwolennicy albo przeciwnicy. Argument o neutralności światopoglądowej to zabieg raczej erystyczny niż opis rzeczywistości. Świat opowiadający się za świecką przestrzenią publiczną jest w gruncie rzeczy przeciw krzyżowi. Musimy sobie to uświadomić. A także to, że obecność krzyża w życiu publicznym ma rozmaite konsekwencje, dlatego że dzięki niemu możemy odwoływać się do wartości, które budują społeczeństwo, wspólnotę."
Zobacz także
Nie wstydzi się Jezusa
Ponad dekadę temu Babiarz wsławił się długą wypowiedzią dla katolickiego serwisu Piotr SkargaTV, gdzie promował religijną akcję społeczną "Nie wstydzę się Jezusa". Przez kilka minut perorował tam o potrzebie noszenia krzyża i przyznawania się do swojej wiary katolickiej. Opowiadał o Chrystusie jako wielkim etycznym bohaterze, który odważnie bronił swojej wiary i poświęcił się dla innych. Jak prawdziwy specjalista w tej dziedzinie powoływał się na pisma chrześcijańskich filozofów, odwoływał do osiągnięć katolickich misjonarzy. Wygadany, płynnie prowadzący kilkuminutową narrację, sypiący jak z rękawa przykładami i argumentami Babiarz brzmiał w tym filmie jak amerykański telewizyjny kaznodzieja, a nie komentator sportowy. - Powinniśmy uosabiać Chrystusa w naszym życiu, powinien być w naszym życiu postacią centralną - mówił.
Sam miał kiedyś okazję udowodnić na antenie TVP, że "nie wstydzi się Jezusa" - w programie śniadaniowym miał prowadzić wywiad z wróżką na temat wyników wyborów. Zgłosił wydawcy, że nie chce tego robić, bo katolicyzm nie pozwala mu wierzyć we wróżby. Zwierzchnik zaproponował, żeby Babiarz powiedział o tym w trakcie programu. I tak się stało - zdystansował się od rozmówczyni podczas programu, czym wprawił ją w sporą konfuzję.
Po odejściu żony życie rozpadło mu się na kawałki
Jego życie prywatne nie jest może tak burzliwe jak w przypadku wielu telewizyjnych celebrytów, ale zdarzały się w nim burze. Największą był rozpad jego pierwszego małżeństwa. To żona z niewiadomych przyczyn podjęła decyzję o rozstaniu. - To nie był mój wybór - przyznał Babiarz.
Dziś od wielu lat jest w szczęśliwym związku z Marzeną Babiarz, która jest matką jego drugiego dziecka, córki Luisy. A jak to się ma do deklarowanego katolicyzmu? Przecież rozstał się z żoną. No tak, ale nie wzięli rozwodu. Udało się za to unieważnić ślub kościelny.
Choć dziś Przemysław Babiarz jest na pierwszych stronach wszystkich mediów za sprawą wypowiedzi o politycznym kontekście, jeszcze kilka miesięcy temu mocno odżegnywał się od łączenia polityki ze sportem. Z okazji swoich 58. urodzin udzielił wywiadu dla portalu TVP Sport, w którym bardzo krytycznie odniósł się do manifestacji politycznych i obecności polityków na zawodach sportowych.
- Na początku lat 90. mieliśmy surowo przykazane: żadnych polityków na trybunach w kamerze. Należało zajmować się tylko sportem. Teraz trudno to sobie wyobrazić. Nie chcę powiedzieć, że politycy są intruzami. Nie chcę ich dezawuować. Po prostu lata temu były takie, a nie inne zasady. Nie były one takie złe... Chciałbym wrócić do sportu, który nie jest manifestacją polityczną ani obyczajową.
Podczas wczorajszych zawodów w skokach ten powrót się Babiarzowi niezbyt udał.