Wpadki na Telekamerach. O tych momentach długo było głośno
[GALERIA]
Telekamery to pierwsze, najdłużej przyznawane statuetki za osiągnięcia telewizyjne. W dodatku od lat to widzowie decydują o tym, kto zasługuje na wyróżnienie. Gala, na której wręczano nagrody, mogłaby być świętem telewizji. W jednym miejscu spotykają się przedstawiciele konkurencyjnych stacji, którzy z dumą mówią o swojej pracy i projektach. Na czerwonym dywanie zawsze możemy podziwiać piękne kreacje, specjalnie przyszykowane na ten wieczór. Dodatkowo od 1999 r. do 2009 r. organizatorzy zapraszali na imprezę gwiazdy światowej sławy. To oczywiście podnosiło rangę tego wydarzenia.
W ostatnich latach niestety wiele się zmieniło. Przede wszystkim podejście do widza, który przecież w tym przypadku powinien być najważniejszy. To on decyduje o tym, kto tę prestiżową statuetkę otrzyma. Gala od 2017 r. relacjonowana jest w internecie, a widzów omija to, co w pamięci często zostaje najdłużej: wyjątkowe momenty, zabawne wypowiedzi i wpadki. Szkoda, bo tych w ostatnich latach nie brakowało.
Ostre przemówienie Orłosia
20. gala organizowana przez tygodnik w 2017 r. była wyjątkowa, ponieważ pierwszy raz od dwóch lat nie można było zobaczyć jej na żywo w TVP. Na internetową formę transmisji, ku niezadowoleniu dużej części widzów i czytelników, zdecydowano się także w 2018 i 2019 r. Szczególnie w pamięć zapadło przemówienie Macieja Orłosia, który wręczał nagrodę w kategorii najlepszego prezentera informacji. Dziennikarz nie omieszkał w ostrych słowach odnieść się do rozstania z TVP po 25 latach.
- Tak to było zaledwie rok temu, a tyle się zmieniło. (…) O czym miałbym powiedzieć prawdę? Na przykład o instytucji, z którą byłem związany przez tyle lat. Nie bój się Artur [Artur Orzech, redaktor TVP, współprowadzący galę - przyp. red.], nie powiem. To są Telekamery. Ma być miło i przyjemnie. W związku z czym grzecznie przeczytam wygranych - powiedział Orłoś.
Nieprzyjemna sytuacja
Krzysztof Ziemiec w 2016 r. wręczał Telekamerę w kategorii "Serial fabularno-dokumentalny". Nominowane do nagrody były produkcje: "Malanowski i Partnerzy", "Na sygnale", "Szkoła", "Sensacje XX wieku" oraz "Policjantki i policjanci". Zanim jednak prezenter odczytał wyniki, zwrócił się do publiczności słowami:
- Miło was wszystkich widzieć. Chciałoby się powiedzieć coś więcej, ale doświadczenie ostatnich dni nauczyło mnie, że lepiej powiedzieć o jedno słowo za mało niż o dwa za dużo, więc...
W tym momencie z widowni rozległ się okrzyk: "kłamca!". Część gości zebranych w Teatrze Polskim zaczęła klaskać - nie wiadomo jednak, czy była to oznaka poparcia do Ziemca, czy też spontaniczny odzew na reakcję osoby z publiczności.
- ...ograniczę się do odczytania komunikatu - dokończył krótką przemowę nieco skonfundowany dziennikarz.
Ewa Błachnio i Robert Górski nie szczędzili dowcipów
W tym samym roku Krzysztofowi Ziemcowi dostało się też od satyryków. Był jednym z nielicznych, który ocalał po przeprowadzeniu tzw. czystki w TVP. Ten fakt nie umknął oczywiście kabareciarzom: Robertowi Górskiemu i Ewie Błachnio.
- Strach zaprosić dziś gwiazdę, nie wiadomo czy to gwiazda czy uchodźca. Jeszcze o azyl poprosi. Albo jakieś choróbsko przywlecze.
- Teraz z zagranicy to raczej gwizdy niż gwiazdy. Lepiej brać swoich.
- No biorą, jak to mówią: lepszy Ziemiec niż cudzoziemiec.
- Ach, żeby dostać tak własny pogram w telewizji...
- To akurat proste, wystarczy wystąpić tylko na odpowiednim zdjęciu i w odpowiednim czasie - zakończył Górski, robiąc tym samym aluzję do sytuacji, w której kilku dziennikarzy ustawiło się do wspólnej fotografii z Jackiem Kurskim, swoim nowym szefem.
Cięte riposty Torbickiej i Żmijewskiego
W kategorii "najcelniejsze riposty i żarty z nowych władz TVP" kroku satyrykom postanowili dotrzymywać w 2016 r. również prowadzący galę Telekamer. - Są takie programy, które oglądam na każdym kanale, aby wyrobić sobie swoje zdanie - zagaiła Grażyna Torbicka.
- Niech zgadnę, Wiadomości? - spytał aktor.
- Nie, prognozę pogody. Bo są tacy, co wróżą z fusów, inni z map, a inni z sondaży - wyjaśniła prezenterka.
Docinka pod adresem Kuźniara
W 2015 r. w kategorii "Prezenter informacji" triumfował Jarosław Kuźniar. Odebrał nagrodę z rąk Krystyny Czubówny, która nie kryła zresztą, że był jej faworytem. I być może oglądalibyśmy standardowe podziękowanie dziennikarza, gdyby Kuźniar nie zaczął od drobnej złośliwości pod adresem TVP, która spotkała się z błyskawiczną ripostą Grażyny Torbickiej.
Podchodząc do mikrofonu, dziennikarz podzielił się takimi to wrażeniami:
- Ładnie tu u was w tej publicznej - powiedział, co widownia odebrała jako małą zaczepkę. Najwyraźniej jednak Kuźniar nie spodziewał się celnej reakcji prowadzącej, Grażyny Torbickiej, która postanowiła ostudzić jego pewność siebie i bronić TVP jak lwica.
- Niestety, wszystkie miejsca są już zajęte - odpowiedziała, wywołując gromkie brawa na sali, które przez kilkanaście sekund nie pozwoliły dojść Kuźniarowi do słowa. Jak to mówią, mina dziennikarza TVN była bezcenna.
Przejęzyczenie Torbickiej
Tego samego roku drobna, choć zabawna wpadka, zdarzyła się także Grażynie Torbickiej. Dziennikarce niespodziewanie poplątał się język. Mogłoby się wydawać, że nazwa radiowej rozgłośni RMF FM do najbardziej kłopotliwych nie należy, a jednak spłatała dziennikarce TVP figla. Córka Krystyny Loski parokrotnie próbowała wypowiedzieć nazwę poprawnie, błądząc pomiędzy podobnie brzmiącymi skrótami RFN, MRF... Ostatecznie jednak udało jej się ułożyć te trzy literki w poprawnej kolejności.
Beata Tadla musiała się tłumaczyć
W tym samym roku Beata Tadla stała się bohaterką zakulisowej aferki. Jak pisał "Super Express", miała być jedną z osób, które zniszczyły dekoracyjną stauetkę. Podobno gdy zgasły światła na scenie, a wszyscy laureaci i goście udali się na bankiet, dziennikarka wraz ze swoim ukochanym, Jarosławem Kretem, Agnieszką Dygant i Darią Widawską wróciła do pustej sali, w której odbywała się gala.
- Beata zaczęła odrywać statuetce ręce, nogi, a następnie z połamanymi elementami dumnie pozowała do zdjęć. Reszta towarzystwa nie omieszkała również zrobić sobie pamiątkowych zdjęć. Jednak Tadla miała z tego powodu największy ubaw. Z wyrwaną ręką biegała jak szalona po sali, krzycząc ile sił w piersiach - relacjonował świadek zdarzenia w rozmowie z "Super Expressem". Od razu pojawiły się spekulacje, że poirytowana dziennikarka zareagowała w ten sposób na przegraną w kategorii "prezenter informacyjny".
Dziennikarka szybko odniosła się do sensacyjnych doniesień, mówiąc, że nie miała ze zdarzeniem nic wspólnego. - Został opisany incydent, który nie miał miejsca. Nie wiem, dlaczego jestem tego twarzą. Może pani zadzwonić do osób, które też tam były i zostały wymienione w waszym tekście. Może będą miały coś ciekawego do powiedzenia - powiedziała Beata Tadla w rozmowie z dziennikarką "Super Expressu".
Słowa prezenterki potwierdził rzecznik TVP, Jacek Rakowiecki, mówiąc na łamach tabloidu, że "Beata Tadla nie 'rozwaliła' statuetki". Z kolei Daria Widawska, choć przyznała, że taka sytuacja miała miejsce, wyjawiła, że był to zupełny przypadek i nie wie, kto odpowiada za zniszczenie statuetki.