Perea odniosła się do afery z występem w TVP. Polały się łzy

Na początku sierpnia wyemitowano odcinek "Sprawy dla reportera", w którym Tamara Gonzalez Perea praktykowała "uzdrawianie dźwiękiem" i zachwalała moc kryształowych czaszek w leczeniu wszelkich schorzeń. Po programie zalała ją fala krytyki i poważnych oskarżeń. Teraz Perea odniosła się do zarzutów w półgodzinnym nagraniu na Instagramie.

Tamara Gonzalez Perea dowiedziała się o skandalu po dwóch miesiącach spędzonych w peruwiańskiej dżungli
Tamara Gonzalez Perea dowiedziała się o skandalu po dwóch miesiącach spędzonych w peruwiańskiej dżungli
Źródło zdjęć: © Instagram

Tamara Gonzalez Perea zaistniała w show-biznesie jako blogerka modowa i influencerka Macademian Girl. Później była gwiazdą TVP, prowadzącą m.in. "Pytanie na śniadanie". Dziś zajmuje się medycyną alternatywną, prowadzeniem warsztatów i "terapii" związanych z rozwojem duchowym, jak również sprzedaje szamańskie i ezoteryczne akcesoria w swoim sklepie.

O tej działalności Perei zrobiło się głośno na początku sierpnia, kiedy TVP wyemitowała odcinek "Sprawy dla reportera" z jej udziałem. Szamańskie rytuały byłej blogerki modowej wywołały powszechne oburzenie i były źródłem drwin. Ale także poważnych oskarżeń o oszustwo i żerowanie na ludzim nieszczęściu.

Szybko zaczęto bowiem przyglądać się akcesoriom sprzedawanym w internetowym sklepie Tamary. Kryształowe czaszki, bębny szamańskie i inne "przedmioty mocy" osiągają tam ceny kilku tysięcy złotych. Tymczasem popularne sklepy z "chińszczyzną" sprzedają identycznie wyglądające akcesoria znacznie taniej.

Perea dopiero w nocy z 4 na 5 września skomentowała aferę na Instagramie, prowadząc 30-minutową transmisję na żywo. Celebrytka wyjaśniła, że przez ostatnie dwa miesiące była w amazońskiej dżungli w Peru bez dostępu do internetu. I dopiero tydzień temu dowiedziała się o skandalu, jaki wywołał jej występ u Jaworowicz.

- Przyznam szczerze, że mi tydzień zajęło zintegrowanie tego - wyznała Perea, którą zalała "fala nienawiści, złości, wk...u, kłamstw, oszczerstw". Całą sytuację porównała do wspomnień z dzieciństwa, kiedy "koledzy z klasy pluli jej na plecy" i "kazali wy...ać z tego kraju" (Tamara urodziła się i dorastała w Szczecinie jako córka Polki i Panamczyka).

Perea nie żałuje jednak swojego występu w "Sprawie dla reportera", a wręcz jest wdzięczna za tę możliwość, gdyż "ten program zapoczątkował pewien proces". - Zawsze jest warto głosić swoją prawdę i stać w autentyczności - mówiła na Instagramie.

W trakcie półgodzinnej transmisji na żywo Perea wielokrotnie używała słów "proces", "droga", mówiła o "wdzięczności", "obfitości" i "kłanianiu się" przed swoimi wielkimi nauczycielami. Poza laniem wody odniosła się też nieco konkretniej do stawianych zarzutów związanych z jej działalnością i kompetencjami.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Ja jestem certyfikowanym soul coachem. Certyfikowaną terapeutką ustawień systemowych, certyfikowanym terapeutą uzdrawiania dźwiękiem i głosem. Ukończyłam trzy poziomy totalnej biologii. Ukończyłam kurs psychologii procesu - wyliczała Perea, która zapraszała do swojej "przestrzeni w Warszawie", gdzie ma wszystkie dyplomy i dokumenty potwierdzające ukończone kursy.

Perea przy okazji zaznaczyła, że stosowane przez nią metody "nie rezonują" ze wszystkimi i nikogo nie namawia, by odrzucał medycynę naukową na rzecz "uzdrawiania dźwiękiem" czy totalnej biologii. Warto wyjaśnić, że ten drugi nurt zakłada, że źródłem chorób nie są urazy mechaniczne, wrodzone wady, mutacje genetyczne czy zaburzenia hormonalne, tylko psychika.

"Problemy z nadwagą wskazują na odrzucenie czy nawet porzucenie w dzieciństwie. Alergia to nic innego jak reakcja emocjonalna na rozstanie z bliską osobą. Choroba nerek niechybnie wynika z problemów finansowych, nowotwór prawej piersi – ze strachu przed odejściem mężczyzny, lewej – dorastającego dziecka" - czytamy w krytycznym artykule na stronie Uniwersytetu SWPS.

- Szamanizm jest i był zawsze częścią mojej drogi, mojej tożsamości - mówiła dalej Perea, która powoływała się na wielopokoleniową tradycję w swojej rodzinie po stronie ojca z Panamy.

- Wychodzę do świata z tą jakością, która jest we mnie, to jest proces, który pozwala mi objąć moje dziedzictwo - tłumaczyła była blogerka modowa, która w końcu odniosła się do zarzutów związanych z jej sklepem.

Perea wyjaśniła, że sklep internetowy z szamańskimi akcesoriami i ubraniami "powstał z miłości do różnorodności, do mojej pracy, podróży, różnych perspektyw i poglądów". Przedmioty tam sprzedawane mają pochodzić ze sprawdzonych źródeł i być ręcznie wykonywane "z intencją". Mowa m.in. o słynnych kryształowych czaszkach za kilkaset złotych, które (w zależności od użytego kryształu) "pomagają w odczuwaniu szczęścia w życiu", "w przekształceniu swoich marzeń w rzeczywistość", "działają odmładzająco i zapobiegają wyczerpaniu fizycznemu i psychicznemu" itd.

Perea wyśmiała zarzut, jakoby jej czaszki miały coś wspólnego z tak samo wyglądającymi gadżetami z chińskich sklepów za kilkadziesiąt złotych. Przekonywała, że tylko kilkanaście osób na świecie potrafi wykonywać takie "przedmioty mocy" i właśnie u nich się zaopatruje.

Podobnie sprawa wygląda z szamańskimi bębnami za kilka tys. złotych. - Bębny te są wykonywane ręcznie przez Maksa, który pochodzi z Ukrainy - tłumaczyła Perea. - Wszyscy, którzy przychodzą na moje warsztaty, doskonale wiedzą, jakie te bębny mają moc - dodała celebrytka, określając je mianem "Rolls-Royce'ów wśród bębnów" i "absolutnych diamentów". Bębny tajemniczego Maksa z Ukrainy mają być tworzone ręcznie i "z intencją", dlatego czas oczekiwania na indywidualne zamówienia wynosi od 60 dni do nawet trzech miesięcy. I nie wynika to z czasu potrzebnego na transport z Chin, jak pisali krytycy celebrytki.

Tamara Gonzalez Perea pod koniec wyjaśniła, że nie zamierza nagrywać żadnych filmików na YouTube z polemiką i odpowiedzią na hejt. Będzie natomiast dochodzić sprawiedliwości w sądzie, gdyż nie godzi się na bycie nazywaną oszustką.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)