"Szansa na sukces" bez Manna: nieudany powrót kultowej produkcji

"Szansa na sukces" bez Manna: nieudany powrót kultowej produkcji
Źródło zdjęć: © East News | Jan Bogacz

07.04.2019 16:16, aktual.: 07.04.2019 17:10

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Za nami pierwszy odcinek nowej edycji "Szansy na sukces" bez Wojciecha Manna. Postanowiliśmy sprawdzić, jak wypada ten program po 7 latach przerwy.

"Szansa na sukces", kultowy program, w którym przez lata debiutowało wiele gwiazd estrady (Justyna Steczkowska, Ewa Farna, Katarzyna Cerekwicka czy Natalia Szroeder), powrócił na antenę TVP2 po 7 latach przerwy. W pierwszym odcinku śpiewano piosenki z repertuaru Anny Wyszkoni. Choć na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło, show ogląda się dziś zupełnie inaczej.

Pierwszą zmianą, jaka rzuca się w oczy, jest studio. Charakterystyczny niebieski kolor wymieniono na zmieniający barwy ekran. Ale poza tym wszystko po staremu – kanapa dla gości, mała okrągła scena dla uczestników i publiczność na sali.

Formuła programu jest dobrze znana – krótka rozmowa z uczestnikiem, losowanie utworów przez pociąganie wstążeczek, fragment nagrania z piosenką oraz występ. A na koniec wybór zwycięzcy.

Największa zmiana to gospodarz programu. "Szansy na sukces" nie prowadzi już Wojciech Mann. Kultowe pytanie "taśma profesjonalna czy z linią melodyczną?" zadaje teraz Artur Orzech, dziennikarz i prezenter związany z radową Trójką. Telewidzom kojarzy się on głównie z konkursem Eurowizji, który od lat komentuje w zabawny, ironiczny sposób.

Niestety w pierwszym odcinku nowej "Szansy na sukces" Artur Orzech nie popisał się poczuciem humoru. A okazuje się, że bez ironii ten program jest po prostu nudny. Goście siedzą, prowadzą smętne pogawędki, a zestresowani uczestnicy fałszują. Wojciech Mann ze swoim powolnym sposobem mówienia i trafionymi w punkt, lekko złośliwymi żartami, dodawał programowi iskry, jednocześnie wpisując się w powolne, idealne na niedzielne popołudnie, tempo.

Tymczasem Artur Orzech jest po prostu szarmanckim, miłym panem. Oczywiście nie można mu odmówić uroku, ale jeśli chce zadowolić fanów kultowej produkcji, musi nieco wyostrzyć żart. Bez tego w "Szansie na sukces" panuje atmosfera jak na stypie. W dodatku poziom wokalny uczestników jest bardzo niski. Fałsze i brak poczucia rytmu można uznać za interesującą odmianę, jeśli zdarzają się raz na odcinek. Ale żeby wszyscy brzmieli źle w programie, który ma prezentować muzyczne talenty? To już nawet nie jest zabawne.

Po pierwszym odcinku nowej edycji "Szansy na sukces" wiemy już, że gdy Wojciech Mann żegnał się z formatem w 2012 roku, TVP słusznie podjęło decyzję o zdjęciu show z anteny. Bo "Szansa na sukces" to Wojciech Mann.

A dziś, w natłoku wszystkich talent-show obecnych w polskiej telewizji, trudno będzie przyciągnąć uwagę widzów powolną produkcją, w której nic się nie dzieje. Być może trudno będzie też przyciągnąć prawdziwe talenty, które chętniej wezmą udział w programach realizowanych z większą pompą.

Komentarze (486)