"Stranger Things 4" wciąga jak świetny horror. To powrót w wielkim stylu [RECENZJA]

Pora dojrzeć, drodzy widzowie. Bracia Duffer rzucają nas, tak jak swoich bohaterów, na głęboką wodę. Czwarty sezon "Stranger Things" jest poważniejszy, bardziej mroczny i niepokojący niż poprzednie. Za to jaki wciągający! To (choć jeszcze się nie zakończył) najlepszy, po znakomitym pierwszym, sezon przeboju Netfliksa.

"Stranger Things" wróciło z czwartym sezonem
"Stranger Things" wróciło z czwartym sezonem
Źródło zdjęć: © Netflix
Urszula Korąkiewicz

Pora przygotować się na to... co nieoczekiwane. Bez miękkiego lądowania i poduszki powietrznej. Brzmi pompatycznie, ale nie da się ukryć, to powrót na bogato i powrót, na który warto było czekać. Czwarty sezon "Stranger Things" to niewątpliwie najmroczniejszy ze wszystkich. Ale nie tylko ze względu na fakt, że najnowsza seria jest głęboko osadzona w estetyce horroru.

To już nie tylko historia o dorastaniu pozornie zwyczajnych amerykańskich nastolatków. To opowieść o radzeniu sobie z rozłąką i traumą. Nie jest tajemnicą, że bohaterowie netfliksowego hitu po wydarzeniach, które rozegrały się w finale trzeciego sezonu, są, najkrócej mówiąc, straumatyzowani. Zresztą, nie tylko oni. Oficjalnie – wielu mieszkańców Hawkins zginęło w pożarze centrum handlowego. I tylko garstka wie, co wydarzyło się naprawdę.

A to niejedyny ciężar, z którym przyszło im dalej żyć. I tak Max wciąż nie umie pogodzić się ze stratą Billy’ego, przyrodniego brata, co czyni z niej łatwy cel dla ponownie czyhającego po drugiej stronie zła. Jedenastka zaś nie tylko boryka się z rozłąką z chłopakiem, próbuje odnaleźć w nowym miejscu, daleko od domu, mierzy ze stratą mocy, ale przede wszystkim - stratą przyszywanego ojca, Jima Hoppera. W dodatku ma poważne podejrzenia, że największym zagrożeniem dla jej przyjaciół... jest ona sama.

Tymczasem cała dobrze znana ekipa także musi mierzyć się z rozłąką z powodu wyprowadzki Byersów. W związku z utrudnionym kontaktem – na wielką próbę wystawione są nie tylko przyjaźnie, ale i nastoletnie miłości. Jakby tego było mało, to właśnie na najczulszych punktach ich psychiki żeruje zło, które chce opanować całe miasto (zresztą, nie tylko miasto). Trauma i prześladujące poczucie winy, które z najgłębszych zakamarków pamięci wydobywa nowy, tajemniczy przeciwnik - to chyba wystarczający koszmar dla nastolatka, prawda?

Od lewej: Eduardo Franco (Argyle), Charlie Heaton (Jonathan), Millie Bobby Brown (Eleven), Noah Schnapp (Will) i Finn Wolfhard (Mike)
Od lewej: Eduardo Franco (Argyle), Charlie Heaton (Jonathan), Millie Bobby Brown (Eleven), Noah Schnapp (Will) i Finn Wolfhard (Mike)© Netflix | Courtesy of Netflix

A tymczasem horror rozgrywa się także w rzeczywistości. Bracia Duffer zadbali o to, by ponownie atakująca "druga strona" była jeszcze bardziej przerażająca niż poprzednio. Śmiało czerpią z klasyki horroru. Mnóstwo przyjemności z seansu będą też czerpać fani gatunku, bo nawiązania do kultowych produkcji są tutaj tak wyraźne, że niemal daje się odczuć, że twórcy w tym czy innym momencie puszczają oko do widza.

Ponadto właśnie w tej warstwie, szczególnie wizualnej, widać imponujący budżet poświęcony na ten sezon. Efekty specjalne są dopieszczone w każdym detalu i robią niemałe wrażenie. I w końcu - wszystko to pokazuje dobitnie, że "Stranger Things" przekroczyło nie tylko granice Hawkins, a nawet kontynentu (Hopper przebywa przecież w więzieniu na Kamczatce - dzięki Davidowi Harbourowi to jeden z najbardziej emocjonalnych wątków), ale i ramy konwencji zarysowane w pierwszym sezonie.

Jednocześnie początkowo zawiła (a nawet myląca) fabuła i akcja tocząca się w kilku lokalizacjach z odcinka na odcinek składa się w logiczną całość. Ponadto stopniowo odkrywane elementy układanki zbliżają do wyjaśnienia zagadki ciągnącej się od samego początku. Analogia czerpana nie tylko z kultowej gry "Dungeons & Dragons" ("Lochy i Smoki") nadal sprawdza się w tym doskonale. Nie tylko służy nastolatkom jako metafora otaczającego ich okrutnego świata, ale jako przewodnik w stworzonej przez braci Duffer serialowej intrydze.

Czwarty sezon to wciąż świetne kino przygodowe i nie bez powodu pojawia się w tym tekście nawiązanie do ostatniej ekranizacji "TO". Śledztwo nastolatków, a także przygody podzielonych w wyniku serii niefortunnych zdarzeń przyjaciół ogląda się z nie mniejszą przyjemnością. Co więcej, wygląda równie dobrze na ekranie.

Od lewej: Joe Keery (Steve), Gaten Matarazzo (Dustin), Maya Hawke (Robin), Sadie Sink (Max), Natalia Dyer (Nancy) i Caleb McLaughlin (Lucas)
Od lewej: Joe Keery (Steve), Gaten Matarazzo (Dustin), Maya Hawke (Robin), Sadie Sink (Max), Natalia Dyer (Nancy) i Caleb McLaughlin (Lucas)© Netflix

Ponadto, obsada znów sprawdziła się znakomicie. Młodzi, w dużej mierze pełnoletni już aktorzy odnajdują się w swoich rolach doskonale. Winona Ryder w jednym z wywiadów promujących obecny sezon nie kryła podziwu dla młodszych kolegów, którzy jej zdaniem doskonale oddają ducha ówczesnych nastolatków. Choć, siłą rzeczy, tych czasów nie mają szans pamiętać. Ale trudno zaprzeczyć - bawią się "ejtisową" konwencją fantastycznie. I to dzięki nim (a także świetnym nowym postaciom) znowu nie brakuje ani wzruszeń, ani humoru.

Całe "Stranger Things" nie utraciło tego, za co pokochaliśmy serial w pierwszym sezonie. Zgrabnej umiejętności grania na sentymencie. To nadal list miłosny Dufferów do lat 80. ale jednocześnie dużo, dużo więcej. Moda, rozrywki i przeboje w tamtych czasów wracają ze zdwojoną siłą. Kate Bush, Taking Heads... czego tu nie ma! Ścieżka dźwiękowa może chodzić po głowie jeszcze długo po seansie.

Mimo to prawdopodobnie nie jest to seans dla wszystkich. Ostrzega amerykańskich widzów przed nim nawet sam Netflix – ze względu na nagromadzenie drastycznych scen z udziałem dzieci. Zrobił to nie bez powodu. To reakcja na serię strzelanin w Stanach Zjednoczonych, szczególnie w szkole Robb Elementary School w Uvalde. Choć nowy sezon powstawał dużo wcześniej przed dramatycznymi zdarzeniami, a fabuła nie ma związku z tym, co zdarzyło się w rzeczywistości, to symboliczny znak, że twórcy nie są oderwani od rzeczywistości i obojętni na przemoc, szczególnie wobec dzieci.

I w końcu, to seans dla wytrwałych. Twórcy wystawiają nawet zagorzałych fanów na próbę - każdy z siedmiu odcinków trwa ponad godzinę, ostatni zaś rekordowe 1g40min. A to jeszcze nie koniec. Dufferowie zmyślnie dawkują emocje. Druga część czwartego sezonu pojawi się na platformie 1 lipca. I znowu, warto czekać, bo... zamówiony został już piąty sezon.

Urszula Korąkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (26)