Rok temu odeszła Irena Dziedzic. Nadal nie doczekała się godziwego nagrobka
Choć u szczytu kariery była jedną z ikon telewizyjnego dziennikarstwa, pod koniec życia zmagała się z długami, samotnością i chorobą. Rok po śmierci Irena Dziedzic nadal nie doczekała się przyzwoitego nagrobka.
05.11.2019 | aktual.: 05.11.2019 19:40
Irena Dziedzic zmarła 5 listopada 2018 r. Miał 93 lata i od lat wiodła skromne życie z dala od show-biznesu, telewizji i dawnych przyjaciół. Legendarna prezenterka TVP odeszła w zupełnym zapomnieniu i biedzie. Po jej śmierci wyszło na jaw, że zostawiła po sobie koszmarne długi. Ale to nie koniec tej przygnębiającej historii.
ZOBACZ TEŻ: Nina Terentiew o Basi Kurdej-Szatan
Nikt nie zgłosił się po ciało
Choć Irena Dziedzic zmarła na początku listopada 2018 r., to informacja o jej śmieci dotarła do mediów dopiero 8 tygodni później.
Okazało się, że jej ciało przez ponad 2 miesiące spoczywało w kostnicy. Nikt się po nie zgłosił. Dopiero 14 stycznia br. odbył się pogrzeb w podwarszawskich Laskach.
93-latka nie miała bliskiej rodziny. W ostatnich miesiącach życia najbliższy jej był ksiądz Andrzej Luter, który ogłosił na Facebooku prawdziwą datę jej zgonu. Odprawił też mszę pogrzebową.
Niedługo po śmierci okazało się, że miała ponad 700 tys. zł długów i od dłuższego czasu ukrywała się przed wierzycielami.
Jakiś czas później zaczęto sugerować, że do zgonu mogło dojść za udziałem osób trzecich. Prokuratura wszczęła w tej kwestii śledztwo. Po badaniach toksykologicznych i wywiadzie środowiskowym umorzono sprawę.
Głośno było też w sprawie spadku po dziennikarce. Po jej śmierci wyszło na jaw, że przepisała majątek na tajemniczego sadownika z województwa łódzkiego.
Dostał od niej 150-metrowy dom na Saskiej Kępie w Warszawie, którego wartość wyceniania jest na 1,5 miliona złotych. W ramach tzw. "odwróconej hipoteki" mogła mieszkać do śmierci we wspomnianej nieruchomości, a także otrzymywała co miesiąc 4,5 tys. zł. "pensji" od mężczyzny.
Za otrzymane pieniądze mogła opłacić opiekę - m.in. ukraińską opiekunkę.
Przykry widok
Rok od śmierci Irena Dziedzic nie doczekała się godziwego nagrobka. Jej skromną mogiłą, składającą się z metalowego krzyża, na którym jest przytwierdzona drutem tabliczka i ziemi utwardzonej kamieniami, opiekują się obecnie siostry zakonne.
- Staramy się dbać o każde miejsce, gdzie jest pochowany człowiek, bo większości grobów nikt nie odwiedza. Kwiaty kupujemy z datków ofiarnych. Znicze pali najczęściej młodzież z wycieczek szkolnych - powiedziała zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Króla w rozmowie z "Super Expressem".
Tak wyglądał grób Ireny Dziedzic tuż po pogrzebie. Dziś pozbawiony jest tylu kwiatów i zniczy.
Legendarny respekt
- Do wszystkiego doszłam sama - mówiła z dumą Dziedzic, podsumowując swoje osiągnięcia. - Wolno mi było pracować pięć razy tyle co mężczyźni, ale zarabiać pięć razy mniej.
Szybko stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w TVP. Wśród swoich współpracowników i gości budziła legendarny respekt.
Romansowała z Janem Suzinem i Ignacym Gogolewskim, prowadziła popularne "Tele-Echo" i Festiwal w Sopocie, a nawet grała w filmach.
Jej kariera nagle się załamała. W rozmowie z "Wyborczą" Dziedzic twierdziła, że była to osobista vendetta Niny Terentiew.