Irena Dziedzic odeszła w biedzie i samotności. Zmarła już dwa miesiące temu
Na początku stycznia w mediach pojawiła się informacja o śmierci dziennikarki Ireny Dziedzic. Okazuje się, że gwiazda telewizji zmarła dwa miesiące wcześniej.
W miniony weekend informację o śmierci Ireny Dziedzi podał ks. Andrzej Luter z miesięcznika "Więź".
- Była niełatwym człowiekiem, twardym, pewnym siebie, można o niej powiedzieć, miała charakter! Głodna człowieka i rozmowy, żyła samotnie. Dwa lata temu spotkałem się z nią na jej prośbę; pięć godzin fascynującego i ciekawego monologu. Bystrość, erudycję, inteligencję zachowała do samego końca - napisał ksiądz w artykule żegnającym dziennikarkę.
Przy okazji ks. Luter wyjawił, że Irena Dziedzic zmarła 5 listopada, czym wprawił wszystkich w osłupienie. Pojawiły się informacje, że nie można znaleźć jej krewnych, nie było osób, które mogą ją pochować. Przez dwa miesiące leżała w prosektorium, a nie na cmentarzu.
Legenda telewizji była typem samotnika. Nie założyła rodziny, nie miała dzieci, przyjaciół, bliskich znajomych. Nie utrzymywała też kontaktów z ludźmi, których poznała w pracy. Jak podaje "Super Express", dziennikarka ostatnie lata życia spędziła na Saskiej Kępie. Plotkowano, że dostawała najniższą emeryturę, czyli ok. 900 zł.
Tabloid dotarł do informacji, że Irena Dziedzic miała zapisać mieszkanie komuś obcemu w zamian za pensję w wysokości kilku tysięcy. Pod koniec roku słuch o prezenterce zaginął. Sąsiedzi zastanawiali się, co się z nią dzieje.
Niestety, 5 listopada Irena Dziedzic zmarła. Przez dwa miesiące jej ciało leżało w prosektorium, a informacja o jej śmierci wyszła na jaw dopiero na początku stycznia.
Pogrzeb Ireny Dziedzic odbędzie się 14 stycznia o godz. 13:00 w podwarszawskich Laskach.