Gdy skończyła karierę, borykała się z problemami finansowymi
Nazywano ją ikoną dziennikarstwa, legendą i królową Telewizji Polskiej. Pojawiła się również w filmach "Polowanie na muchy" i "Szczur". Przez dwadzieścia pięć lat prowadziła talk show "Tele-Echo", przyciągając przed ekrany rzesze widzów.
Charyzmatyczna, władcza, nigdy nie bała się wyrażać swojego zdania. Do tego elegancka, prawdziwa dama o doskonałej prezencji, która bez większych trudności łamała serca kolejnych mężczyzn. Jej romanse, między innymi z Janem Suzinem i żonatym Ignacym Gogolewskim, elektryzowały publiczność.
Po latach Irena Dziedzic trzymała się w cieniu. Twierdziła, że straciła pracę przez swoją największą rywalkę, Ninę Terentiew. W dodatku musiała sądownie walczyć o obronę swojego dobrego imienia, kiedy posądzono ją o współpracę z SB. Jako emerytka zmagała się z poważnymi problemami finansowymi – niewielkie świadczenie finansowe ledwie starczało jej na życie.
Irena Dziedzic zmarła 5 listopada 2018 roku. Informacja o śmierci gwiazdy przedostała się do mediów dopiero w styczniu 2019 roku.
Kariera była jej pisana
Już jako mała dziewczynka miała "charakterek". Uparta, inteligentna, wygadana i pewna siebie – zarówno nauczyciele, jak i rodzina wiedzieli, że Irena Dziedzic odniesie kiedyś ogromny sukces w show-biznesie.
Po maturze zaczęła zdobywać pierwsze dziennikarskie doświadczenia. Pracowała w "Echu Krakowa", "Expressie Wieczornym" i Polskim Radiu. Tam dostrzegła ją Mira Michałowska, scenarzystka "Wojny domowej" i namówiła Dziedzic, by spróbowała swoich sił przed kamerami.
Zarabiała dużo mniej niż koledzy po fachu
- Do wszystkiego doszłam sama – mówiła z dumą Dziedzic, podsumowując swoje osiągnięcia. - Wolno mi było pracować pięć razy tyle co mężczyźni, ale zarabiać pięć razy mniej.
To jej jednak nie zniechęcało. Ambitna dziennikarka powoli stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w Telewizji Polskiej. Wśród swoich współpracowników i gości budziła prawdziwy respekt.
- Nie można mieć osobowości na ekranie telewizora, nie mając jej poza ekranem – mówiła. - To nie jest kostium. Osobowość w wielu zawodach się przydaje, ale też i drażni. Drażnienie jest też sposobem na obecność.
Wielka miłość
Uroda i silny charakter sprawiały, że mężczyźni tracili dla niej głowy. Jej pierwszym mężem został inżynier Janusz Bałaban, ale Dziedzic przyznawała, że uczucie między nią a małżonkiem szybko wygasło. Nic dziwnego, że kiedy spotkała prezentera telewizyjnego Jana Suzina, zaczęła z nim flirtować.
Ale niewinny flirt szybko przerodził się w miłość. Kochankowie zamieszkali razem i wydawało się, że niedługo się pobiorą. Zwłaszcza że Dziedzic zakończyła właśnie sprawę rozwodową. Razem kupili drogi samochód, na który Suzin podżyrował pożyczkę. Ale zaraz potem prezenter zakochał się w Alicji Pawlickiej – i porzucił Dziedzic. Ta, wściekła, sprzedała auto, a komornikowi kazała ubiegać się o spłatę u Suzina. Suzin, pełen poczucia winy, faktycznie spłacił dług za nieswoje auto, uznając zapewne, że w ten sposób pozbędzie się dawnej kochanki.
Kolejny romans
Później Dziedzic związała się z żonatym Ignacym Gogolewskim, który mieszkał w tej samej kamienicy. Aktor i prezenterka długo ukrywali swój związek – on ponoć, w tajemnicy przed żoną, Katarzyną Łaniewską, pomalutku wynosił swoje rzeczy do mieszkania kochanki.
- Cztery piętra w dół! – oburzała się po latach Łaniewska. - Była starsza ode mnie o osiem lat. Zwykle mężczyźni odchodzą do młodszych.
Ale związek z Gogolewskim również nie przetrwał. Gdy Dziedzic wyjechała na kilka tygodni do Stanów Zjednoczonych, aktor, nie informując jej, wyprowadził się z mieszkania. Podobno dziennikarka namawiała go do powrotu, on jednak pozostał nieugięty.
Problemy zawodowe
Dziedzic od dawna nie pojawiała się w mediach. Jak twierdziła, wszystko przez jej największą rywalkę, Ninę Terentiew. Obie panie nie lubiły się od samego początku. Dziedzic była w komisji, która miała ocenić dykcję i wymowę Terentiew i wystawiła jej negatywną opinię. Podobno Terentiew nigdy jej tego nie zapomniała. Kiedy została wiceszefową Dwójki, Dziedzic nagle pozbyto się z TVP. Ona sama uważa, że to bynajmniej nie przypadek.
– Wyrzuciła mnie Terentiewa – mówiła w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Dodawała też, że z archiwum telewizji zniknęły wydania "Tele-Echa". – Kazała je likwidować Terentiewa. Zachowała kilka, na których uczy swoich protegusów– twierdziła Dziedzic.
Walka o dobre imię
Kilka lat temu Dziedzic spotkało inne nieszczęście – IPN oskarżył ją o współpracę z SB. Dziennikarka rozpoczęła sądową batalię w obronie swojego dobrego imienia.
- Tylko dwa razy spotkałam się z jednym funkcjonariuszem. Nachodził mnie – mówiła. - Po latach dowiedziałam się, że zwerbowano moją gosposię, zrobiono mi w domu tajną rewizję.
Wreszcie sprawę wygrała, choć twierdzi, że wyrządzonych jej szkód moralnych nie da się cofnąć. Miała jednak na głowie i inne problemy. Magazyn "Rewia" donosił, że Dziedzic borykała się z poważnymi kłopotami finansowymi i ledwie wiązała koniec z końcem.
- Pani Irena ma najniższą w Polsce emeryturę, około 900 złotych. A mieszka w Warszawie na Saskiej Kępie, gdzie ceny są wysokie. Ona nie ma z czego żyć! - zdradziła magazynowi znajoma prezenterki.