Na festiwalu w Sopocie zawsze coś się działo! Oto wpadki i skandale, którymi żyła Polska
Sopocki festiwal ma ponad 60-letnią historię, w czasie której wielokrotnie zmieniała się jego nazwa, organizatorzy, a nawet miejsce wydarzenia. Nie brakuje w niej także wpadek i skandali, o których zarówno przed laty, jak i całkiem niedawno mówiła cała Polska. Przypominamy te najgłośniejsze.
Pomysł na sopocki festiwal, który od 2017 roku pod nazwą Top of the Top Sopot Festival organizuje TVN, narodził się w gabinecie Władysława Szpilmana na początku lat 60. Ten wybitny kompozytor i pianista, a wtedy także szef redakcji muzycznej Polskiego Radia, był pomysłodawcą międzynarodowego festiwalu, który w czasach PRL był dla polskiej publiczności jedyną szansą na spotkanie z zagranicznymi gwiazdami.
Na liście tych ostatnich znajdziemy zresztą naprawdę wielkie nazwiska. Przez lata na scenie Opery Leśnej w Sopocie, a także hali Stoczni Gdańskiej, gdzie odbyły się trzy pierwsze edycje festiwalu, występowali światowej sławy artyści tacy jak: Charles Aznavour, Ałła Pugaczowa, Boney M., Demis Roussos, Kim Wilde, Elton John, The Kelly Family, Simply Red, Whitney Houston, Ricky Martin czy Bryan Adams.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niektórzy z nich stali się bohaterami głośnych skandali, o których pamięta się do dziś. Tak jak w przypadku zespołu Boney M., którego występ z piosenką "Rasputin" postawił pracowników cenzury na równe nogi.
W latach 1977-1980 sopocka impreza zmieniła się w Festiwal Interwizji, który był (a w zasadzie miał być w założeniu politycznych decydentów) przeciwwagą dla zachodniego konkursu Eurowizji. Jedną z największych gwiazd trzeciej edycji tego festiwalu, który odbył się w 1979 roku, był zespół Boney M. Wykonał zakazaną wówczas piosenkę o "Rasputinie". Ten występ zobaczyła jednak wyłącznie publiczność zgromadzona w Operze Leśnej. Dzień później w TVP wyemitowano już poprawioną przez cenzorów wersję, bez nieprawomyślnego utworu.
Boney M. - Rasputin (Sopot Festival 1979)
W tym samym roku wpadkę zaliczył grecki gwiazdor Demis Roussos, który wbrew regulaminowi zaśpiewał w Sopocie z playbacku. Za oszustwo spotkała go kara finansowa, ale widzowie tamtego festiwalu i tak najbardziej zapamiętają to, jak zaprosił do tańca ówczesną gwiazdę TVP, Irenę Dziedzic oraz jego nieskrępowane wyznanie. Po zakończeniu występu utworem "Forever and Ever" przyznał, że chce już wrócić do hotelu i napić się wódki.
Demis Roussos Forever and Ever Sopot 1979
W historii sopockiego festiwalu bywało i tak, że to publiczności oraz organizatorom zdarzały się wpadki. Tak jak w 1988 roku, gdy dwóch fanów Kim Wilde weszło na scenę i skradło show brytyjskiej wokalistce. Autorka hitu "Kids In America", która odwiedziła nasz kraj u szczytu kariery, nie kryła zdumienia zachowaniem dwóch wielbicieli, których dziś z miejsca ściągnęłaby ze sceny ochrona.
Kim Wilde - Cambodia - Sopot 88
Kolejnym niezapomnianym festiwalowym występem był koncert amerykańskiej gwiazdy, Whitney Houston, jedyny jaki dała w Polsce. Niestety, za sprawą kapryśnej w 1999 roku pogody ani artystka, ani publiczność nie wspominali go najlepiej.
Wyczekiwana nad Bałtykiem Whitney zaprezentowała się na scenie Opery Leśnej w szaliku, rękawiczkach i niedbałej stylizacji, wyraźnie dając do zrozumienia, że jest jej zimno, i że nie są to komfortowe warunki do występu. Tym samym posiadaczka imponującego głosu, która w Sopocie zaśpiewała m.in. swój wielki przebój "My Love is Your Love", została zapamiętana jako kapryśna gwiazda, która nie okazała fanom szacunku. Nie pojawiła się nawet na konferencji prasowej.
Whitney Houston (with Bobbi-Kristina) live Poland 1999 - My Love is Your Love (HD)
W błędzie jest jednak ten, kto sądzi, że wpadki podczas festiwalu w Sopocie to specjalność wyłącznie gości z zagranicy. Słynny występ w Operze Leśnej z 2005 roku do dziś prześladuje Martę Wiśniewską, która udowodniła wtedy, jak fatalną jest wokalistką. Świadoma swojego fałszu tuż po występie, zalała się łzami na oczach widzów. I nawet po latach nie potrafi mówić o tym bez emocji.
– To były dosyć bolesne dni, nie chcę do nich wracać. To nie wyglądało tak, że nakleiłam sobie plaster na serce, otrząsnęłam się, założyłam nową parę dżinsów i wyszłam na ulicę. Nie, nie. Ja to bardzo przeżyłam - powiedziała Mandaryna w rozmowie z WP, wspominając, że za słynną wpadką w Sopocie stał nie tylko brak jej wokalnych umiejętności, ale i problemy techniczne. – Nie miałam wtedy możliwości, żeby przykręcić odsłuch, usłyszeć chórzystki czy ludzi grających na instrumentach, bo musiałabym po prostu zejść ze sceny. [...] Wtedy tego nie zrobiłam, ale, tak jak mówię, człowiek uczy się na błędach – wyznała przed paroma laty.
Mandaryna - Ev'ry Night SOPOT 2005
Los upokorzonej Mandaryny w 2008 roku podzieliła nieco zapomniana dziś artystka, Natalia Lesz. Debiutująca wówczas ze swoim pierwszym albumem wokalistka musiała zmierzyć się z wyjątkowo gorzką krytyką, jaką usłyszała wówczas z ust Robert Kozyry. - Nigdy nie zrobisz kariery na zachodzie, nie potrafisz śpiewać, nie masz głosu. Nie wiem, co tu w ogóle robisz - stwierdził wówczas zażenowany jej występem dyrektor Radia Zet.
Skandalem obyczajowym zapisał się z kolei występ Liroya z tego samego roku. Autor słynnego "Scyzoryka" zniesmaczy wielu widzów swoim zachowaniem w Sopocie. Raper rozerwał tancerce na scenie bluzkę. Oczom zgromadzonej w Operze Leśnej publiczności ukazały się nagie piersi kobiety, których jednak nie zobaczyli widzowie TVP. Tym razem jednak nie była to zasługa cenzury, a operatorów, którym - celowo lub nie - umknęło to ujęcie. Większym refleksem wykazali się wówczas fotoreporterzy, którzy uwiecznili wyczyn rapera.
W 2018 roku szerokim echem, zwłaszcza w mediach społecznościowych, odbiło się zachowanie Macieja Maleńczuka podczas festiwalowego koncertu upamiętniającego Korę. Kasia Kowalska, Organek, Małgorzata Ostrowska, Maciej Maleńczuk i Lady Pank wykonali wspólnie na scenie Opery Leśnej utwór "Krakowski spleen", jeden z największych przebojów Maanamu. Miał to być hołd dla zmarłej miesiąc wcześniej artystki. Zakłóciło go jednak spontaniczne przemówienie Maleńczuka, który swoisty hołd złożył ze sceny Janowi Borysewiczowi, wprawiając zarówno jego, jak i pozostałych artystów w nieskrywane zakłopotanie.
- Drodzy państwo, doceńcie wspaniałą grę Janka Borysewicza na gitarze, bo gdyby nie on, to polski show-biznes być może wyglądałby zupełnie inaczej, uczcie się od takich ludzi jak on, bo to jest najważniejszy koleś - wypalił Maleńczuk, którego wywody przerwała Małgorzata Ostrowska, chwytając go za rękę. Dokładnie widać to na poniższym nagraniu.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Wednesday", czyli najpopularniejszym serialu Netfliksa ostatnich tygodni, najlepszych (i najgorszych) filmach świątecznych oraz przeżywamy finał 2. sezonu "Białego Lotosu". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.