Top of the Top Sopot Festival: rozbłyski i blade punkty. Górniak przyćmiła wszystkich
TVN wrócił do tradycji festiwalu. Postawił na największe przeboje w wykonaniu polskich i zagranicznych gwiazd. Na sam finał zostawił coś dla prawdziwych melomanów – sentymentalną podróż przez to, co w Operze Leśnej najlepsze. Koncert jednak miał lepsze i gorsze momenty.
Jak nieraz bywa w przypadku imprez na żywo, nie wszystko było idealne. Trudno się oprzeć jednak wrażeniu, że największy problem sprawiała… realizacja dźwięku. Kłopot z nagłośnieniem miała większość wykonawców. O dziwo, dopadły nawet Andrzeja Piasecznego, który zazwyczaj czaruje wokalnym talentem. Tym razem przy piosence "W głębi duszy" najsłabiej wypadały refreny. W pewnym momencie wydawało się, że orkiestra wręcz przytłacza wokalistę i zwyczajnie jest za głośno. Piosenkarz mimo wszystko wybrnął śpiewająco, a nawet poderwał sopocką publiczność z miejsc. Udźwiękowienie nie sprzyjało też legendzie sopockiej sceny, Andrzejowi Dąbrowskiemu czy występującej później Kasi Wilk – chwilami było ją słychać naprawdę słabo. Można było też odnieść wrażenie, że artyści chwilami nie słyszą nawet siebie i zdarzało się im być "pod dźwiękiem".
Trzeba przyznać, że najjaśniejszymi punktami programu "The Best of Sopot" były panie, szczególnie we własnym repertuarze. Edyta Górniak jest stworzona do występowania na wielkich estradach. Nieodparty urok i potężny głos – to jej największe atuty, którymi zawsze zdobywa serca publiczności. Jedno jest pewne, o znakomitym wykonaniu "To nie ja" jeszcze długo będzie głośno. Na tym jednak się nie skończyło i piosenkarka oddała wzruszający hołd zmarłej Arecie Franklin. Świetnie wypadła też Kasia Stankiewicz z Varius Manx. Jej wykonanie "Zanim zrozumiesz" przeniosło słuchaczy w czasy świetności zespołu. Nie zawiodła także Izabela Trojanowska, która tym razem z utworem "Tyle samo kłamstw ile prawd" zawojowała scenę z nie mniejszą energią niż w latach 80. Trudno nie wspomnieć o Kasi Kowalskiej, której powrót spotkał się z ogromnym entuzjazmem publiczności. W Operze Leśnej dała fanom mnóstwo rockowej energii, a ci nie byli jej dłużni - za występ nagrodzili ją owacjami na stojąco.
Nie da się ukryć, że cały koncert ze względu na wspomnieniowy charakter miał z założenia wzruszać. Wzruszały jednak najbardziej właśnie hołdy, których tego wieczora nie brakowało. Pięknym gestem popisał się Aloe Blacc, który postanowił zaśpiewać „Wake me up” DJ-a Avicii. Na wysokości zadania stanął też Sławek Uniatowski w utworze "Nie ma jak bacharach" Zbigniewa Wodeckiego. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że brzmi niemal jak pierwowzór.
Dużo słabszymi punktami okazały się niestety "best of" czyli największe hity, które płynęły ze sceny Opery Leśnej na przestrzeni lat. Kasia Cerekwicka w repertuarze Whitney Houston, Natalia Szoreder z piosenką Kim Wilde, Michał Kwiatkowski z "Can you feel the love tonight" Eltona Johna, ani nawet Patricia Kazadi z „Hello” Lionela Ritchie krótko mówiąc, niestety nie porwali. W porównaniu z festiwalowymi „wyjadaczami” wypadły zwyczajnie blado. Być może zabrakło jednej próby, może lepszego zgrania z orkiestrą. Trzeba jednak przyznać, że emocji nie brakowało! A jak wam się podobał koncert "The Best of Sopot"? Oglądaliście trzeci dzień festiwalu?