Michał Żurawski żegna się z "Krukiem". "W końcu trzeba powiedzieć: dosyć"
- Przez trzy sezony "Kruka" stworzyliśmy klasyczny western. I to jest świetne. Szczególnie dla nas, chłopców, którzy pracowali przy tym projekcie. W końcu zostać bohaterem westernu to marzenie każdego chłopca w krótkich spodenkach - mówi Wirtualnej Polsce Michał Żurawski. Po sześciu latach żegna się z rolą Adama Kruka.
23.12.2022 | aktual.: 23.12.2022 15:17
Urszula Korąkiewicz, Wirtualna Polska: Jesteś w stanie emocjonalnie odciąć się od postaci, którą tworzyłeś tak długo? Zwłaszcza tak wymagającej, jak Adam Kruk?
Michał Żurawski: To pytanie pewnie trzeba będzie zadać mi za parę lat. Konsekwencje tej przygody będą pewnie odczuwalne za kolejnych parę lat. To wszystko się odkłada i w ciele, i w umyśle. Jako aktorzy bierzemy na siebie czyjeś obce emocje, ale radzić z nimi musimy sobie sami.
Pewnie są aktorzy, którzy potrafią się od tych emocji odciąć. Ja taki nie jestem. Odczuwam to wszystko także prywatnie. Po zakończeniu zdjęć zazwyczaj tydzień choruję, a po premierze spektaklu kompletnie siada mi organizm. Bawimy się w zawód na pograniczu wyobraźni i rzeczywistości, to wszystko ma swoje konsekwencje. Jakie w tym przypadku? To się jeszcze okaże.
Tym bardziej, że scenariuszowo to postać, która wiedzie niemal hiobowy los. To bohater przytłoczony nieszczęściem.
Faktycznie, jest naznaczony jakimś boskim piętnem. Z drugiej strony, część tych nieszczęść spada na niego na jego życzenie - nikt go nie zmuszał, żeby szedł do policji. Ale mówiąc poważnie, próbowałem go zrozumieć, zmierzyć się z tym, czego doświadcza.
Pracowaliśmy długo z reżyserami nad rozpracowaniem tego, czym jest dla niego jego ułomność, jego choroba, co znaczy dla niego praca, a czym jest dla niego rodzina, jaką rolę pełni w jego życiu dziecko i jaką rolę on chce pełnić. I wyszło nam z tego wszystkiego, że przez trzy sezony stworzyliśmy klasyczny western.
Gdyby ubrać nas w kostiumy, a scenografię dać rodem z Dzikiego Zachodu, fabuły nie trzeba byłoby szczególnie zmieniać. Znajdziesz tu wszystko, co jest w westernowych klasykach. I to jest świetne. Szczególnie dla nas, chłopców, którzy pracowali przy tym projekcie. W końcu zostać bohaterem westernu – to marzenie każdego chłopca w krótkich spodenkach.
Kruk to w zasadzie samotny jeździec szukający sprawiedliwości.
Właśnie. W trzecim sezonie to już ewidentnie. Nie ma już nic do stracenia, odchodzi z policji i na własną rękę szuka bandziorów, którzy zabili mu żonę. Z tym, że w tym sezonie już na starcie wiemy, jak to się skończy. Ale pewne jest jedno: będzie ciekawie.
Jaki tym razem był większy ciężar tej roli? Fizyczny czy emocjonalny? Kruk w końcu zostaje samotnym ojcem i najbardziej poruszające sceny w tym sezonie, to właśnie te z synkiem. Jak dalece pomogło ci w tym twoje prywatne doświadczenie?
Jeden i drugi był równorzędny. Kręciliśmy trzeci sezon latem, a ja musiałem biegać w jesiennym drelichu. Codziennie stawałem się lżejszy o trzy, cztery kilo.
Ale znowu, bardziej poważnie, to jasne, że te ojcowskie sceny jakoś poruszały mnie od środka. Pewnie gdybym nie miał dzieci, podszedłbym do tego zupełnie inaczej. To naturalna kolej rzeczy – kiedy masz do zagrania takie sceny, od razu włącza ci się pamięć mięśni. Moje ojcowskie doświadczenie sporo ułatwia, ale czy je jakoś szczególnie wykorzystuję? Jeśli tak, to raczej nieświadomie. To moje ciało mówi mi, co mam robić, jak powinienem zachowywać.
Działałeś na planie intuicyjnie?
Teraz kiedy się to już skończyło, naprawdę trudno się o tym opowiada. Po prostu - część scen na planie się wydarzała. Tak się dzieje, kiedy aktorów prowadzi reżyser, który potrafi się z nimi porozumieć na każdym poziomie. Przy "Kruku" mieliśmy ten luksus, że przez tych sześć lat pracowaliśmy w niemal niezmienionej ekipie. Fantastycznej. Pokochaliśmy się na samym początku i do końca żyliśmy w świetnej komitywie.
Naprawdę nie przypominam sobie, aby zdarzały nam się kłótnie czy nieznośne sytuacje na planie. To niesamowity komfort. Na tyle duży, że część tych scen naprawdę się działa. Tak intuicyjnie, że nawet ich nie pamiętałem. Szczególnie tych z szeptuchą. Dopiero przy seansie uświadamiałem sobie, że naprawdę robiliśmy takie rzeczy. To się działo poza nami. To były jakieś kompletne czary.
Mam wrażenie jednak, że trzeci sezon opowiada o utracie wiary, nie tylko w magię. Wydaje się, że szeptucha, która odgrywała kluczową rolę, nie jest dla Kruka już tak istotna.
Ależ tu też będzie! I znowu odegra bardzo istotną rolę, nie tylko psychiatry, ale poniekąd śledczego. Ale jeśli chodzi o samego Kruka, faktycznie coś w tym jest – w zasadzie traci wiarę, przede wszystkim w samego siebie. Jest zagubiony. Nie jest kozakiem, któremu pomagają siły nadprzyrodzone, tylko jest sprowadzony do parteru. I musi sobie poradzić z tą rzeczywistością.
I jak ten samotny bohater westernu, musi iść z synem do celu. Po drodze pojawi się kilka sztampowych, westernowych postaci, które pomogą mu w tej drodze, ale dla niego, jako bohatera przytłoczonego bezsilnością i bezradnością to najsłabszy sezon. Ale widz podczas tego sezonu będzie się naprawdę dobrze bawić.
Wspomniałeś, że podczas prac nad "Krukiem", natknąłeś się na cytat "kruk jest zawsze czarny". Twój bohater w drugim sezonie był przekonany, że przyciąga nieszczęścia, bo jest zły, ma w sobie mrok. Jak ty go teraz widzisz?
Nie ma ludzi całkowicie złych. Nie ma też całkowicie dobrych. Myślę, że Kruk zdaje sobie sprawę i w tym trzecim sezonie nie uważa, że jest tym do cna czarnym krukiem. Może nawet chce się wybielić... Tyle że zdaje sobie sprawę, że mimo prób okiełznania tego swojego demona, już go z siebie nie wypędzi.
Ta wieloznaczność natury sprawiła, że go polubiłeś?
Jasne. Takie postaci w kinie lubię najbardziej i skoro już się tak rozgrzałem, to właśnie takich szukam. Po prostu są najciekawsze. Ja się muszę trochę powysilać, aby taką postać stworzyć, ale i widz musi potem włożyć trochę wysiłku w to, aby ją zrozumieć. Nie może być za lekko.
To jak się żegnasz z Adamem Krukiem?
Trochę z sentymentem, ale bez żalu. To była fantastyczna, trwająca sześć lat przygoda, ale w końcu trzeba powiedzieć: dosyć.
Urszula Korąkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Wednesday", czyli najpopularniejszym serialu Netfliksa ostatnich tygodni, najlepszych (i najgorszych) filmach świątecznych oraz przeżywamy finał 2. sezonu "Białego Lotosu". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.