Magdalena Koleśnik: byłam sfrustrowana graniem upiększaczy. Rola w "Kruku" to totalny krok naprzód
- Justyna jest ciekawą hybrydą, kobietą, w którą inkorporowano wiele męskich cech. Na dobrą sprawę jej funkcję w tym męskim świecie powinien stereotypowo pełnić facet. Tymczasem mogłam tej postaci dać wiele od siebie. W kwestii kobiecych ról to totalny krok naprzód - mówi Magdalena Koleśnik. Opowiada o swojej roli w "Kruku" i drodze, jaką przeszła do finału serialu.
17.12.2022 | aktual.: 17.12.2022 16:07
Urszula Korąkiewicz: Czy zadanie wcielenia się w tak niejednoznaczną postać, jak Justyna w "Kruku", było dla ciebie wyzwaniem?
Magdalena Koleśnik: Każda rola jest wyzwaniem. W tym przypadku trudnością było eksplorowanie mrocznej strony człowieka. Siłą rzeczy musiałam się zanurzyć w tym mroku. Nawet moje ciało było oszukiwane, że to, co się dzieje, dotyczy jego, że to wszystko dzieje się na jego długościach i szerokościach. Z fizycznego punktu widzenia nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy, z psychicznego pewnie również. Natomiast była to podróż, w którą chciałam wyruszyć. Nie chcę pomijać mrocznych, trudnych wątków, które dotyczą i życia, i mojego zawodu.
W zasadzie cały "Kruk" jest opowieścią o dwoistości ludzkiej natury.
Tak. Dla mnie drugi sezon był o takim dialogu zła z dobrem w takiej makroskali i w skali nosiciela obu tych pierwiastków. Trzecia część była dla mnie konsekwencją tego, jakie relacje się zawiązało wcześniej. Równią pochyłą, jeśli chodzi o relacje związane z mrokiem i zbiorem jej zgniłych owoców.
Historia Justyny nie opiera się tylko na tej dwoistości. Justyna prowadzi nie tylko podwójne, ale w zasadzie potrójne życie, jest swego rodzaju współczesną szeptuchą. Na ile ujął cię ten aspekt, kręci cię ten magiczny wątek?
Rzeczywiście z historii Justyny wiemy, że zafascynowała się tym nienazwanym światem, kiedy jako mała dziewczynka zdobyła księgę zaklęć szeptuchy. Ale mnie zależało na tym, żeby tę jej magię pokazać jako coś bardziej subtelnego, niedosłownego. Chodziło mi o rozpętanie w niej samej całego tego świata, a nie pokazywanie dosłownych czarów.
Dla mnie moc wiedźmy zawiera się w sprawczości, sile wiary, w traktowaniu swoich celów i nienamacalnych marzeń jako czegoś zupełnie materialnego, czego można dosięgnąć. Zależało mi na tym, by ten jej wewnętrzny pejzaż był niedosłowny, ale bogaty. Żeby jej moc kojarzyła się z porywem wiatru, szelestu zbóż, alchemii przyrody. W tym moim zdaniem zawiera się cała magia.
Wątek szeptuch to mocny akcent podlaskiego folkloru. Sama pochodzisz z Białegostoku, na ile ten folklor żyje w tobie, widzisz pod tym względem jakieś punkty styczne ze swoją bohaterką?
Trudno to tak jednoznacznie stwierdzić, bo nie jestem w stanie rozłożyć samej siebie na czynniki pierwsze. Stylistyka tego serialu jest mocno osadzona w realiach Podlasia wiejskiego, ludowego, trochę znajdującego się właśnie na pograniczu rzeczywistości i magii. I jeśli miałabym być szczera, to czuję, że też mam to w sobie.
W dzieciństwie miałam bardzo duży kontakt z naturą, z jej siłą z tych terenów. Zawsze miałam świadomość jej piękna, wpływu, obecności. Myślę, że to ona budzi i rozszerza zmysły, wyostrza je, zasila intuicję czy narzędzia mniej oczywiste. Tworzy połączenia z siłami racjonalnymi, istniejącymi, rządzącymi światem.
Czujesz, że Justyna to przykład mocnej postaci nie tylko w męskim, przedstawionym świecie w "Kruku", ale jedna z mocniejszych kobiecych ról w polskim filmie? Brakowało ci takich?
Swego czasu byłam zmęczona, a nawet sfrustrowana i zniechęcona graniem dodatków do innych postaci, upiększaczy, umilaczy czasu antenowego. Nie identyfikuję się z taką rolą ani zawodowo, ani prywatnie. Moim zdaniem to uprzedmiatawiające. I poza tym, jest zwykłym marnotrawstwem czasu antenowego. Moim marzeniem jest balans pierwiastka yin i yang, by dawać im równe prawa głosu i równą przestrzeń, by ten głos wyrazić.
To możliwość stworzenia tej przeciwwagi przyciągnęła cię do tej postaci?
Postać Justyny była dla mnie o tyle ciekawa, że jest naprawdę skomplikowana charakterologicznie. Jest ważna dla tej opowieści, bo jest sprawcza, ma wpływ na życie innych bohaterów. Tworzenie jej to była duża przygoda. Natomiast nie jestem pewna, czy ona jest już taką absolutną ekspresją kobiecej siły i wyobraźni.
Nadal to postać wykreowana z męskiego wyobrażenia - choć to wypadkowa inwencji twórców i mojej. Jest ciekawą hybrydą, kobietą, której inkorporowano wiele męskich cech. Bo zwróć uwagę, że rolę, którą w tym świecie pełni Justyna, stereotypowo mógłby pełnić facet. Ale tak, to totalny krok naprzód.
Mam wrażenie, że mogłam włożyć w tę postać naprawdę wiele, przefiltrować jej charakter przez mój kobiecy pierwiastek. Jestem szczęśliwa, że mogłam tę hybrydę tworzyć. Ale powiem szczerze, że poszłabym jeszcze dalej, oddałabym pierwiastkowi yin jeszcze większe pole. Bo jeśli mówimy o tym moim wymarzonym balansie, to jest jeszcze sporo kroków do wykonania.
Jak się żegnasz z Justyną, z całą przygodą związaną z "Krukiem"?
Jak się czuję ze świadomością, że to koniec? Bardzo dobrze. Byłam długo zaangażowana w tworzenie tej historii, a zawsze staram się w dużym skupieniu i oddaniu poświęcać projektowi, w który się angażuję. To było kilka lat z mojego życia i jak dotąd w zasadzie moja największa produkcja.
Cieszę się, że mogłam poznać ją od środka i poznać w niej samą siebie. Że oddałam to, co potrafiłam jak najlepiej, zapaliłam tematy, które chciałam, podjęłam dyskusje, których potrzebowałam. Zrobiłam to z największym zaangażowaniem, na jakie było mnie stać. To nie jest smutne pożegnanie. Wszystkie rozmowy i całe doświadczenie zabieram ze sobą w dalszą drogę.