Mowa nienawiści? Ekspertka analizuje materiał "Wiadomości" TVP
"Wiadomości" TVP postanowiły zająć się tematem mowy nienawiści. W poniedziałkowym wydaniu znalazł się materiał, w którym groźby w wykonaniu internetowego hejtera zostały zestawione z montażem wypowiedzi polityków kojarzonych z opozycją.
13.07.2022 | aktual.: 13.07.2022 11:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Były to mocno pocięte cytaty z wielu lat i z zupełnie różnych sytuacji. W "Wiadomościach" znalazły się wypowiedzi Donalda Tuska z konwencji partyjnych, żarty Janusza Palikota z dawnych czasów, kiedy jeszcze był politykiem, a nawet słynne "dorzynanie watahy" Radosława Sikorskiego z 2007 roku. Ada Tymińska, specjalistka w dziedzinie mowy nienawiści z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ocenia materiał "Wiadomości" specjalnie dla WP.
Przemek Gulda: Co sądzisz o materiale na temat mowy nienawiści, który pojawił się w poniedziałkowym wydaniu "Wiadomości" TVP?
Ada Tymińska: Myślę, że warto zacząć od kwestii podstawowej, definicyjnej. Czyli odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: co to tak naprawdę jest mowa nienawiści? Mówię z pozycji badaczki, więc odnoszę się do naukowego znaczenia tych słów. Rozumie się je jako negatywne, obraźliwe, atakujące wypowiedzi wobec wybranych osób lub całych grup społecznych. Jest jednak bardzo ważne zastrzeżenie i tu dochodzimy do sedna sprawy. Punktem odniesienia są tu cechy tożsamościowe, przyrodzone, a więc takie jak rasa, niepełnosprawność czy pochodzenie etniczne. W tym przypadku chodzi natomiast o negatywne wypowiedzi wobec polityków. Przypisywanie im negatywnych cech dlatego, że są politykami.
Jak to zmienia sytuację?
W bardzo znaczący sposób. Bycie politykiem to kwestia wyboru, dokonania pewnej życiowej decyzji, a nie cecha przyrodzona. Osoby, które decydują się na taką karierę czy sposób życia, muszą być przygotowane na to, że ich działalność może się spotykać z negatywnymi ocenami. I że w przestrzeni publicznej pojawiać się mogą bardzo atakujące odpowiedzi ze strony różnych osób czy grup. Taki już "urok" bycia politykiem. Nie oznacza to oczywiście, że nie dokonuje się wobec nich przestępstw takich jak groźby karalne czy znieważenie. Ale nie jest to mowa nienawiści w czystym tego pojęcia znaczeniu, jeśli odnosi się do funkcji, a nie - do przyrodzonej cechy danej osoby.
Zobacz także
Skoro wypowiedzi zaprezentowane w "Wiadomościach" to nie mowa nienawiści, jak je inaczej określić?
Ten materiał jest bardzo trudny w ocenie. Wynika to przede wszystkim z tego, że w jednej krótkiej pigułce zmiksowane zostały bardzo różne wypowiedzi. Pochodzą one z różnych lat, można wręcz powiedzieć, że z różnych epok. Wypowiadały je osoby należące do różnych ugrupowań politycznych. Bardzo trudno znaleźć tu jakiś punkt wspólny i formułować ogólne wnioski. Bo co ma wypowiedź Palikota sprzed kilkunastu lat do dzisiejszej polityki? Kompletnie nic.
Ale gdyby te wypowiedzi oddzielić od siebie i próbować oceniać je pojedynczo?
To też nie będzie łatwe i nie będzie prowadzić do żadnych konkretnych wniosków. Wynika to przede wszystkim z tego, że wiele czasowników w tych wypowiedziach to wyrazy bardzo wieloznaczne. "Zerowanie", "eliminowanie", owszem, można rozumieć bardzo radykalnie, jako "zabijanie", tak jak to sugeruje ton i sens materiału wyemitowanego w "Wiadomościach". Ale równie dobrze mogą oznaczać zupełnie coś innego. Może chodzić np. o zastosowanie procedur sądowych albo innych przewidzianych prawem demokratycznego państwa środków interwencji. Te wypowiedzi są zbyt krótkie i za mocno wyrwane z kontekstu, żeby stwierdzić, o jakie znaczenie tych czasowników może tu chodzić.
Jak określiłabyś materiał "Wiadomości"?
Na podstawie tego fragmentu, który zobaczyłam, przypuszczam, że mamy tu do czynienia z rodzajem manipulacji: próbą budowania alternatywnej, podporządkowanej założonemu celowi narracji ze strzępków wypowiedzi i faktów wyjętych z kontekstu. Nie widziałam jednak wszystkich cytowanych wystąpień i wypowiedzi polityków w całości, więc zastrzegam, że to tylko hipoteza.
Czy cokolwiek da się z tego obronić?
Jak w każdej manipulacji, także i w tej jest oczywiście ziarno prawdy. Gdyby nie to, byłaby ona zupełnie niewiarygodna. Nie sposób nie zgodzić się z postawioną w tym materiale tezą, że nienawistne, obraźliwe wypowiedzi polityków przyczyniają się do tego, że taki język i takie słowa pojawiają się też na innych poziomach dyskursu publicznego. Skoro politycy mogą mówić takie rzeczy, zwykli ludzie też czują się do tego uprawnieni.
Co więcej, w publicznej debacie zawsze sprawdza się prosta zasada współzależności tego, jakim językiem posługują się różne osoby na co dzień, z wypowiedziami osób obdarzonych symbolicznym autorytetem i dostępem do głosu w mediach – takich jak polityczki i politycy czy dziennikarki i dziennikarze. Jeśli politycy wprowadzają taki model debaty, strach pomyśleć, co dzieje się w prywatnych rozmowach, w których np. poziom wulgaryzacji nie jest kontrolowany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co się zmieniło w ostatnim czasie, jeśli chodzi o język i poziom debaty politycznej w Polsce?
Moje przeświadczenie, które nie ma jednak na razie żadnego mocnego dowodu w badaniach, wskazuje, że w ostatnich latach - może trochę paradoksalnie - język debaty publicznej stał się nieco łagodniejszy. W ostatnich miesiącach jednak można zaobserwować jego bardzo wyraźnie rosnącą militaryzację i towarzyszącą jej racjonalizację. Ma to oczywiście związek z kryzysem humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej oraz wojną w Ukrainie, ale zaczęło się to już wcześniej, podczas pandemii, z którą władza nieustannie "walczyła", była "na froncie", "chroniła bezpieczeństwo Polek i Polaków".
Czy to korzystny kierunek?
Mam wrażenie, że to nie ma większego znaczenia. To raczej tylko przykrywka, przeniesienie symbolicznej przemocy na inny, pozornie neutralnie poziom, podawanie jej w miękkich rękawiczkach. Nie zmienia to wiele w wymowie prowadzonego w polityce dyskursu, dla którego określone grupy społeczne pozostają obiektem paniki moralnej i związanej z nią wrogości.
Zobacz także