Echa "Don Stanislao". Coraz więcej osób mówi o niejasnych działaniach Dziwisza
19.11.2020 16:30, aktual.: 02.03.2022 11:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziwisz co innego mówi mediom w Polsce, co innego - we Włoszech. To może oznaczać, że ma coś na sumieniu. Do telewizji zgłasza się coraz więcej osób, które opowiadają o tym, jak przyjmował pieniądze za różne usługi. To pierwsze efekty reportażu o kardynale, który wyemitowała telewizja TVN24.
Nie milkną echa reportażu stacji TVN24 "Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza". Po jego emisji, w poniedziałek, 9 listopada, wydarzyło się wiele spraw, które pośrednio czy bezpośrednio wiążą się z pojawiającymi się w filmie zarzutami o tuszowanie seksualnych nadużyć w Watykanie.
Po kilku dniach dziennikarze TVN postanowili podsumować najnowsze wydarzenia w kolejnym reportażu zatytułowanym "Don Stanislao. Post Scriptum". Jako komentatorzy występują tam m.in. Thomas Doyle, były dominikanin specjalizujący się dziś w tropieniu seksualnych przestępstw w Kościele, Arkadiusz Stempin, historyk Watykanu i ks. Andrzej Kobyliński, filozof i etyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Autorzy reportażu zwracają uwagę na kilka szczegółowych kwestii, które znalazły się w opublikowanym dzień po emisji reportażu, watykańskim raporcie dotyczącym sprawy Theodore'a McCarricka, arcybiskupa Waszyngtonu. Po oskarżeniu o molestowanie seksualne nieletniego amerykański duchowny zrzekł się godności kardynalskiej. W dokumencie znalazło się kilka fragmentów dotyczących bezpośrednio Dziwisza i jego możliwego udziału w ukrywaniu nadużyć Amerykanina.
Gwiazdy, które stanęły "za życiem" i są przeciwko protestom
Pierwszy wiąże się z listem, który McCarrick skierował do papieża Jana Pawła II. Dziwisz wydał jednemu z watykańskich księży polecenie, żeby go przetłumaczyć, wyjaśniając, że przekład jest potrzebny dla Jana Pawła II.
- Papież czytał i mówił po angielsku, więc nie potrzebował tłumaczenia - mówi w reportażu Doyle. - Prawdopodobnie Dziwisz zlecił je dla siebie. To by się zgadzało. To bardzo prawdopodobne, że to Dziwisz podjął tę decyzję (o awansie McCarricka), on miał niemal nieograniczoną władzę. W Watykanie mawiano, że w tym czasie to nie papież, ale on rządził Kościołem. Niewielu na zewnątrz wiedziało, jak schorowany był już Jan Paweł II. Znamy dziś mnóstwo świadectw, z których wynika, że nie był w stanie dopilnować wszystkich spraw już na kilka lat przed śmiercią.
Druga rzecz to zawarte w watykańskim raporcie informacje o tym, że Dziwisz wielokrotnie zwracał się do różnych watykańskich urzędników o usuwanie swojego nazwiska z dokumentów i sprawozdań dotyczących różnych, toczących się watykańskiej administracji postępowań. Dzisiejsi komentatorzy nie mają żadnych złudzeń: "To było usuwanie śladów" - mówią w reportażu.
Po poniedziałkowej emisji reportażu kardynał Dziwisz wydał dwa oświadczenia w jego sprawie, jedno w Polsce, drugie we Włoszech, dla tamtejszej agencji prasowej ANSA. Co ciekawe, zauważają autorzy nowego reportażu TVN24, mają one zdumiewająco odmienną treść i charakter. W skrócie: w polskim oświadczeniu Dziwisz zasłania się niepamięcią, we włoskim - bardzo stanowczo zaprzecza wszelkim oskarżeniom. Dla komentatorów wypowiadających się w reportażu sprawa jest jasna: Dziwisz boi się ewentualnych reperkusji ze strony Watykanu.
Dziennikarze TVN24 w nowym reportażu mówią też o tym, że po emisji pierwszego materiału o Dziwiszu zaczęło się do nich zgłaszać wiele osób, opowiadających o sytuacjach, w których kardynał oczekiwał bądź wymagał gratyfikacji pieniężnych za różnego rodzaju usługi i posługi duchowne. Dziennikarze twierdzą, że zgłoszenia wymagają oczywiście weryfikacji, ale sama ich liczba świadczy o tym, że do takich sytuacji mogło dochodzić.
Ważne miejsce w reportażu zajmuje też próba odpowiedzi na pytanie, co będzie się dalej działo z tą sprawą. Wszystko wskazuje na to, że zostanie powołana specjalna komisja, która zbada sytuację i oceni wagę oskarżeń. Jest też już raczej przesądzone, że nie będzie to komisja działająca w Polsce, ale w Watykanie.
Komentatorzy powątpiewają natomiast bardzo mocno w to, czy tego typu organ, powołany i działający w ramach organizacji kościelnej, będzie rzeczywiście niezależny. Boją się, że jego działalność nie będzie transparentna, a jej posiedzenia i inne działania nie będą otwarte dla niezależnych mediów.