Rozrywka"Big Brother": w telewizji było niemal wszystko. Wielki Brat i tak wciąż fascynuje widzów

"Big Brother": w telewizji było niemal wszystko. Wielki Brat i tak wciąż fascynuje widzów

"Big Brother" wrócił po latach i od razu przyciągnął tłumy widzów przed telewizory. Dlaczego? O niesłabnącym zainteresowaniu reality show rozmawiamy z medioznawcą, profesorem Wiesławem Godzicem.

"Big Brother": w telewizji było niemal wszystko. Wielki Brat i tak wciąż fascynuje widzów
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Molecki/East News
Urszula Korąkiewicz

19.03.2019 | aktual.: 19.03.2019 21:42

Zainteresowanie rosnące premierą nowej edycji "Big Brothera" przełożyło się na wysokie wyniki oglądalności. Premierę programu obejrzało w sumie 2 225 004 widzów. Na czym więc polega sukces i dlaczego widzowie chcą oglądać ten format po kilkunastoletniej przerwie?

- Zadziałała tu zasada odwrotności i kontynuacji. Kontynuacji, bo taki program w telewizji już był. Odwrotności - bo tego, żeby rezygnować ze swoich gadżetów, różnych form komunikacji i iść w zupełnie nieznane jeszcze nie było. Przecież ci ludzie, 20-, 30-latkowie nie mają praktycznie pojęcia, jak się żyje bez smartfonów i innych gadżetów. To będzie wyzwanie i oni to czują. Ograbiono ich z takiej możliwości komunikowania – mówi Wiesław Godzic.

- Podejrzewam, że w kolejnych dniach będzie jeszcze gorzej. Przeprowadzano już badania gimnazjalistów, której zabrano taką możliwość komunikowania. Większość po krótkim czasie rezygnowała z badania. Rezygnowała z nagrody, uważała, że nagrodą jest możliwość komunikowania się z kimkolwiek w każdej chwili – dodaje medioznawca.

Gra w podglądactwo

Popularność "Big Brothera" nie polega jednak tylko na samej ciekawości i chęci podglądania życia innych. - Podglądactwo polega na tym, że osoba podglądana nie wie o tym. W tym przypadku to jest już coś innego, to jest gra w podglądactwo. Tu ludzie grają, bo chcą dobrze wypaść, chcą zdobyć nagrodę. Ale jest też taka zasada, że po kilku dniach już coraz mniej się kontrolują – mówi Godzic.

- Czekają nas różne zmiany tych postaci. Oni są urzędowo piękni i młodzi, ale tak naprawdę z pewnością okaże się, że mają mnóstwo doświadczeń, także tych negatywnych. Zobaczymy, jacy są ci młodzi ludzie, kiedy zetrzemy z nich cały makijaż. Piękni są na wejściu, a co dalej, to się okaże. Na razie to jest festiwal pięknych kobiet i mężczyzn. Pokazują najlepsze wersje samych siebie, ale będą wersje gorsze, mogą być też wersje prawdziwe. I bardzo na to liczę – dodaje.

Prof. Godzic podkreśla także, że większość ludzi przystępujących do programu wygłaszała złotą formułę "chcę być sobą". Zakłada, że jeśli taka będzie, to wygra ten program. Janusz Dzięcioł, zwycięzca pierwszej edycji to potwierdził.

- To trochę buńczuczne, ale coś w tym jest. Poza tym, mamy dość nieumiejętnego grania. W większości programów, do których są wpuszczani naturszczycy, grają fatalnie. Być może więc osoby, które nie grają, ale właśnie są sobą, mają szansę wygrać – dodaje medioznawca.

Nie da się jednak ukryć, że w poprzednich edycjach, przekrój uczestników był na tyle szeroki, że widzowie mogli się z nimi utożsamić. To byli "zwykli" ludzie, którzy dzięki show zostali celebrytami.

W najnowszej edycji część uczestników już jest znana, a część już na starcie nie ukrywa, że zgłosiła się do programu właśnie dlatego, żeby zostać celebrytami. To młodzi, piękni i ambitni ludzie, którzy zrobią wiele, by zaistnieć. Dlaczego stacja zdecydowała się właśnie na taki dobór uczestników?

- Tak naprawdę otrzymujesz takiego "Big Brothera", jakiego "wycastingujesz". TVN wyraźnie chce mieć młodych ludzi, jest bodaj jedna 40-letnia osoba. Ten pierwszy "Big Brother" pokazał nam fragment Polski, którego byśmy nie widzieli, gdyby nie ten program. To nie jest głupawy program, to program, który daje do myślenia. To jest eksperyment, zmierzający w kierunku pokazania nam kawałka dzisiejszej polskiej rzeczywistości, pokazania nam, w jakim miejscu jesteśmy, jeśli chodzi o komunikację - mówi prof. Godzic.

Rolls-Royce reality show

"Big Brother" otworzył furtkę innym programom typu reality show. Podglądaliśmy uczestników w różnych realiach, obserwowaliśmy ich wzloty i upadki i sercowe podboje, począwszy od "Baru", po "Rolnik szuka żony". Granica intymności i prywatności przez lata była wciąż przesuwana, o czym świadczą choćby kolejne edycje programów typu "Warsaw shore", w którym znikają takie pojęcia jak wstyd czy tabu. Jak na tym tle teraz wypadnie "Big Brother"?

- "Warsaw Shore" to jest Fiacik. "Big Brother" to jest Rolls-Royce albo Mercedes. Tu chodzi o prestiż marki. Uczestnikami są inni ludzie. Proszę zwrócić uwagę na ich motywacje. W pierwszych edycjach "Big Brothera" to nie była Polska średnia, tylko nauczyciele, doradcy bankowi, itp. I tym razem też mamy studentów, osoby pracujące w ciekawych zawodach - tłumaczy ekspert.

- Myślę, że tych programów nie da się porównać. Liczę na to, że nie zobaczymy czegoś takiego, jak "Warsaw shore", tylko zobaczymy inny język, inny poziom aspiracji. W "Warsaw shore" chodziło o seks, alkohol, zabawę, itp. Mam nadzieję, że w "Big Brotherze" zobaczymy ten ambitniejszy kawałek Polski – podsumowuje prof. Godzic.

Źródło artykułu:WP Teleshow
programy rozrywkowebig brotherbig brother 2019
Zobacz także
Komentarze (68)