Z planu na terapię. Burzliwa reakcja fanów "Gry o tron" taki ma teraz efekt

Fatalna końcówka "Gry o tron" doprowadziła do dwóch przykrych rzeczy. Pierwsza: lawina negatywnych komentarzy zrozpaczonych i rozczarowanych fanów. Druga: Kit Harrington musiał pójść na terapię, bo nie poradził sobie z tą ogromną presją.

Z planu na terapię. Burzliwa reakcja fanów "Gry o tron" taki ma teraz efekt
Źródło zdjęć: © Youtube.com
Magdalena Drozdek

- Kit zdecydował poświęcić przerwę w grafiku jako okazję do spędzenia chwili w ośrodku rehabilitacyjno-wypoczynkowym, by popracować nad swoimi sprawami osobistymi – dowiedziało się pół świata od agentów Kit Harringtona. Dopiero co skończył promować ostatni sezon "Gry o tron", a musiał zameldować się na odwyku.

Z informacji publikowanych przez m.in. "New York Times" wynika, że gwiazdora wykończył stres i alkohol. Czytamy także, że praca nad 8. sezonem była tak wymagająca, presja fanów legendarnego już serialu tak potężna, że Harrington tego nie wytrzymał.

A co więcej, już w marcu 2019 roku Kit przyznał, że cierpi na depresję. To właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, że zaczął terapię z psychologiem. - Myślałem, że powinienem być najszczęśliwszą osobą na Ziemi, podczas gdy w rzeczywistości czułem się bardzo bezbronny - mówił w wywiadzie dla "Variety".

- Kiedy stajesz się filarem programu telewizyjnego, a program telewizyjny prawdopodobnie znajduje się u szczytu swojej sławy, skupienie się na tobie jest przerażające. Wszystkie twoje nerwice - a ja jestem tak neurotyczny jak każdy aktor - zaczynają być bardziej ostre... - powiedział.

Opuścił gardę, mówiąc też: - Zacząłem terapię i zacząłem rozmawiać z ludźmi. Czułem się bardzo niebezpiecznie i nie rozmawiałem z nikim. Musiałem czuć się bardzo wdzięczny za to, co mam, ale czułem się niesamowicie zaniepokojony tym, czy potrafię w ogóle grać... To tak, jakbyś był na imprezie, która staje się coraz lepsza. W pewnym momencie docierasz do takiego momentu, że nie może być już lepiej. Nie wiesz, co mógłbyś jeszcze zrobić. Zdajesz sobie sprawę, że nie ma nic więcej.

Obraz
© Materiały prasowe

On to kochał, fani nienawidzili

Znak naszych czasów, a może największy absurd, jakiego byliśmy świadkami w ostatnich latach? Harrington i cała reszta ekipy "Gry o tron" po kilkuset dniach zdjęciowych dowiedzieli się, że oto są współautorami najgorszych kilku odcinków serialu w historii. Komentarze o tym, że finał "GoT" to śmiech na sali, rozczarowanie, porażka, horror, a także np. potwarz dla największych fanów.

Porażka ta była tak potężna, że ci sami fani postanowili podpisać się masowo pod petycją o napisanie 8. sezonu od nowa. Czyli krótko podsumujmy: pracujesz godzinami na planie. Twórcy mają taki rozmach, że cała ekipa (od aktorów po gości odpowiedzialnych za sztuczny śnieg na planie) ciągnie na oparach energii. Wiesz, że tworzysz kultowy serial i ludzie będą na to czekać z wypiekami na twarzy. Pracujesz, a potem czytasz, że w sumie wyszło beznadziejnie i trzeba by było o tym zapomnieć i zrobić wszystkie odcinki od nowa.

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który by się nie załamał. Warto tu przy okazji podkreślić, że dla Harringtona to pierwsza i najważniejsza produkcja w życiu. Wcześniej pracował m.in. w bibliotece...

Obraz
© East News

A w opublikowanym nie tak dawno temu filmie dokumentalnym o finałowym sezonie "Gry o tron" można zobaczyć jedną scenę, która doskonale pokazuje stosunek Kita do serialu. Gdy wszyscy aktorzy zebrali się na czytanie scenariusza, Harrington przeżył to wyjątkowo emocjonalnie. W momencie, kiedy przeczytał ostatnią scenę z udziałem Emilii Clark, popłakał się.

Cała ta sytuacja pokazuje, że reakcje fanów serialu HBO kompletnie wymknęły się spod kontroli. Serial przeszedł do legendy popkultury, jak i zbiorowa histeria po ostatnim odcinku. O tym mogli by już pisać światowej sławy psychiatrzy.

Zmieszać z błotem, pogrzebać, zapomnieć

Nakręceni i rozżaleni fani "Got" częściowo sami posłali Harringtona na odwyk. Oczywiście wiele można powiedzieć na temat kondycji psychicznej danego aktora, jak sobie generalnie radzi ze stresem. Ktoś powie też na pewno, że przesadza. Tyle że w popkulturze mamy wiele więcej przypadków, gdy ostra reakcja fanów pogrążyła aktora/aktorkę.
Przykłady? Najwyrazistszy: Ahmed Best wcielał się w postać Jar Jar Binksa w "Gwiezdnych wojnach". Przedstawienie Jar Jar Binksa było powszechnie krytykowane: za infantylność i przesadny ukłon producentów w kierunku młodej widowni, którą chcieli skusić żartobliwymi komentarzami Binksa.

Best opublikował zdjęcie z widokiem na morze i napisał: - To miejsce, w którym prawie skończyłem ze swoim życiem. Wciąż trudno mi o tym mówić. Przetrwałem, a ten mały człowiek jest moim prezentem za to, że żyję.

– Dostawałem pogróżki przez internet. Ludzie podchodzili też i mówili mi: "Zniszczyłeś moje dzieciństwo". Ciężko poradzić sobie z czymś takim, gdy masz 25 lat – powiedział w wywiadzie dla "Wired".

Obraz
© Getty Images

"Gwiezdne wojny" mają bardzo silną bazę fanów, dla których świat przedstawiony w serii jest ważniejszy niż ten realny. Część tych fanów zdaje się być tak odklejona od rzeczywistości, że nawet nie orientują się, gdy niszczą komuś życie. W realu, nie w filmowym świecie. Tak było w przypadku Besta, a ostatnio w przypadku Kelly Marie Tran. Dziewczyna wcieliła się w postać Rose, członkini ruchu oporu w "Ostatnim Jedi".

Ultra-fani uważali, że Rose jest bezużyteczna dla pozostałych bohaterów, że wątek romansu wciśnięty jest na siłę. Ale najwięcej komentarzy dotyczyło wyglądu aktorki. Koloru skóry, wagi… To nie był hejt, a dręczenie, które ciągnęło się miesiącami. Wydawałoby się, że po premierze filmu emocje szybko opadną. A tak się nie stało.

Obraz
© Materiały prasowe

W czerwcu 2018 roku, czyli prawie pół roku po światowej premierze "Ostatniego Jedi", Kelly Marie Tran zdecydowała się usunąć wszystkie zdjęcia ze swojego instagramowego profilu. Zostawiła tylko jedno, czarno-białe profilowe, podpisane: "Boję się, ale zrobię to tak czy inaczej".

Trzy miesiące później Tran wróciła do mediów społecznościowych. A w rozmowie z "New York Timesem" powiedziała:

- Ich słowa zdawały się potwierdzać to, czego nauczyłam się dorastając jako kobieta innej rasy: że należę do marginesu i w związku z tym mogę być tylko marginalną postacią w życiu czy w filmowych opowieściach. I zaczęłam w to wierzyć. Oto, czym jest dorastanie w zdominowanym przez białych świecie. Oto, czym jest bycie kobietą w społeczeństwie, które nauczyło swoje córki, że jesteśmy godne miłości tylko wtedy, kiedy uważa się nas za atrakcyjne. W takim świecie dorastałam, ale nie takim chcę go pozostawić.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (75)