"Ucho Prezesa" ma swój szczyt popularności dawno za sobą? Udowadniamy, dlaczego Edward Miszczak się myli
Można je kochać, albo nienawidzić. Kabarety. Edward Miszczak nawet nie kryje się z tym, że należy do tej drugiej grupy. Uparcie udaje też, że nie widzi pieniędzy, które się za nimi kryją. Czego tak naprawdę boi się człowiek, który od lat trzęsie TVN-em?
Strzał w kolano
Gdy Telewizja Polska zaczęła rezygnować z programów kabaretowych, telewizyjni rywale natychmiast zareagowali i położyli większy nacisk na tę formę rozrywki. Festiwal Kabaretu w Koszalinie, który dotychczas emitowany był wyłącznie przez TVP2, w zeszłym roku wyjątkowo pojawił się na antenie Polsatu. Choć w 2016 r. widowisko śledziło aż 2,26 mln widzów, Telewizja Polska oddała swój flagowy produkt w ręce konkurencji i... zafundowała sobie strzał w kolano. Polsat, przejmując od TVP koszaliński Festiwal Kabaretu, ubił interes życia.
Jak wynika z badań Nielsen Audience Measurement, występy kabaretowe potrafią zmobilizować Polaków do sięgnięcia po piloty i włączenia odbiorników. Dokładnie 2,82 mln osób przyciągnąła przez telewizory druga część Festiwalu Kabaretu w Koszalinie. Była to też najchętniej oglądana audycja w lipcu 2017 r. Podobnie było, gdy stacja podjęła się emisji X Płockiej Nocy Kabaretowej. W trakcie jej nadawania Polsat okazał się liderem, wyprzedzając zarówno TVP1 (która emitowała w tym czasie 53. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu)
, TVN, jak i TVP2.
Warto też wspomnieć o ubiegłorocznej XIX Mazurskiej Nocy Kabaretowej - jednej z największych imprez tego typu w Polsce. Od osiemnastu lat emitowana była na antenie TVP2. W 2017 r. jednak stacja zrezygnowała z dalszej współpracy z organizatorami festiwalu i wycofała się z dalszej produkcji. Transmisję nadała komercyjna stacja - TV Puls. Telewizja Polska od razu pożałowała swojej zbyt pochopnej decyzji.
Jak wynikało z danych Nielsen Audience Measurement, festiwal oglądało ok. 1,27 mln widzów. Przynajmniej przez 1 minutę widowisko śledziło 4,51 mln osób. Nie dość, że tego wieczoru TV Puls wskoczyła na miejsce lidera rynku telewizyjnego, to jeszcze sama transmisja miała kilkukrotnie wyższe wyniki, niż średnia długookresowa oglądalność tej stacji. Nikogo więc nie trzeba przekonywać, że emisja programów satyrycznych przynosi ogromne zyski. No, może za wyjątkiem króla i władcy TVN - Edwarda Miszczaka.
TVN udaje, że nie widzi
Dyrektor programowy TVN podchodzi do kabaretów jak do jeża. Przez lata rządzenia największą stacją komercyjną w Polsce unikał tematu jak ognia. Uważał, że nie takiej rozrywki szukają widzowie. Świadczy o tym choćby fakt, że podczas Sopot Festival 2017 jedynie trzeci dzień imprezy nie był pokazywany przez TVN. Dlaczego akurat ten? Bo właśnie wtedy na scenie królowały polskie kabarety. I choć publiczność szczelnie zapełniła sopocki amfiteatr, widzowie stacji Miszczaka nie mieli okazji się o tym przekonać.
Szefostwo TVN uparcie i wytrwale spychało kabarety i programy satyryczne ze swojej ramówki. Zawsze było coś, co według nich było bardziej widowiskowe, ważniejsze i przede wszystkim lepiej opłacalne. Aż tu nagle do mediów trafiła informacja, że pod koniec lutego w TVN-ie będzie można zobaczyć nowy satyryczny program społeczno-polityczny "Wytwórnia patriotów". W produkcję zaangażowana jest warszawska grupa kabaretowa Pożar w Burdelu. Czyżby Miszczak przekonał się do tego, co naprawdę chcą oglądać Polacy? Nie do końca.
Przy zapowiedziach związanych z tym projektem pojawiają się porównania do internetowego serialu komediowego "Ucho Prezesa". Dyrektor programowy od razu jednak zaprzeczył, tłumacząc, że jest to zupełnie nowy format, a serial Roberta Górskiego już dawno stracił na popularności.
- "Ucho Prezesa" jest oparte na tekście i chyba swój szczyt ma już za sobą. W programach Pożaru w Burdelu jest więcej piosenek. Natomiast "Fabryka patriotów" to mix starych i nowych rzeczy - powiedział w rozmowie z serwisem wirtualnemedia.pl.
Czy rzeczywiście "Ucho Prezesa" znudziło się widzom? Śmiem twierdzić, że absolutnie nie.
Miszczak nie ogląda konkurencji?
Gala 25-lecia Polsatu. Huczna impreza, tłum gwiazd i celebrytów, disco polo w głośnikach, wręczanie pamiątkowych medali i zabawa do białego rana. Jednak prawdziwym hitem wieczoru okazał się występ Roberta Górskiego i Mikołaja Cieślaka. Satyrycy zaaranżowali scenę, która spokojnie mogłaby trafić do kolejnego odcinka "Ucha Prezesa". Wystarczyło, że panowie pojawili się na scenie w charakterystycznych strojach i na tle znanej wszystkim serialowej scenografii. Nie zdążyli powiedzieć nawet słowa, a publiczność już wybuchła śmiechem. Później było już tylko lepiej. Niemal każdy żart kabareciarzy spotykał się z gromkimi brawami. Widownia szalała.
Wciąż marny argument? Warto zatem wspomnieć, że od 21 stycznia "Ucho Prezesa" można oglądać w Telewizji WP. Takie posunięcie stacji okazało się strzałem w dziesiątkę. W grupie wszystkich widzów serial oglądało 289 tys. osób. Udział programu w całym rynku telewizyjnym wyniósł 1,71 proc. i był to najlepszy wynik tego pasma wśród stacji dostępnych na MUX8. W tzw. grupie komercyjnej (16-49 lat) produkcję Górskiego oglądało 75 tys. widzów. To oznacza, że emisja satyrycznego serialu ponad trzykrotnie podniosła średni udział Telewizji WP na rynku. Mało tego, najlepiej oglądalnym programem w styczniu 2018 r. było właśnie "Ucho Prezesa".
- Wyniki oglądalności są rekordowe w grupie ogólnej (najlepszy wynik na MUX8) i bardzo obiecujące w grupie komercyjnej. Decyzja o zakupie cyklu okazała się strzałem w dziesiątkę. Ważny jest dla nas każdy widz w każdej grupie wiekowej - powiedziała Barbara Bilińska, dyrektor programowa Telewizji WP.
- Mamy lepsze wyniki niż przy starcie odcinka, czyli to nie była ciekawość widza, tylko "Ucho Prezesa" cieszy się dużym zainteresowaniem. Nie był to jeden strzał na premierę. Im dłużej emitujemy, tym bardziej rośnie nam oglądalność - zwłaszcza w przedziale 16-49, czyli grupie komercyjnej. To jest hit, potwierdzam, że Polacy uwielbiają "Ucho Prezesa" i kabarety - dodała Kinga Molska, szef Autopromocji i Marketingu Telewizji WP.
Aż trudno uwierzyć, że człowiek, który trzęsie TVN-em od wielu lat, nie zauważa potencjału drzemiącego w polskich kabaretach. A może po prostu nie chce dostrzec i boi się przyznać, że rezygnując z tej formy rozrywki więcej traci, niż zyskuje.