Twórca "The Last of Us" dla WP: "Nic nie przeraża, jak przestraszeni naukowcy"
- Pamiętam, jak robiłem research na rzecz "Czarnobyla" i czytałem o naukowcach, którzy wiedzieli, co się dzieje i co nadchodzi, i byli tym przerażeni. Koncept przestraszonych naukowców naprawdę mnie przeraża, dlatego wprowadziłem ich także do "The Last of Us" - mówi Craig Mazin, twórca "The Last of Us" w rozmowie z Wirtualną Polską.
"The Last of Us" to najpopularniejszy serial 2023 r. Opowiada o świecie po apokalipsie, w którym zmiana klimatu doprowadziła do tego, że grzyby zamieniające mrówki w zombie rozprzestrzeniły się w łańcuchu pokarmowym do tego stopnia, że w końcu zajęły i ludzi. To właśnie w tym świecie, w którym natura dawno już rozprawiła się z dokonaniami człowieka - rośliny zarosły spektakularne wieżowce, a zwierzęta pozakładały gniazda na najpilniej strzeżonych osiedlach - Joel (Pedro Pascal) próbuje wyprowadzić Ellie (Bella Ramsey) poza strefę kwarantanny.
Fani gry "The Last of Us" nie wierzyli, że adaptacja może się udać. Teraz, po emisji kilku odcinków, w internecie można znaleźć głównie zachwyty. Widzowie chwalą zarówno spektakularną scenografią, wciągającą akcję i grę aktorską, jak i… przekonujące wykorzystanie nauki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Artur Zaborski, Wirtualna Polska: Kiedy HBO wypuściło informację, że serialową adaptację kultowej gry "The Last of Us" zrobi twórca "Czarnobyla", w internecie zawrzało. Jedni się zachwycali, że to szansa na ciekawą perspektywę, a inni pisali, że na pewno nie udźwigniesz takiego tematu. Jak sobie radziłeś, gdy byłeś na językach tak wielu bezwzględnych i nieprzychylnych komentatorów?
Craig Mazin: Presja, którą odczuwałem w związku z wypowiedziami innych, była niczym w porównaniu do presji, jaką czułem w związku z oczekiwaniami wobec samego siebie. Jestem ogromnym miłośnikiem gry "The Last of Us" i jako fan nie wyobrażałem sobie, że mógłbym schrzanić adaptację. Robiąc to, skrzywdziłbym sam siebie. Miałem ten rzadki przywilej, że siadałem do niej w towarzystwie twórcy oryginału. Neil (Druckmann - dop. red.) był ze mną w kontakcie od samego początku.
Najczęściej w tego typu przedsięwzięciach dostaje się materiał do pracy, ale jego autor nie uczestniczy w procesie transformowania go na ekran. A nawet się na to nie zgadza. A Neil był niezwykłe elastyczny. Obaj zgadzaliśmy się, co z oryginału chcemy zachować, a gdzie można iść dalej niż gra, i że powinniśmy to zrobić. Dobrze się uzupełnialiśmy, bo ja miałem perspektywę fana, a on twórcy. Myślę, że naszym kluczem do sukcesu było to, że obaj kochamy grę.
Neil, dla ciebie to nie pierwszy raz, kiedy starałeś się zrobić ekranizację "The Last of Us". Dlaczego przy wcześniejszej próbie to się nie udało, a teraz tak?
Neil Druckmann: Próbowałem to zrobić przez kilka lat z różnymi ludźmi. I nic z tego nie wyszło. Kiedy pojawiła się propozycja, żeby zamiast filmu zrobić serial, nie pałałem entuzjazmem. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że wcześniej brakowało mi po prostu kogoś takiego jak Craig, czyli człowieka, który świetnie zna się na medium, w obszarze którego się porusza. A do tego kocha oryginalny produkt, który ma zaadaptować na szklany ekran. Do tego, co mówił Craig, dodałbym jeszcze, że po mojej stronie był jeszcze inny rodzaj presji. Kocham "Czarnobyl" do tego stopnia, że byłoby mi naprawdę wstyd zrobić w towarzystwie jego twórcy coś, co jest do kitu. Interesowała mnie tylko liga "Czarnobyla", "Rodziny Soprano" i "Watchmen".
Serial "The Last of Us" zaczyna się prologiem, którego akcja rozgrywa się w latach 60. Pokazujecie w nim jak zaczęła się ekranowa epidemia. Czy to, że wybraliście taką formą, jest waszą reakcją na COVID?
CM: Wyzwaniem było dla nas to, jak uzasadnić ekranową sytuację naukowo. Nie chodziło o to, żeby powiedzieć, że mamy do czynienia z zombie. Bo to nie są zombie, tylko ludzie zmagający się z chorobą. A do umotywowania tego była nam potrzebna nauka. Tylko że odkąd Neil zrobił grę, wiedza ludzkości na temat wszelkiego rodzaju pandemii bardzo się podniosła. Mamy cały szereg samozwańczych młodszych specjalistów w tym zakresie. Moim zamysłem było pokazanie, że może być gorzej, niż jest w rzeczywistości.
ND: Pracowaliśmy nad serialem w środku trwania COVID-19, ale zwalczyliśmy w sobie pokusę, żeby opowiedzieć o tej konkretne pandemii. Bardziej zależało nam, żeby serial był uniwersalny, odnosił się do bardziej ogólnego doświadczenia niż to związane z koronawirusem. Kiedy pracowałem nad grą, ludzi nie dziesiątkowała żadna epidemia. Wtedy odnosiłem się do takich tragedii jak hiszpanka, która spowodowała, że ludzie stali się ksenofobiczni, bali się obcych, nie wpuszczali ich do miast. To z tamtego okresu wziąłem takie elementy gry jak strefy kwarantanny czy pomysły, jak poradzić sobie z taką katastrofą.
Neil, po tylu latach pracy nad adaptacją poczułeś, że jesteś w końcu gotowy pokazać ją światu, czy jednak miałeś jakieś wątpliwości?
ND: Myślę, że żaden artysta nie jest nigdy gotowy, by pokazywać swoje dzieło innym osobom. Prawda jest taka, że zawsze dzieło odbierają nam deadline’y, a nie nasze przeświadczenie, że już jesteśmy na etapie, kiedy nic nie da się zrobić lepiej. I bardzo dobrze, bo w przeciwny razie perfekcjoniści tacy jak my nigdy by niczego nie pokazali innym. Zrobiliśmy serial, który jest najlepszym, co mogliśmy osiągnąć przy budżecie, jaki mieliśmy, i zasobach ludzkich, jakimi dysponowaliśmy.
Oglądając serial, trudno było mi uciec od skojarzeń z pandemią koronawirusa. COVID-19 naprawdę nie wpłynął na wasze artystyczne decyzje?
CM: Nie sądzę. Pamiętam, jak pisałem ostatni odcinek "Czarnobyla", kiedy na świecie rozgorzała dyskusja na temat tego, co to znaczy mówić prawdę w czasie, kiedy wszyscy inni kłamią. Miałem wrażenie, że ktoś mnie szpieguje! Że świat się na mnie uwziął i chce mi coś narzucić. Z COVID-19 i "The Last of Us" było tak samo. Neil powtarzał: "Nie robimy serialu o koronawirusie, tylko o miłości w czasie zarazy".
Chyba jedyne odniesienie, na które sobie pozwoliliśmy, pojawiło się wtedy, kiedy Ellie i Joel robią zapasy i Ellie mówi, że powinni zaopatrzyć się także w papier toaletowy. To nasz uśmiech do tego, co działo się, gdy wybuchła pandemia COVID-19, bo naprawdę nie spodziewaliśmy się, że z półek znikną właśnie zapasy papieru toaletowego. Zakładaliśmy raczej, że będą to leki albo jedzenie. A tu proszę: papier toaletowy okazał się ważniejszy.
Craig, czy przy pracy nad "Czarnobylem" nauczyłeś się czegoś, co wykorzystałeś przy "The Last of Us"?
CM: Jest jedna taka rzecz: obserwowanie grupy ludzi, którzy poddani są nieustannemu stresowi. Ale też na pewno za sprawą "Czarnobyla" przekonałem się, że jeżeli trzeba coś naukowe wytłumaczyć widzom za sprawą ekranowych badaczy, to jest to możliwe w taki sposób, żeby ich nie znudzić. W "Czarnobylu" takich naukowych wywodów było bardzo dużo na koniec serialu, a w przypadku "The Last of Us" stwierdziliśmy z Neilem, że od tego zaczniemy.
Właściwie jest jeszcze jedna rzecz! Pamiętam, jak robiłem research na rzecz "Czarnobyla" i czytałem o naukowcach, którzy wiedzieli, co się dzieje i co nadchodzi, i byli tym przerażeni. Koncept przestraszonych naukowców naprawdę mnie przeraża, dlatego wprowadziłem ich także do "The Last of Us".
ND: To tak, jakbyś zobaczył pilota samolotu przerażonego w trakcie lotu. Wtedy wiesz, w jakich wielkich tarapatach jesteś.
Neil, pisząc serial, myślałeś bardziej o fanach gry czy ludziach, którzy jej nie znają?
ND: Wyzwanie polegało na tym, żeby służyć dwóm panom. Musieliśmy tak się nagimnastykować, żeby stworzyć atrakcyjne rozwinięcie dla ludzi, którzy znali grę, a jednocześnie coś kompletnie niezależnego, co pozwoli zainteresować ludzi, którzy nigdy się z nią nie zetknęli. Zależało nam, żeby ten balans został zachowany nie tylko w całości serialu, ale w każdym poszczególnym odcinku.
CM: Dodam, że sam jestem zagorzałym graczem. Gram, odkąd mój ojciec przyniósł do domu Atari 2600. I nigdy mi przez myśl nie przeszło, że chciałbym, żeby któraś z moich ulubionych gier trafiła na ekran. A potem pomyślałem, że są ludzie, którzy nie mają takiego doświadczenia jak ja. I oni powinni również mieć możliwość spotkania z tym ciekawym światem. Dlatego nasz serial był pomyślany w taki sposób, żeby nikt nie musiał się do niego przygotowywać. Ci, którzy nie grali w grę, nie muszą tego robić, a ci, którzy grali - nie muszą zapominać, że to robili.
Co takiego porwało ludzi, że tylu osobom "The Last of Us" się tak bardzo spodobało?
CM: Myślę, że właśnie odejście od doraźności typu: serial, który jest reakcją na COVID. Zamiast tego pokazaliśmy ludzi, którzy żyją w ciągłym napięciu i stresie, co powoduje, że muszą nieustannie podejmować decyzje, od których bardzo dużo zależy. No i to, jak w tych trudnych czasach wyrażają miłość.
ND: Pojawiają się tutaj również wielkie pytania: ile jesteś w stanie zaryzykować, by kogoś ochronić? Albo, żeby kogoś ocalić? To nie jest serial o COVID-19, ale pozwala zrozumieć, co w jej czasie przeżyliśmy i z czym się borykaliśmy.
Serial "The Last of Us" można oglądać w HBO Max.
Rozmawiał Artur Zaborski, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o masakrowaniu "Znachora", najgorszych filmach na walentynki i polskich erotykach, które podbijają świat (a nie powinny) . Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.