"The Last of Us". Nie będzie narzekań wściekłych fanów? Te 45 minut zmienia wszystko
Serialowa ekranizacja "The Last of Us" to jak na razie największe wydarzenie telewizyjne tego roku. Trzeci epizod produkcji spotkał się z mieszanym przyjęciem - wiele osób nazwało go "ogromnym zawodem". Wydaje się jednak, że czwarty odcinek raczej nikogo nie powinien zawieść - jest świetnie zagrany i umiejętnie popycha fabułę do przodu.
Uwaga: w poniższym tekście znajdują się spojlery dotyczące fabuły gry "The Last of Us" z 2013 r. oraz czwartego odcinka serialu, który pojawił się na HBO Max 6 lutego.
Trzeci odcinek "The Last of Us" bez wątpienia zostanie zapamiętany na długo przez miliony widzów. Wśród nich są tacy, którzy twierdzą, że opowieść o miłości Billa i Franka to istne arcydzieło, jedna z najwspanialszych godzin w historii telewizji. Z kolei inni nie ukrywają, że było to niepotrzebne odejście od gry. Niektórzy byli tak wściekli, że obiecali zakończyć swoją przygodę z serialem. Ocena na serwisie IMDb dobrze pokazuje, jak poprzedni epizod podzielił widownię - w tej chwili ma średnią 7.9 i wyraźnie odstaje od wyniku 9.2, jaki uzyskały dwa pierwsze odcinki.
Jednak po obejrzeniu najnowszego, czwartego epizodu "The Last of Us" jestem pewny, że malkontenci raczej nie będą mieli powodów do narzekań. Zamiast kolejnego spin-offu, tym razem otrzymaliśmy bardzo dobrze poprowadzoną narrację, umiejętnie popychającą fabułę do przodu w ciągu swoich 45 minut. Patrzymy, jak Joel i Ellie radzą sobie w drodze. Ich celem jest odnalezienie brata Joela - Tommy’ego. Gdy próbują przejechać przez Kansas City, trafiają na zasadzkę, która kończy się brutalną potyczką. Sytuację bohaterów pogarsza jeszcze fakt, że na ich tropie są bezwzględni bandyci.
Zobacz: zwiastun czwartego odcinka "The Last of Us"
Przedstawione wydarzenia są bardzo zgodne z tym, co się działo w grze. Pojawiają się nawet małe scenki jak chociażby ta, w której Ellie przegląda gazetę erotyczną z gejami. Owszem, tu i ówdzie dokonano zmian, ale są one subtelne. Zmieniono na przykład miejsce akcji z Pittsburgha na wspomniane wyżej Kansas City. Jedynym nowym akcentem jest liderka bandytów - Kathleen (w tej roli Melanie Lynskey). Takiej postaci nie było w grze, ale po kilku scenach widzimy, że może ona być całkiem niezłym dodatkiem do fabuły. Sprawia wrażenie bezwzględnej antagonistki.
Mnie cieszy fakt, że po dość sielankowym poprzedniku HBO z pełną mocą przypomniało nam, że atrakcyjność "The Last of Us" polega na sprytnym zderzeniu postapokaliptycznego horroru z szarym jak nagrobek dramatem oraz klasycznym kinem drogi. Dzięki temu w czwartym odcinku mamy jeszcze lepsze spojrzenie na Amerykę po wybuchu pandemii grzyba o nazwie "Cordyceps", który zmienił ludzi w agresywne monstra. Obserwujemy jeden zdewastowany krajobraz za drugim, nigdy nie wiedząc, jakie niebezpieczeństwo może czaić się w opuszczonych budynkach. Właśnie takie uczucie towarzyszy graczowi, gdy przechodzi dzieło studia Naughty Dog, stąd trzeba pochwalić HBO za odtworzenie niepokojącego klimatu oryginału.
Fabularnie najważniejszym aspektem nowego odcinka "The Last of Us" jest ukazanie pogłębiającej się relacji Joela i Ellie. Joel opowiada nastolatce o świecie sprzed pandemii oraz zdobywa się nawet na osobiste wyznania - przede wszystkim związane z jego bratem. Wiele się też zmienia między głównymi bohaterami, gdy w pewnym momencie Ellie postanawia pomóc Joelowi.
Te wszystkie sekwencje są w zasadzie proste pod kątem konstrukcji dramaturgicznej, ale aktorzy grają je tak dobrze, że trudno nie poczuć ich ciężaru emocjonalnego. Bella Ramsey znowu udowadnia, że HBO nie mogło wybrać lepiej przy obsadzaniu do roli Ellie. Młoda aktorka znakomicie oddaje charakter tej postaci - jest pyskata, impulsywna i wulgarna. I pomimo całej swojej zadziorności, niezmiernie sympatyczna oraz zabawna. Gdy zszokowana odkrywa istnienie kawy, po chwili kwituje w swoim stylu, że napój "cuchnie spalonym gównem". Wykapana Ellie.
A gdy Ramsey przychodzi zagrać poważniejsze momenty, staje na wysokości zadania. O Pedro Pascalu oczywiście nawet nie ma co wspominać - aktor cały czas robi kapitalną robotę. Co tu dużo mówić - HBO umie w casting jak mało kto.
Już widać na IMDb, że widownia jest zgodna w kwestii odbioru czwartego odcinka. Ma obecnie średnią 8.7 z niemal 8700 oddanych głosów. Co ważne, kończy się w taki sposób, że wiele osób ledwo wytrzyma do kolejnego epizodu. Akurat wszyscy mamy szczęście w tym tygodniu, bo HBO postanowiło przyśpieszyć jego premierę - w Stanach Zjednoczonych zostanie pokazany 10 lutego, czyli w Polsce zobaczymy go dzień później. Uwierzcie, że jest na co czekać.
Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o prawdopodobnie najlepszym serialu 2023 roku (sic!), załamujemy ręce nad Złotymi Malinami i nominacjami do Oscarów, a także przeżywamy rozstanie Shakiry i Gerarda Pique. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.