Trzeci odcinek "The Last of Us" podzielił widzów. Poświęcili na to 45 minut
Serialowa ekranizacja "The Last of Us" została z miejsca okrzyknięta jedną z najlepszych produkcji ostatnich lat. Po emisji dwóch odcinków nie było praktycznie żadnych negatywnych opinii. Przy trzecim epizodzie sytuacja zaczęła się komplikować, gdyż dla jednych to "arcydzieło" i "jeden z najlepszych odcinków w historii TV", a dla innych "ogromny zawód" i "strata czasu".
Uwaga: w poniższym tekście znajdują się spojlery dotyczące fabuły gry "The Last of Us" z 2013 r. oraz trzeciego odcinka serialu, który pojawił się na HBO Max w nocy z 29 na 30 stycznia.
"Trzeci odcinek ‘The Last of Us’ prawdopodobnie przejdzie do historii jako jeden z najwspanialszych odcinków serialu telewizyjnego, jaki kiedykolwiek powstał", "To wspaniały przykład tego, jak czasami odejście od oryginalnej historii może wzmocnić postacie, świat i nasz związek z nim", "Arcydzieło" - to kilka głosów, które można znaleźć na Twitterze po premierze "Do ostatnich dni".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzeci odcinek serialu "The Last of Us" wzbudził ogromny zachwyt wielu amerykańskich krytyków, którzy wystawiają mu maksymalne noty. Co prawda średnia ocen 100 proc. na RottenTomatoes nie jest reprezentatywna (obecnie bazuje tylko na sześciu recenzjach), ale pozytywne reakcje, głosy podziwu i mówienie o "arcydziele" dominuje w mediach społecznościowych.
Z drugiej strony nie można przemilczeć takiego głosu: "Trzeci odcinek ‘The Last of Us’ był kompletną stratą czasu. To było zupełnie niepotrzebne odejście od gry. Tak, wiemy, że Bill i Frank byli gejami. Nie, nie potrzebowaliśmy połowy odcinka, żeby opisać ich wspólne życie. Hollywood po prostu nie może sobie pomóc". Albo takiego: "Pierwsze dwa odcinki ‘The Last of Us‘ w HBO były doskonałe. Odcinek trzeci był wielkim rozczarowaniem. Bill jest zupełnie inną osobą, a historia prowadzi donikąd".
Skąd się wzięła taka polaryzacja opinii? "Do ostatnich dni" to pierwszy odcinek, który radykalnie odchodzi od tego, co możemy pamiętać z gry. Scenarzyści skupili się bowiem na epizodycznej postaci znanej z oryginału, ale napisali dla niej zupełnie inną historię. A raczej zbudowali całą narrację wokół homoseksualizmu Billa i jego relacji z Frankiem, o czym w grze mówiło się między wierszami i w zupełnie innym tonie.
Trzeci odcinek "The Last of Us" trwa 75 minut, z czego ponad połowę poświęcono na historię Billa (Nick Offerman). Na pozór stereotypowego preppersa, który uzbroił się po zęby przed "końcem świata", zadbał o samowystarczalność i rozstawił wokół swojego domu wymyślne pułapki. Pewnego dnia w jedną z nich wpadł Frank (Murray Bartlett), który z nieproszonego gościa stał się miłością życia samotnego, ukrywającego swoje prawdziwe oblicze Billa.
Twórcy tego odcinka zaserwowali widzom 45-minutową opowieść (pozostały czas poświęcono Joelowi i Ellie) o relacji Billa i Franka na przestrzeni 20 lat. To historia przypadkowej znajomości, która nie miała prawa się wydarzyć, a przeistoczyła się w gorące uczucie i całkowite oddanie drugiej osobie. Dzięki Frankowi Bill wychodzi z szafy, odnajduje nie tylko kochanka, ale życiowego partnera. Na dobre i na złe. "Nie powiem, że każdy dzień był błogosławieństwem, bo miałem wiele złych - z tobą też" - mówi umierający Frank po wielu wspólnie spędzonych latach. I te gorsze momenty też są pokazane w odcinku. Na przykład, gdy Frank i Bill kłócą się o pozornie błahe sprawy, które jednak podkreślają skrajnie różne charaktery, potrzeby i podejście do życia obu bohaterów.
"Do ostatnich dni" w wątku Franka i Billa przedstawia piękną, wzruszającą i smutną opowieść, porównywaną przez niektórych do pamiętnej sekwencji miłosnej z początku animacji "Odlot" ("Up"). Z drugiej strony nie brakuje głosów, że twórcy serialu niepotrzebnie skupili się na wątku, który po pierwsze - rozdmuchuje marginalny epizod z gry, a po drugie - opowiada go w zupełnie innej narracji.
W grze "The Last of Us" Joel i Ellie trafiają do osiedla pełnego pułapek Billa, który sam drastycznie różni się od serialowej wersji. Frank pojawia się tam wyłącznie jako zwłoki wisielca, który popełnił samobójstwo po ugryzieniu przez zarażonego. Co prawda Bill wyraża się o nim jako o "partnerze" i dowiadujemy się, że obaj panowie mieszkali przez pewien czas razem. Ale podtekst homoseksualnej relacji był właśnie tylko podtekstem. O prawdziwym obliczu szorstkiego Billa gracze dowiadywali się praktycznie na samym końcu tego wątku, gdy Ellie przeglądała gejowski magazyn zabrany z domu preppersa.
Co znamienne, Neil Druckmann, główny scenarzysta gry i serialu "The Last of Us", mówił przed laty, że chciał w oryginale pokazać homoseksualizm Billa w bardziej otwarty sposób. Ale finalny produkt postawił na dwuznaczność. Dziesięć lat później Druckmann zrealizował więc swój pierwotny zamysł z pomocą znakomitego duetu Offerman-Bartlett.
Można się spierać, czy "Do ostatnich dni" to arcydzieło i kamień milowy w historii telewizyjnej rozrywki – bo do tego sprowadzają się głosy wielu komentujących. Jedni odnajdą w tej opowieści piękno dramatu w doskonałej realizacji filmowej. Drugich zirytuje fakt, że dla wątku Joela i Ellie relacja Billa i Franka opowiadana przez trzy kwadranse ma znikome znaczenie. Trzeba jednak pamiętać, że "The Last of Us" już dekadę temu nie traktowało wyłącznie o samotnym ojcu i jego przybranej córce, ale o różnych obliczach miłości, nienawiści, cierpieniu i oddaniu, stracie i poświęceniu. Czy się to komuś podoba, czy nie.
Jakub Zagalski, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o prawdopodobnie najlepszym serialu 2023 roku (sic!), załamujemy ręce nad Złotymi Malinami i nominacjami do Oscarów, a także przeżywamy rozstanie Shakiry i Gerarda Pique. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.