TVP wybrnęła z trudnej sytuacji? Kontrowersyjny odcinek "Ojca Mateusza" z ładunkiem i emigrantami w tle
Uwielbiany przez Polaków serial wywołał burzę. Wszystko za sprawą wątku z emigrantem, który miał na placu zabaw podłożyć ładunek wybuchowy. Obejrzeliśmy dla Was ten odcinek, by sprawdzić, o co tyle zamieszania. Telewizja Polska wybrnęła z sytuacji?
25.01.2018 | aktual.: 26.01.2018 10:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na początku był sprzeciw aktora, odrzucona rola i oskarżenia o szerzenie przez TVP uprzedzeń wobec "obcych". Odcinek "Ojca Mateusza", w którym to według pierwotnych doniesień muzułmanin miał podłożyć ładunek wybuchowy na placu zabaw, wywołał burzę. Do sprawy odniosły się osoby zaangażowane w produkcję, wspólnoty wyznaniowe i środowiska walczące z rasizmem i ksenofobią. Telewizja Polska wydała oświadczenie i postanowiła ukrócić krążące doniesienia, emitując 240 odc. serialu znacznie wcześniej niż planowano. O co cała afera?
Obdarzony detektywistycznym zmysłem proboszcz z Sandomierza stanął znów przed niełatwą sprawą. Nie tylko musiał znaleźć winnego, ale i nie narazić się widzom, którzy być może będą się dopatrywać rasistowskich i ksenofobicznych wątków.
Sandomierz małą Polską
Odcinek rozpoczął się od debaty na plebani, w której wzięli udział lokalni przedstawiciele kościoła i Josef– zasymilowany Arab, który ożenił się z Polką. Tematem rozmowy są emigranckie rodziny, które mają sprowadzić się do Sandomierza. Mieszkańcy miasta są zaniepokojeni, że ich sąsiadami będą muzułmanie. Josef zapewnia, że lokalny przedsiębiorca Hassan zatrudni mężczyzn, a w szkołach prowadzone się zajęcia zaznajamiające z kulturą arabską. Ojciec Mateusz uspokaja, że nie wszystkie rodziny, które mają zamieszkać w Sandomierzu będą muzułmańskie.
Po spotkaniu proboszcz-rowerzysta i Josef zmierzają na plac zabaw, na którym bawią się m.in. żona i córka emigranta. Po tym jak mężczyzna je zawołał, na placu zabaw doszło do wybuchu petardy domowej roboty. Jedna z dziewczynek, Zosia, zostaje potrącona prawdopodobnie przez uciekającego sprawcę i z lekkim urazem głowy trafia do szpitala. W miasteczku wybucha panika.
Funkcjonariusze sprawdzają skład budowlany należący do Hassana Mosuda, przedsiębiorcy mieszkającego od lat w Sandomierzu, a wszelkie podejrzenia padają na Josefa Fadlana.
Zanim cokolwiek udaje się ustalić, mieszkańcy Sandomierza wydają swój osąd i niemal dochodzi do linczu. Z obelgami i oskarżeniami spotyka się zarówno Josef, jak i jego żona (wyzywana jest od "wielbicielek muzułmanów").
Ofiara pomówień
W obronie Fadlana i jego rodziny staje ojciec Mateusz i większość funkcjonariuszy policji. Matka poszkodowanej Zosi, Maryla, oskarża mężczyznę o incydent na placu zabaw. Niebawem nieznany sprawca napada na Josefa, który trafia do szpitala. W toku śledztwa policjanci znajdują dowody przeciwko matce Zosi.
Ojciec Mateusz nie wierzy w winę Maryli i postanawia jej pomóc. Znajduje dowody, które rozwiewają podejrzenia wobec kobiety. Niedługo potem policja przesłuchuje mężczyznę, który miał kiedyś zatarg z Josefem i wysyłał do niego rasistowskie smsy.
Paruzel i Możejko trafiają na trop sprawcy, którego udaje im się schwytać pod domem Hassana Mosuda. Zatrzymany mężczyzna jest zięciem przedsiębiorcy budowlanego, w którego magazynach znaleziono składniki petardy z parku. Gdy śledczy przedstawiają dowody przeciwko niemu, ten przyznaje się, że podłożył ładunek. Mężczyzna powiedział, że chciał nastraszyć Josefa, ponieważ był zazdrosny o jego zawodowe sukcesy, jednak nie chciał nikogo skrzywdzić.
Choć wydaje się, że sprawa została właściwie rozwiązania, ojciec Mateusz trafia na nowy trop. Proboszcz odwiedza szwagierkę poszkodowanego Araba, która opiekuje się jego córką. Okazuje się, że to ona stoi za pobiciem Fadlana. Kobieta bała się, że ojciec zabierze ją poza granice kraju i każe zostać muzułmanką (choć sam jest chrześcijaninem).
Na koniec odcinaka ojciec Mateusz wygłasza kazanie, w którym tłumaczy parafianom, że nie należy być uprzedzonym wobec ludzi i warto być dobrym dla innych
Burza w szklance wody
W odcinku pokazano katolickich księży uprzedzonych do emigrantów oraz takich, którzy ich bronią. Zasymilowanych Arabów wierzących w Boga i Allaha. Większość policjantów również nie dawała się ponieść emocjom i choć Sandomierzanie naciskali, śledczy nie wyciągali pochopnych wniosków. Co prawda, ładunek, który wybuchł na placu zabaw był zbudowany przez muzułmanina i to rzeczywiście może się niektórym nie podobać. Widać jednak wyraźnie, że twórcy tego odcinka chcieli podejść do tematu uczciwie. Niemal w każdej scenie pojawia się sytuacja, z której jednoznacznie wynika, że nie należy ludzi oceniać pochopnie. Ciężko powiedzieć, czy Telewizja Polska przestraszyła się i zmieniła scenariusz, czy też odcinek od początku miał tak wyglądać. Ostatecznie twórcy serialu nie mają się jednak czego wstydzić.