Burza wokół "Ojca Mateusza". Aktor odrzucił rolę muzułmańskiego uchodźcy
Fabuła jednego z nadchodzących odcinków hitu TVP o bombie podłożonej przez uchodźcę wywołała niemałe oburzenie. Aktor, który otrzymał propozycję roli stanowczo jej odmówił, a sam pomysł TVP został skrytykowany jako powielający stereotypy.
W jednym z nadchodzących odcinków, które trafią na antenę w marcu, ma pojawić się muzułmański uchodźca, który podłoży ładunek wybuchowy na placu zabaw w Sandomierzu. Jak wynika ze scenariusza, część miejscowych chętnie dokonałaby linczu na Arabie mieszkającym w miasteczku od lat, który był w chwili wybuchu niedaleko miejsca zdarzenia. To chrześcijanin, który ożenił się z Polką. Jednak koniec końców okazuje się, że nie on jest winowajcą, a ładunek podłożył Szihab, muzułmanin, który niedawno przybył do Polski. Propozycję roli otrzymał Mikołaj Woubishet, aktor wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol.
– To historia, która gra na strachu wobec uchodźców. I uprawomocnia nieprawdziwą tezę: że uchodźcy mogą być, byle chrześcijańscy, bo muzułmanie podkładają ładunki na placach, gdzie bawią się polskie dzieci. Nie przyjąłem tej roli – wyznał na łamach z "Gazety Wyborczej" Woubishet. Podkreślił, że problem nie leży w aktorskim wyzwaniu, bo nie ma problemu w zagraniu czarnego charakteru. Bulwersujący jest fakt, że tak skostruowany wątek bohatera powiela stereotypy. - Dziś, w szczególnie gorącym momencie, nie mogę przykładać ręki do podsycania obaw wobec ofiar kryzysu uchodźczego. Szczególnie kiedy w tym samym czasie angażuję się w działania przeciwko dyskryminacji. Nie chcę brać udziału w krzewieniu ideologii, z którą się nie zgadzam - dodał aktor.
Stanowisko w sprawie zajął też Krzysztof Grabowski, producent serialu. Zapewnił, że tematem odcinka nie jest atak terrorystyczny, ale miłość dwóch sióstr i rodzinny konflikt o dziecko, którego ojciec jest pochodzenia arabskiego i próbuje je wywieźć za granicę. Na placu zabaw ma wybuchnąć nie bomba, ale prosty ładunek w puszce sporządzony z saletry. Nie będzie żadnych ofiar, a cały incydent będzie spowodowany konfliktem w rodzinie emigrantów. Choć sprawcą rzeczywiście będzie muzułmanin, wszyscy zamieszani w sprawę emigranci okażą się zasymilowani, mówiący po polsku. - Przesłanie odcinka jest pozytywne, bo z kazania wygłoszonego przez ojca Mateusza w finale wynika, że nie należy bać się obcych - mówił Grabowski. Producent podkreślił, że "Ojciec Mateusz" jest tworzony na włoskiej licencji, ale dostosowywany do polskich realiów. – Ten konkretny odcinek jest kopią włoskiego, gdzie temat uchodźców jest zdecydowanie mocniej obecny niż u nas, dlatego wiele odcinków jest poświęconych zderzeniu kultur - wyjaśniał w rozmowie z "Wyborczą".
Dodał też, że nie rozumie, dlaczego Woubishet odrzucił rolę, gdyż jego zdaniem, jako aktor powinien poradzić sobie ze wcieleniem w postać, która ewidentnie nie jest pozytywna. O tym jednak, czy i jakie zmiany zostaną wprowadzone w odcinku, zdecyduje TVP, która jest właścicielem serialu i zaakceptowała scenariusz. Do sytuacji odniosła się także Lucyna Kobierzycka, menedżerka Artura Żmijewskiego (wcielającego się w tytułowego księdza), nie chciała komentować sprawy. Podkreśliła jednak, że aktor popiera pomoc uchodźcom i działa jako ambasador dobrej woli UNICEF.
Scenariusz odcinka, nawet jeśli nie miał mieć negatywnego wydźwięku, wywołał oburzenie wśród organizacji działających przeciwko rasizmowi. Jak podkreślił Maciej Kałuża ze stowarzyszenia Nigdy Więcej, zajmującego się przeciwdziałaniem rasizmowi, nastawienie wobec muzułmanów i Arabów od 2015 r. uległo znacznemu pogorszeniu. Skala z kilku zgłoszeń o stosowaniu przemocy werbalnej czy fizycznej na kilka miesięcy urosła do kilku zgłoszeń dziennie. Powielanie stereotypów w telewizji w żadnym stopniu nie przyczyniłoby się do naprawienia sytuacji.
– Popularny serial ma ogromną siłę rażenia. Jeżeli jedyny muzułmanin w mieście podkłada ładunek wybuchowy, jest ogromne ryzyko wzmocnienia stereotypu i przeniesienia postawy jednostki na całą grupę. Nie wiemy, jakie wnioski wyciągnie z tej opowieści widz, ale dziś mamy tyle przypadków zarządzania strachem wobec uchodźców, że emisja tego odcinka wydaje się nieodpowiedzialnością. Można tłumaczyć, że to włoska licencja, że ładunek był domowej roboty i że poszło o rodzinne porachunki, jednak od producentów oczekiwałbym większej wrażliwości. Nie dziwię się aktorowi, który odmówił zagrania tej roli – skomentował Kałuża w rozmowie z "Wyborczą".