Telewizyjny Midas na wylocie? Współpracownicy Miszczaka: "W Polsacie jest mocno osamotniony. Nie cieszy się szczególną życzliwością"

Bywa zagubiony, ale zagubiona jest dziś cała branża telewizyjna. W rozmowie z Wirtualną Polską dawni współpracownicy Edwarda Miszczaka analizują jego obecną sytuację. - Nie cieszy się szczególną życzliwością, nie ma wsparcia w redakcji. To na pewno nie pomaga mu realizować jego planów - mówi dawny współpracownik dyrektora programowego Polsatu.

"Dziś, z tego co mi wiadomo, w Polsacie jest mocno osamotniony" - mówi o Miszczaku nasz informator
"Dziś, z tego co mi wiadomo, w Polsacie jest mocno osamotniony" - mówi o Miszczaku nasz informator
Źródło zdjęć: © AKPA
Przemek Gulda

Na marginesie toczącej się debaty na temat mediów publicznych, coraz więcej uwagi zdobywa inny temat związany z polskimi mediami, ale w tym wypadku komercyjnymi. Chodzi o Edwarda Miszczaka, który już prawie rok jest dyrektorem programowym Polsatu. Jego ostatnie decyzje spotkały się bowiem z wymownymi komentarzami.

Midas na wylocie?

Wcześniej, kiedy przez ćwierć wieku pracował w TVN, Miszczak uznawany był za Midasa polskiej telewizji - wszystko, czego się dotknął zamieniało się w złoto. Ostatni rok, kiedy zasiadał na dyrektorskim fotelu w Polsacie, wydaje się w porównaniu z tamtymi tłustymi latami pasmem porażek.

Nie wypalił żaden z pomysłów programowych Miszczaka: ani "Real Housewives. Żony Warszawy", ani "Temptation Island Polska". Do dziś Miszczak zbiera też cięgi za wyrzucenie Katarzyny Dowbor. Sytuacja stała się na tyle poważna, że na korytarzach stacji zaczęły się nawet pojawiać plotki o planach odwołania dyrektora.

Ostatnio przybrały one bardzo konkretny wymiar. Jeden z serwisów dotarł do nieoficjalnych informacji o tym, że Miszczak został odsunięty od przygotowywania najnowszej ramówki. Obowiązki w tym zakresie mieli od niego przejąć prezes stacji Stanisław Janowski i zastępczyni Miszczaka Katarzyna Wajda.

Tym rewelacjom dobitnie zaprzeczył rzecznik prasowy stacji Tomasz Matwiejczuk. Potwierdził, że Miszczak pozostaje dyrektorem programowym i członkiem zarządu Polsatu.

Polsat to nie TVN

Wirtualnej Polsce udało się dotrzeć do kilku dawnych współpracowników i współpracownic Edwarda Miszczaka i poprosić ich o próbę analizy jego obecnej sytuacji.

- Mam wrażenie, że on dziś jest sam - mówi jedna z osób, które przez wiele lat współpracowały z Miszczakiem. - TVN w jego czasach to była dobrze naoliwiona maszyna, która bardzo skutecznie działała, zwłaszcza kiedy była napędzana jego pomysłami. To był sztab ludzi, którzy byli bardzo zaangażowani w to, co robią. Dziś, z tego co mi wiadomo, w Polsacie jest mocno osamotniony. Nie cieszy się szczególną życzliwością, nie ma wsparcia w redakcji. To na pewno nie pomaga mu realizować jego planów.

Osoba, która zdecydowała się z nami rozmawiać, zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt funkcjonowania Miszczaka w Polsacie.

- Polsat ogląda zupełnie inna publiczność niż TVN - dowodzi. - I nie mam pewności, czy Miszczak ją "wyczuwa" tak dobrze, jak "wyczuwał" czego potrzebują widzowie i widzki TVN. Nie wchodząc za bardzo w socjologiczne analizy, mam wrażenie, że publiczność Polsatu można porównać do elektoratu PiS. To ludzie, z których przez wiele lat się śmiano, traktowano ich jak gorszych, mających zły gust. Mam wrażenie, że są bardzo wyczuleni na traktowanie ich z góry. A Miszczak, co tu dużo kryć, miewa takie tendencje.

Osoba, która zdecydowała się z nami rozmawiać, podaje nawet wyrazisty przykład takiego mechanizmu.

- Ci ludzie nie lubią, kiedy im się coś zabiera, zwłaszcza coś, co jest dla nich ważne - mówi. - A tak przecież było w przypadku uwielbianej Katarzyny Dowbor. Miszczak zwolnił ją, jak to on, bez wyjaśnienia, bez uzasadnienia. W jakimś sensie wręcz dość brutalnie. Taki gest po prostu musiał zostać źle odebrany przez publiczność stacji. I było wiadomo, że zapamięta mu to ona na długo.

To nie Miszczak ma problem, to rynek telewizyjny

Nieco inaczej rzecz widzi Maciej Wójcik, reporter i dokumentalista współpracujący przez lata z Miszczakiem.

- Mam wrażenie, że to nie on ponosi porażki - ocenia dziennikarz. - To szerszy problem, z którym borykają się dziś wszystkie telewizje, tracące widzki i widzów, kasujące formaty, bezskutecznie szukające nowych pomysłów. Patrząc na to, co Miszczak robi w ostatnim czasie, zupełnie nie mam poczucia, że stracił nosa i intuicję. Nadal ma wielki talent do dobierania sobie współpracowników, do rozpoznawania potrzeb publiczności. Nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków z porażki kilku nowych formatów - przecież w czasach TVN też bywało tak, że pojawiało się kilkanaście nowych programów, a "zaskoczyło" tylko kilka z nich - podkreśla Wójcik.

Wójcik szuka też powodów, dla których nie "zaskoczył" program, który miał być największym sukcesem Polsatu, czyli "Real Housewives. Żony Warszawy ".

- Powtórzę się - mówi. - To nie była wina Miszczaka. To był zupełnie inny problem: bohaterki tego programu po prostu nie były prawdziwe. Ludzie szukają w telewizji szczerości, prawdy albo czegoś, w czym się mogą przejrzeć. To było przecież źródło wielkiego sukcesu "Big Brothera" - bohaterowie tego programu byli prawdziwi, wyraziści, pełni emocji. Podobnie było w przypadku "Żon Miami", które Miszczak robił w TVN - interesujące były ich historie, one były ciekawymi postaciami, osobowościami i były przede wszystkim naturalne i prawdziwe. Byliśmy naprawdę zafascynowani bohaterkami i ich naturalnością. Panie z "Żon Warszawy" nie miały w sobie niczego takiego. Nic więc dziwnego, że mało kto chciał je oglądać - podkreśla dziennikarz.

Czy Polsat zdecyduje się wyrzucić swojego nowego dyrektora programowego, czy pozwoli mu jeszcze eksperymentować i szukać formatu, który "zaskoczy"? Okaże się pewnie niebawem.

- Jemu, zdaje się, marzy się TVP - mówi anonimowo jedna z osób, które dobrze znają Miszczaka. - Ale to byłoby chyba fatalne rozwiązanie i dla tej telewizji, i dla niego.

Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (123)