"Sprawa dla reportera". To zdarzyło się pierwszy raz. Wpadł w czasie nagrywania odcinka
"Sprawa dla reportera" jest tym rodzajem programu, który niemal w każdym odcinku potrafi zadziwić widzów. Tym razem nie było inaczej. Podczas prezentowania sprawy, do studia nagle wpadł spóźniony Kaszewiak. Miał ze sobą pewien gadżet.
25.08.2022 | aktual.: 26.08.2022 07:32
W ostatnim odcinku "Sprawy dla reportera" Elżbieta Jaworowicz postanowiła dotrzeć do sedna sprawy "szatana". Tak o swoim byłym zięciu mówił Ireneusz, były górnik, który jest święcie przekonany, że eks jego córki "ma szatańskie zdolności". Najpierw miał bowiem opętać kobietę, a następnie porzucić ją, wprowadzając rodzinę w długi. Górnik długo walczył, by wyrwać "córkę i wnuczkę ze szponów pazernego zięcia". Wreszcie udało się, ale kobieta nie może sobie wybaczyć tego, że jej związek sprowadził kłopoty na całą rodzinę.
- Zaimponował mi urodą, uśmiechem. Uwiódł mnie - mówiła Agnieszka w relacji. - Nie chciałam ślubu, byłam zastraszana - opowiadała. - Byłam traktowana jak śmieć. Nie mogłam się malować, zadbać o siebie. Musiała sprzątać, gotować, zająć się dzieckiem.
Męża miały interesować dwie rzeczy - siłownia i inne kobiety. Ireneusz wspomniał też o tym, że zięć miał molestować seksualnie swoje dziecko.
Ostatecznie doszło do rozwodu, ale wyrok sądu był nieubłagany - i była żona, i były teść mieli zapłacić mężczyźnie za remont domu, w którym zamieszkali młodzi. Ireneusz nie mógł pogodzić się z decyzją sądu, więc zgłosił się po pomoc do Jaworowicz. Ta, choć była przychylna górnikowi podczas wizji lokalnej, zmieniła zdanie, gdy w studiu głos zabrali specjaliści.
Początkowo wśród nich brakowało charyzmatycznego prawnika Piotra Kaszewiaka. Jednak w pewnym momencie wpadł do studia. Miał ze sobą sporo dokumentów dotyczących sprawy oraz nieduży czerwony gadżet z napisem "bullshit". Był wyraźnie zdenerwowany.
- Napisał pan najbardziej obrzydliwy list do redakcji. Twierdzi, że sędziowie mszczą się na panu za Jaruzelskiego, że zięć ma plecy. Takich pomówień nie czytałem jeszcze. (...) Pan jest wierzący i takie rzeczy pisze? Pan się na Pana Boga powołuje? Niech pan się tego Boga boi - mówił, nie wierząc w to, co zobaczył.
Agnieszkę i jej ojca spytał wprost: - Kto wymyślił, żeby oskarżyć byłego męża o pedofilię?
W studiu wywiązała się słowna szarpanina, w którą wplątali się ksiądz, prawnicy i etyk. Ks. Kobyliński pytał, jak stwierdzono, że dziecko naprawdę nie było molestowane? Kaszewiak natychmiast rzucił, że według sądu dziewczynka była zadowolona, uśmiechnięta, mówiła, że kocha ojca.
Prawnik nie mógł zrozumieć, jak wobec tego matka dziecka mogła zabrać je i przeprowadzić się niemal 500 km od byłego męża, utrudniając mu w ten sposób możliwość kontaktu z córką.
Tymczasem Ireneusz wykłócał się, twierdząc, że "szatan nie chciał pozwolić mu dojechać" do studia. Krzyczał: - Ja jestem wierzący, panie mecenasie. Wolę mieć zawał, niż żyć w takim kraju.
Ksiądz podsumował sprawę po swojemu, uznając, że wszystko to, co złe, stało się, ponieważ małżonkowie nie wzięli ślubu kościelnego, a tylko szybki cywilny.
Oglądaliście odcinek?