"Rolnik szuka żony" usypia widzów. Jessica nie pociągnie całej edycji
Za nami najnudniejszy odcinek "Rolnik szuka żony". Trudno było powstrzymać ziewnięcia. Ba! Niejeden widz z pewnością nie dotrwał do końca. To już nie jest ten sam program, który rozgrzewał widownię do czerwoności. Ewidentnie coś poszło nie tak.
22.10.2018 | aktual.: 22.10.2018 11:26
Telewizyjny fenomen? Na pewno. Hit oglądalności? Wyniki mówią same za siebie. Odczarował wizerunek polskiej wsi? Nikt nie ma najmniejszych wątpliwości. "Rolnik szuka żony" to naprawdę kawał dobrej roboty. I wcale nie chodzi tu o perfekcyjne ujęcia z drona czy idealnie dopracowany scenariusz.
Program ma w sobie "to coś". Naturalne zachowanie uczestników, urocza prowadząca, bohaterowie, którzy szukają przecież tej jednej, jedynej miłości jak z bajki. Są prawdziwe emocje, łzy radości i rozpaczy. No i to szczęśliwe zakończenie. Zakochana bez pamięci para, huczny ślub i gromadka dzieci. Sielanka. I tak przez cztery edycje.
W piątej coś poszło jednak nie tak. Gdzie podziała się ta wartka fabuła, która przykuwała na niecałą godzinę przed telewizory i nie pozwoliła nawet mrugnąć, żeby niczego nie przegapić? Owszem, premierowy odcinek dawał nadzieję. Już na samym początku twórcy zafundowali nam bombę: Małgosia i Paweł z poprzedniego sezonu są zaręczeni i spodziewają się dziecka. Za chwilę pada kolejny news: Mikołaj jest szczęśliwie zakochany i planuje ślub z wybranką swojego serca. Nie minęło pięć minut, a widzowie już zostali zbombardowali informacjami, na które tak długo czekali.
Zobacz także
Niestety, później emocje opadły i na próżno szukać było ekscytujących nowinek. Owszem, sporo emocji wywołały jeszcze sylwetki niektórych kandydatek na żony i pierwsze spotkania rolników z dziewczynami. Wszyscy widzowie liczyli, że będzie jak u Hitchcocka: rozpocznie się od trzęsienia ziemi, a później napięcie będzie tylko rosło. Niestety, energii i emocji wystarczyło zaledwie na kilka odcinków.
Wybrane dziewczyny przyjechały do gospodarstw swoich rolników. Pierwsze zetknięcie mieszczuchów z wiejskimi realiami? Ciekawe, zabawne, coś się działo. Jednak minął dzień, a fabuła ostro wyhamowała. Dojenie krów, układanie siana, przejażdżki traktorem. To wszystko już było. Jasne, nie można udawać, że życie na wsi obfituje w liczne atrakcje. Jednak poprzednie edycje potrafiły czymś przyciągnąć uwagę.
Bo ileż można oglądać zaganianie owiec do zagrody po to, by je ostrzyc? Minutę, dwie, pięć? Na koniec i tak okazuje się, że rolnik zapomniał naostrzyć maszynkę i z szumnie zapowiadanej akcji nici. W ostatnim odcinku było też mycie okien, które trwało w nieskończoność. Nudne dialogi między bohaterami nie pomagały. I tu pojawiło się pierwsze ziewnięcie.
Nawet Jan, najstarszy i wydawać by się mogło najbardziej rozochocony uczestnik piątej edycji, nieco ucichł. Po tym, jak złapał Marię za pośladki, opanował dzikie żądze i od tamtej pory stał się potulny jak baranek. Rolnik trzyma dystans, jego kandydatki gotują mu obiady, a widzowie zasypiają.
A propos jedzenia. W ostatnim odcinku odbyły się nawet zawody w pichceniu. Dziewczyny Grzegorza poważnie potraktowały powiedzenie "przez żołądek do serca" i próbowały przekonać do siebie rolnika, serwując mu... kotlety schabowe. Być może przebudzilibyśmy się z drzemki, gdyby farmer wskazał ten obiad, który najbardziej mu zasmakował - tym samym, zdradziłby swoją faworytkę. Ale nie. Grzesiek, niczym prawdziwy dżentelmen, zdecydował się decyzję zachować dla siebie i odpowiedzieć dyplomatycznie, że wszystkie kotlety były równie pyszne. No cóż, drugie ziewnięcie.
Później przyszedł czas na randkę Marka z Aleksandrą. Niestety, między bohaterami nie iskrzyło. Rozmowa im się nie kleiła i w efekcie skończyło się na wymianie uprzejmości. Nam natomiast skończyła się cierpliwość. Czy naprawdę już nic więcej się nie wydarzy?
Wtedy pojawiła się ona - Jessica. Kolorowy ptak tej edycji i jedyna osoba, dla której warto ostatnimi czasy włączyć w niedzielny wieczór TVP1. Nasza czarnowłosa gwiazda przygotowała dla Krzysztofa krewetki, które jak się okazało, były zbyt dużą egzotyką jak na wiejskie standardy. Skończyło się tym, że rodzina Krzyśka z samym rolnikiem na czele zaspokoiła głód zupą pomidorową, a biedna Jessica zalała się rzewnymi łzami. Później jeszcze kilka "błyskotliwych" wypowiedzi ulubienicy widzów i można się było przebudzić. Jednak nie oszukujmy się: sama Jessica programu nie uciągnie. Nie daj Boże, Krzysztof odeśle ją do domu, bo zakocha się w innej. Wtedy dopiero będzie dramat.
Sytuacji nie pomaga fakt, że Telewizja Polska już dwukrotnie odwoływała emisję "Rolnik szuka żony". Ze względu na wybory samorządowe zmieniła też godzinę emisji ostatniego odcinka. W rezultacie nie dość, że rozgoryczeni widzowie czekają dwa tygodnie na kolejne perypetie nadwiślańskich farmerów, to jeszcze to, co jest im serwowane w odcinkach, usypia po pierwszych minutach. Miejmy nadzieję, że akcja znów nabierze tempa, a Jessica zostanie w programie do samego finału. W przeciwnym razie zapadniemy w śpiączkę.