Protestujący nagrali prowokację. Oburzony rozmówca "Wiadomości" to aktor
Na początku lipca "Wiadomości" TVP przygotowały reportaż o protestach przed siedzibą Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, sugerując, że uczestnicy pikiet są opłacani. Przeciwwagą do haseł w stylu "TVP łże" była wypowiedź "przypadkowego przechodnia", który skrytykował zachowanie protestujących. Ale także miał się dopuścić prowokacji na potrzeby reportażu TVP. Co więcej, rozmówca "Wiadomości" to aktor i uczestnik kilku programów telewizyjnych.
"Uliczny jazgot na zamówienie?" - pod takim tytułem Adrian Borecki pokazał w "Wiadomościach", że "już ponad 1250 dni kilka osób w samym centrum Warszawy terroryzuje mieszkańców, klientów restauracji czy właścicieli firm". - Tu nie chodzi o prawo do protestów, tylko o przepełniony złymi emocjami, inspirowany przez polityków prymitywny atak - mówił reporter "Wiadomości".
W materiale wykorzystano wypowiedzi Krzysztofa Rydzelewskiego, którego przedstawiono na pasku jako "przeciwnika pikiet zakłócających spokój w centrum Warszawy". - Krzyczą o coś, co w ogóle nie ma sensu i racji bytu - mówił Rydzelewski, a Borecki podkreślił, że "zażenowany mężczyzna sam podszedł" do ekipy TVP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Widzowie "Wiadomości" mogą nie wiedzieć, że Krzysztof Rydzelewski to uczestnik takich programów jak "X Factor", "Mam talent!", "Must Be The Music". Swego czasu wybierał też partnera lub partnerkę w "Magii nagości". Poza tym "przeciwnik pikiet" ma na swoim koncie epizodyczne role w "Barwach szczęścia", "Na Wspólnej", "Plebanii", "Kryminalnych" czy filmie "Smoleńsk".
To, czego "Wiadomości" nie pokazały, znalazło się na nagraniach w mediach społecznościowych. Na jednym z nich widać, jak Rydzelewski, idąc za reporterem i kamerzystą TVP, najpierw mówi coś do człowieka z transparentem "TVP łże", a następnie próbuje wyrwać telefon z rąk jednej z protestujących, co doprowadziło do przepychanki. Wszystko to na oczach policjantów, którzy od razu zareagowali na szarpaninę.
- Telewizja TVP tylko na to czekała - mówiła jedna z protestujących, nazywając Rydzelewskiego "prowokatorem".