Nic ich nie zatrzyma? Kabaret o starciu Kaczyńskiego i Giertycha
"Nas, tak jak polityków, nie jest łatwo zatrzymać" - mówi Karol Golonka, komentujący politykę artysta kabaretowy z Kielc. Mówi też o nadchodzącym "starciu gigantów" w Kielcach, czyli wyborczemu pojedynkowi Jarosława Kaczyńskiego i Romana Giertycha.
Kielce są ostatnio najbardziej obserwowanym miejscem w Polsce. Najpierw głośno zrobiło się wokół Świętokrzyskiej Gali Kabaretowej - wystąpiła tam grupa Kabaret Młodych Panów, która zaprezentowała skecz mocno krytykujący PiS. Jedną z jego bohaterek jest papuga powtarzająca wulgarne slogany wymierzone w PiS. Kiedy o skeczu zrobiło się głośno, telewizja Polsat, organizator gali, usunęła go ze swoich kanałów internetowych.
Jeszcze nie ucichło zamieszanie wokół kabaretów ze sceny, a już zaczął się kabaret polityczny. PiS po długim zwlekaniu ogłosił swoje "jedynki" na listach wyborczych. Zgodnie z wcześniejszymi plotkami okazało się, że prezes Jarosław Kaczyński "uciekł" z Warszawy i będzie startował w województwie świętokrzyskim. Stanie tam naprzeciwko swojego dawnego współpracownika - b. wicepremiera Romana Giertycha. Wiadomo już, że będzie to jeden z najpilniej obserwowanych pojedynków wyborczych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wirtualnej Polsce poprosiła o komentarz nt. tej sytuacji związanego ze środowiskiem kabaretowym artystę , który uważnie śledzi scenę polityczną, a na dodatek mieszka w Kielcach. O zamieszaniu wokół kabaretu, polityki i tego miasta rozmawiamy z Karolem Golonką z Kabaretu Skeczów Męczących.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Kiedy rozmawiamy, jesteś w miejscu, które znienacka stało się najgorętszym punktem na mapie Polski.
Karol Golonka, członek Kabaretu Skeczów Męczących: Rzeczywiście, nagle, w zasadzie dzień po dniu, zdarzyły się dwie rzeczy, które mocno podbiły markę Kielc: najpierw Świętokrzyska Gala Kabaretowa i afera wokół skeczu Kabaretu Młodych Panów, a zaraz potem informacja, że w wyborach będą tu rywalizować prezes Kaczyński i jego dawny wicepremier Roman Giertych. To będzie prawdziwe starcie tytanów.
Zacznijmy od gali i zacznijmy na poważnie: czy w środowisku zrobiło się nerwowo po tym, co niektórzy nazywają cenzurą, czyli usunięciu przez Polsat skeczu z internetu?
Ale to się nie da na poważnie. Ja już sam nie wiem, czy afera jest o skecze z wulgaryzmami, czy o to, że nie wszyscy mogą je zobaczyć, a chcieliby bardzo. Ale spokojnie, w internecie nic nie ginie, zawsze jakoś wypłynie w ten czy inny sposób. Zobaczycie. Zdziwiła nas ta decyzja - przecież na miejscu, podczas prób nikt niczego nie ukrywał. Byli redaktorzy z Polsatu, widzieli, co się dzieje i wiedzieli, że takie żarty się pojawią. Być może trzeba będzie operować formułą jak za czasów socjalizmu, gdy Zenon Laskowik pokazując ręką zygzak, mówił, że zmierzamy prostą drogą do kapitalizmu. Taka forma, żartu jest dla twórcy ciekawsza, choć rzecz jasna trochę niedostosowana do dzisiejszych czasów. To byłoby prawdziwe… komuno wróć!
Czemu więc ktoś zdecydował, żeby po czasie usunąć te materiały?
Człowiek w stresie podejmuje różne dziwne decyzje. Przecież poszło, nie da się odzobaczyć, a tym bardziej - zamieść pod dywan. Od dawna bardzo nas cieszyło, że jest taka telewizja jak Polsat, w której można się swobodnie wypowiedzieć, można żartować na różne tematy, można ostro kpić z tematów politycznych i osób, które robią w Polsce politykę. Lata temu, odrzuciliśmy jakąkolwiek formę współpracy z TVP, która stała się przez lata stacją obrzydliwą, a ostatnio stała się obrzydliwa wyjątkowo.
A jak środowisko zareagowało na tę sytuację?
Rozmawiamy o tym oczywiście między sobą, ale każda osoba, każda grupa ostatecznie sama podejmuje decyzje, z kim współpracować i jak daleko posuwać się w żartach. Nie ustalamy żadnych strategii, wszyscy działamy dość instynktownie, znamy swoją publiczność, wiemy, jak do niej mówić, na co sobie możemy pozwolić. Robimy swoje, robimy to, co czujemy.
Boicie się, że telewizje mogą się przestraszyć polityków i zacząć naciskać na was albo kończyć współpracę?
Powiem szczerze i otwarcie: żyjemy głównie z naszych koncertów biletowanych. Nie jesteśmy zależni od prezydentów, burmistrzów i prezesów firm czy tej albo innej telewizji. Nawet jeśli wszystkie stacje nagle zaczną się bać emitować skecze, wsiądziemy do samochodu i ruszymy w Polskę. Jestem bardzo szczęśliwy, że mamy wierną publiczność, która wspiera nas niezmiennie od lat i dzięki której możemy w swoich skeczach mówić to, co myślimy. To w ogóle słabe, że w demokratycznym państwie prawa, gdzie wolność słowa jest zapisana w konstytucji, musimy podejmować taką dyskusję… No ale - jak twierdzi nasza świętokrzyska jedynka - "konstytucja to tylko taka książeczka". Nie wykluczam, że może staniemy kiedyś przed próbą jakiegoś szantażu. Ale mamy na to żelazną zasadę zaczerpniętą z filmów sensacyjnych: z terrorystami się nie negocjuje.
Zostawmy polityczny wymiar tej sprawy i skupmy się na tym, być może wygodnym, argumencie, że chodziło o wulgaryzmy. Co o tym sądzisz?
Dawno nie słyszałem większej bzdury i, co tu dużo gadać, hipokryzji. Kabaret jest odzwierciedleniem prawdziwego życia, przygotowując skecze odbijamy się od rzeczywistości, czerpiemy z niej, czasem cytujemy wprost to, co można usłyszeć w rozmowach między ludźmi czy na politycznych wiecach. Chcemy być autentyczni. Wystarczy sprawdzić, jakim językiem opowiedziany jest komediowy serial tego roku, "Emigracja XD". Internetowym potocznym, kolokwialnym, bo tak rozmawiają młodzi ludzie. Stomil, bohater serialu, nie byłby autentyczny, gdyby wypowiadał się jak profesor Miodek. A język debaty publicznej stał się o wiele ostrzejszy niż kiedyś, ostrzejszy jest więc - siłą rzeczy - język, którego używamy na scenie w swoich skeczach.
Wspomniałem o hipokryzji: niech pierwszy rzuci kamieniem ktoś, kto nigdy nie użył takiego języka. A politycy i polityczki? Litości. To oni "podkręcają" atmosferę w studiach telewizyjnych, na konferencjach, na wiecach, a nawet na korytarzach Sejmu. Obrzucają się wulgaryzmami, a potem mają pretensje do kabaretów, że używają podobnych słów. Panowie, panie, bez przesady!
Będzie obrzucanie się wulgaryzmami podczas kieleckiej konfrontacji Kaczyńskiego i Giertycha?
Będzie gorąco. Przypomina mi to fragment piosenki "Piła tango": "kiedy siwy tańczy, wiedz, że mordobicie będzie". Z moich doświadczeń z dorastania na osiedlu KSM - tak, stąd skrót nazwy kabaretu - wynika, że jak się kłócili dawni koledzy z jednego podwórka, to zawsze kończyło się "na pięści". O tym, że zapowiada się taki pojedynek, dowiedzieliśmy się w trakcie prób do tych dziś już słynnych gal kabaretowych i zastanawialiśmy się, czy to się dzieje naprawdę, czy to jest czasem jakiś skecz. Owszem, mieliśmy już w Kielcach wielu najróżniejszych "spadochroniarzy", ale na pewno nie takich! Będzie gorąco.
Ale czy będzie też złość na to, że to "spadochroniarze"?
To taki prosty chwyt: na znaną gębę. Część wyborców, którzy zamiast treści wybiorą opakowanie, się na to złapie. A teraz będzie mądrze, gdyż jestem dyplomowanym politologiem i nie chciałbym, żeby wstydzili się moi wykładowcy: system, a w zasadzie metoda liczenia głosów wyborczych w Polsce powoduje takie wycieczki mocnych kandydatów czy kandydatek do innych miast. A partie w ten sposób rozstawiają swoich ludzi po całym kraju i zbierają głosy tam, gdzie niekoniecznie mają oczywiste poparcie. Ogólnie to zjawisko nie jest fair.
Czemu to dla ciebie, jako kielczanina, bardzo nie w porządku?
To nie w porządku nie tylko dla mnie i innych ludzi z Kielc, ale też dla mieszkanek i mieszkańców innych miast, które znalazły się w podobnej sytuacji. Okręgi wyborcze są przecież po to, żeby startowały tam osoby wywodzące się z danego terenu, znające jego specyfikę i potrzeby miejscowej ludności. Powinny kandydować w miastach, w których działają, żeby iść do krajowej polityki i tam walczyć o lokalne sprawy. "Spadochroniarze" niczego nam w Sejmie nie załatwią. Będą się nami interesować tylko do wyborów, a problemami zwykłych ludzi znów będą musieli się zajmować kabareciarze.
Jak zostanie przyjęty prezes Kaczyński, kiedy przyjedzie do Kielc na wiec wyborczy?
Nie ma co tu kryć - wie, co robi. Ma tu sporo zwolenników i zwolenniczek. Chociażby ze względu na jego niezaprzeczalny urok osobisty, którym urzeka starszych ludzi. Wracając do gali kabaretowej: nawet tam nie wszyscy się śmiali z żartów z PiS-u. Ale mam wrażenie, że średnie miasta stają się dziś coraz bardziej liberalne, a nawet wolnościowe, więc wyniki, przynajmniej tam, nie będą oczywiste. Na wsiach mogą być bardziej przewidywalne.
Czy można się spodziewać jakiegoś waszego skeczu o pojedynku Kaczyńskiego z Giertychem z Łysą Górą w tle?
Kto wie, kto wie... Jeśli przyjdzie nam coś śmiesznego do głowy, na pewno to wykorzystamy. A można się spodziewać, że obaj panowie dostarczą nam podczas kampanii wyborczej sporo materiału i mocnych inspiracji. Jakby jednak nie było telewizji chętnej do pokazania naszych żartów, będziemy robić "lajwy" w internetach. Nas, tak jak ich, nie jest łatwo zatrzymać.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski