Prawnik rozprawił się z "Kastą". Obnażył manipulację TVP

Program "Kasta" budzi kontrowersje, a nawet oburzenie zwłaszcza tych, którzy mają jakiekolwiek pojęcie o prawie. Niedawno do naszej redakcji napisał prawnik, który oglądał jeden z ostatnich odcinków paradokumentu TVP. Punkt po punkcie obnażył jego błędy merytoryczne i manipulacje, które według niego służą konkretnej misji, choć nie edukacyjnej ani nie publicznej.

Kadr z odcinka pt. "Syndyk", z drugiej serii paradokumentu TVP "Kasta"
Kadr z odcinka pt. "Syndyk", z drugiej serii paradokumentu TVP "Kasta"
Źródło zdjęć: © VOD TVP

Paradokument "Kasta" o patologiach wymiaru sprawiedliwości od ponad roku emitowany jest na antenie TVP. Krytyczni wobec prorządowej TVP widzowie nie mają wątpliwości przeciwko komu wymierzona jest produkcja, która pojawiła się na antenie tuż po Marszu Tysiąca Tóg, w trakcie którego przedstawiciele wszystkich zawodów prawniczych protestowali solidarnie przeciwko kolejnym przepisom dyscyplinującym sędziów (tzw. ustawie kagańcowej).

W oficjalnym opisie "Kasty" można przeczytać, że to paradokument "o ludziach pokrzywdzonych przez 'system', tytułową kastę, czyli układy pomiędzy sędziami, prokuratorami i biznesmenami. Każdy odcinek opowiada historię człowieka, który nie poddaje się niesprawiedliwemu wyrokowi sądu i walczy o sprawiedliwość". Schemat jest zawsze ten sam: zwykły człowiek kontra bezduszny prawniczy układ, który idealnie, nie tylko w warstwie językowej (dominują słowa "układ", "kasta", "elita") wpisuje się w rządową narrację o konieczności reformy wymiaru sprawiedliwości.

I choć "Kasta" to paradokument, wystarczy zajrzeć na facebookowy profil programu, by przekonać się, że wielu widzów bezkrytycznie uznaje przedstawione w nim wydarzenia za fakty. I to właśnie na podstawie tych - dodajmy jednoznacznie negatywnych - przykładów czerpie niekiedy całą swoją wiedzę na temat polskiego sądownictwa.

"Bardzo lubię ten serial, niestety pokazane jest, jak w Polsce działa prawo. Winny czy nie, idzie siedzieć, albo płaci za coś, czego nie zrobił. Przykre, a sędziowie mają ponad władzę" - kwituje jedna z widzek "Kasty" na Facebooku (zachowano pisownię oryginalną).

Na szkodliwy wręcz - pod względem edukacyjnym - charakter programu TVP zwrócił niedawno uwagę jeden z naszych czytelników, który pragnie pozostać anonimowy. Aktywny zawodowo prawnik, który oglądał jeden z ostatnich odcinków pt. "Syndyk", nie krył wzburzenia rażącymi błędami merytorycznymi w produkcji TVP. Poza tym, że jak mantrę powtarzano w nim słowną zbitkę o "wyprzedaży majątku za grosze", podstawowy zarzut czytelnika dotyczył przede wszystkim tego, jak i w czyim interesie, według TVP, działa tytułowy syndyk.

Oglądał serial TVP, nie zostawia na nim suchej nitki

"Po obejrzeniu tego odcinka, można mieć wrażenie, że syndyk to taki cudotwórca, którego zadaniem jest spłacenie wszystkich zobowiązań upadłego z majątku wchodzącego w skład masy upadłości, a jeśli tego nie zrobi i sprzeda majątek 'za grosze', to jest zły. Smutna rzeczywistość jest zgoła odmienna" - podkreśla prawnik.

W "Kaście" przedstawiciel syndyka, działający oczywiście w zmowie z sędzią, pełnił rolę czarnego charakteru. Poszkodowanymi zaś są małżonkowie, właściciele upadłej w czasie pandemii restauracji, którzy liczyli, że działanie syndyka uwolni ich od długów. O tym, jak bardzo taki sposób przedstawienia sytuacji odbiega od prawych realiów nasz czytelnik, prawnik, tłumaczy poniżej.

"Celem postępowania upadłościowego prowadzonego wobec przedsiębiorców nie jest przede wszystkim ich oddłużenie, lecz zaspokojenie w jak najwyższym stopniu wierzycieli. Jeśli ktoś traci na przestępnym lub niesprawnym działaniu syndyka, to przede wszystkim wierzyciele" - zaznacza. Zwraca też uwagę, że za sprawą osadzenia historii w realiach lockdownu spowodowanego pandemią, widzowie mogli odnieść mylne wrażenie o tym, jak szybko i sprawnie działa zreformowany przez PiS wymiar sprawiedliwości.

"Po emisji tego odcinka 'Kasty', można mieć też wrażenie, że nasz wymiar sprawiedliwości działa błyskawicznie. A pandemia, która stała się przyczyną niewypłacalności głównych bohaterów, mimo iż zaczęła się zaledwie rok temu, totalnie nie przeszkadza sądom w prowadzeniu postępowań. Serial błędnie sugeruje, że w tak krótkim czasie ktoś zdążył uzyskać postanowienie o ogłoszeniu upadłości" - pisze czytelnik.

"Postępowanie upadłościowe już się zdążyło zakończyć i zakończyło się też prawomocnie wyrokiem sądu drugiej instancji postępowanie karne prowadzone wobec syndyka (swoją drogą postępowanie budzące szereg dalszych wątpliwości). Sama nasuwa się więc konstatacja: 'jak wspaniale rządzący zreformowali to nasze sądownictwo, jak ono teraz szybko działa, muszą jeszcze tylko rozpędzić tę szkodliwą kastę, a wtedy będziemy żyli w jeszcze lepszym piękniejszym państwie'" - dodaje ironicznie w nadesłanym do nas liście. Nie ma on też wątpliwości, że widzowie sądowego paradokumentu celowo są wprowadzani w błąd, a wpadki merytorycznie wcale nie wynikają z niewiedzy.

"Wyemitowany w dniu 16 lutego 2021 roku kolejny odcinek serialu "Kasta" stanowi znakomity przykład tego, w jaki sposób swą misję edukacyjną i opiniotwórczą realizuje Telewizja Polska. (...) serial pozostawia po sobie poczucie niesmaku spowodowanego licznymi uproszczeniami zastosowanymi w scenariuszu. Zrozumiałe jest, że ramy tejże produkcji wymagają zastosowanie pewnych uproszczeń oraz wyzbycia się pewnych merytorycznych niuansów, tak by zaprezentowana historia dotarła do jak najszerszej grupy odbiorców, ale dlaczego odbywa się to w sposób, który fałszuje jakiekolwiek pojęcie o elementarnych zagadnieniach prawnych ("misja edukacyjna") i narzuca tak nachalnie ferowane przez scenarzystę (pewnie zamówione uprzednio) oceny ("misja opiniotwórcza")?" - pyta retorycznie nasz czytelnik.

Niewątpliwie "Kasta" TVP wypełnia misję, daleką jednak od tej, jaka powinna przyświecać telewizji publicznej.

Artykuł napisano w oparciu o opinię aktywnego zawodowo prawnika.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (405)