Na nic zdały się koła ratunkowe. Uczestniczka "Milionerów" zrezygnowała z gry
W "Milionerach" trzeba się nie tylko wykazać wiedzą, ale i mieć nerwy ze stali. A także wiedzieć, kiedy powiedzieć "dość" i z telewizyjnej sceny zejść z tarczą. Wiedziała o tym uczestniczka ostatniego odcinka - nie zakończyła gry z pustymi rękami, ale gdyby podjęła ryzyko, mogłaby liczyć na zdecydowanie więcej.
09.03.2021 21:35
Sukces w "Milionerach" często uzależniony jest nie tylko od obszernej wiedzy, ale i od szczęścia. Przede wszystkim od szczęścia do pytań. Uczestnicy niejednokrotnie muszą mieć nerwy na wodzy i podejmować decyzje wiedząc, że podając słowo "ostatecznie" nieodwołalnie przesądza o ich losie. A szczęście i intuicja w tym programie często na pstrym koniu jeździ.
Przekonała się o tym uczestniczka ostatniego odcinka, która kontynuowała grę od pułapu 10 tys. zł. Od powrotu do gry zaczęły się schody. Pytanie o położenie niegdysiejszego państwa Biafra okazało się niemałą zagwostką. W końcu, niepewna odpowiedzi, poprosiła o zamianę pytania.
- Z deszczu pod rynnę – stwierdziła kwaśno, gdy nowym pytaniem okazało się zagadnienie związane ze środkami anabolicznymi. Postanowiła wykorzystać na nie ostatnie koło ratunkowe, czyli telefon do przyjaciela. Niestety i ono na niewiele się zdało, bo mąż początkowo stwierdził, że nie ma pojęcia, po czym zasugerował adrenalinę. Uczestniczka jednak postanowiła zaufać intuicji sugerując się skojarzeniem z dopingiem, stawiała na testosteron.
Nie była jednak stuprocentowo pewna i zaczęła się zastanawiać nad rezygnacją z gry. Owszem, mogła zdobyć dwa razy więcej pieniędzy niż już miała, ale z drugiej strony w razie przegranej mogła stracić 9 tys. zł. Gdy Urbański zapytał co będzie, jeśli się wycofa, a jej odpowiedź okaże się poprawną, stwierdziła, zakładając, że gra i tak skończy się na tym etapie: "mówi się trudno".
– Pytanie, czy musi się mówić… - podpuszczał ją prowadzący. Uczestniczka jednak ostatecznie zrezygnowała z gry. Tymczasem jak przewidywał Urbański, gdyby zaryzykowała, w kieszeni miałaby 20 tys. zł. Ostrożność mimo wszystko i tak się opłaciła – pani Marlena nie wyszła ze studia z pustymi rękami, a okrągłymi 10 tys. zł. Oglądaliście ten odcinek?