Marzena Kipiel-Sztuka zadała kłam plotkom. Zwłaszcza jedna szczególnie ją dotknęła
- Jak na osobę w moim wieku, niepracującą na etacie, czuję się całkiem nieźle i uważam, że całkiem niezła jest moja sytuacja życiowa - wyznała w rozmowie z WP Marzena Kipiel-Sztuka. Zdradziła też, że jesienią pojawi się w nowym programie Polsatu.
17.05.2023 | aktual.: 17.05.2023 15:25
To już niemal rytuał: plotkarskie media co i rusz ogłaszają, że ktoś znany jest ciężko chory, umierający czy wręcz, że już umarł. Te wiadomości często okazują się mocno przesadzone. W ostatnim czasie ofiarą tych plotek jest m.in. aktorka Marzena Kipiel-Sztuka, znana dziś przede wszystkim z serialu "Świat według Kiepskich".
Niedawno można było przeczytać, że jest na krawędzi niepełnosprawności, potrzebuje operacji, grozi jej spędzenie reszty życia na wózku inwalidzkim. Postanowiliśmy sprawdzić, jak jest naprawdę. Udało nam się namówić aktorkę na zwierzenia dotyczące jej zdrowia i na wspomnienia z planu kultowego serialu Polsatu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przemek Gulda, Wirtualna Polska: W mediach pojawiają się coraz bardziej dramatyczne informacje dotyczące pani zdrowia. Czy jest tak źle, jak można przeczytać?
Marzena Kipiel-Sztuka: Ale skąd. To wszystko przesada, plotki i fake newsy. Owszem, miewam różne problemy zdrowotne, wystarczy spojrzeć na mój PESEL, żeby natychmiast zrozumieć, skąd się biorą. Ale nie ma żadnego dramatu.
Ale co z tym biodrem, o którym piszą? Nie może pani chodzić?
Widzę, że muszę odpowiedzieć wierszem: "boli mnie noga w biodrze / nie mogę chodzić dobrze / ale tańczyć mogę / zawinę chustką nogę". Nie wybieram się na żadną operację, nie chodzę o kulach, a już na pewno nie zbieram na wózek, jak napisano w jednym z mediów. To mnie szczególnie dotknęło, bo jest przecież tyle osób, które naprawdę potrzebują wózka, szkoda tracić energię na tych, którym nie jest to niezbędne. Bardziej zdenerwowała mnie chyba tylko informacja z innego medium, że miałam wypadek samochodowy i… zginęłam.
Zdementowali?
Na szczęście tak. Sam naczelny zreflektował się, że to przesada i doprowadził do usunięcia tego materiału. To było wyjątkowo niezręczne, bo do zilustrowania tego tekstu użyto zdjęcia rozbitego samochodu. Okazało się, że to fotografia z prawdziwego wypadku, w którym zginęły dwie osoby. To było wręcz niesmaczne.
Wracając do pani zdrowia: czyli wszystko w porządku? Nie potrzebuje pani żadnych zabiegów ani rehabilitacji?
Mam w domu rower stacjonarny, na który wskakuję, gdy tylko mam wolną chwilę. To jest cała moja rehabilitacja i to mi w zupełności wystarcza.
A pani sytuacja życiowa? O tym też media lubią się rozpisywać…
Nie mogę narzekać. Teraz jest całkiem w porządku. Zaraz zaczyna się moja letnia trasa koncertowa. Niedługo będziemy ogłaszali daty i miejsca poszczególnych występów. A potem, jesienią, pojawię się w nowym programie Polsatu. Nie mogę jeszcze absolutnie nic zdradzać, ale już dziś polecam. Dla wielu osób to może być swego rodzaju zaskoczenie.
Wychodzi pani na prostą?
Rzeczywiście, bywało gorzej, ale tak to jest, jak ktoś decyduje się - tak jak ja - na bycie freelanserką. Raz jest lepiej, raz gorzej. Lepiej było oczywiście, kiedy jeszcze trwała produkcja "Świata według Kiepskich", a zwłaszcza w czasie, kiedy zarabiałam za grę w nowych odcinkach, a jednocześnie dostawałam tantiemy za powtórki starych. Potem, kiedy produkcja się skończyła, było znacznie gorzej.
Ale tych powtórek jest przecież mnóstwo…
To prawda, kiedyś naliczyłam, że we wszystkich programach Polsatu można codziennie zobaczyć Kiepskich nawet 12 razy. Ale rzecz w tym, że pieniądze za powtórki są absolutnie nieporównywalne z wynagrodzeniem za granie w nowych odcinkach. Trzeba było więc szukać innych źródeł utrzymania - grywałam wtedy w teatrach, filmach i serialach.
Ale myślami wracała pani do domu Kiepskich?
Zawsze. Przecież spędziłam tam tak dużo czasu. Ktoś mnie kiedyś zapytał w wywiadzie, z którym z mężczyzn w moim życiu spędziłam najwięcej czasu, bez zastanowienia odpowiedziałam, że z Ferdkiem. Przypomniała mi się historia o tym, jak po długiej przerwie wróciłam do swojego domu w Legnicy i za nic nie mogłam znaleźć niczego w szafkach.
W kuchni u Kiepskich z zamkniętymi oczami mogłam wskazać, gdzie co leży. Swego czasu pytałam jednego z reżyserów, gdzie mam postawić torbę z zakupami na początku sceny, a on odpowiedział: "to twoja kuchnia, co ja ci będę mówił, gdzie odstawić zakupy".
Zżyła się pani z tą kuchnią?
Czasem wydawało mi się, że aż za bardzo. Zawsze podobało mi się, jak bardzo produkcja dbała o realizm. Kiedy kręciliśmy scenę, w której coś jedliśmy, to zawsze było dobre jedzenie. I zawsze pilnowano, żeby nikt nie musiał jeść niczego, czego nie lubi. Wyjątek był tylko jeden. I dotyczył, oczywiście, mnie.
Jak to?
Kiedyś jadłam pączka i malowniczo się umazałam lukrem i nadzieniem. Reżyser był zachwycony. I wstawiał potem co i rusz do scenariusza scenę jedzenia pączków. A że nie lubiłam ich za bardzo, koło mnie, poza kadrem, zawsze był asystent z talerzykiem i miseczką z wodą. Mogłam wypluć resztki pączka i popić. Podobnie wyszło z papierosami.
Musiała pani palić?
Kiedyś, pamiętam, poczułam się w kuchni Kiepskich tak bardzo, jak u siebie, że bezwiednie zapaliłam papierosa. Zrobiło mi się głupio, ale reżyser szybko to podchwycił i stwierdził, żebym się nie przejmowała, bo moja postać może przecież palić. Początkowo się ucieszyłam, że będę mogła popalać na planie, zamiast uciekać w przerwie za budynek studia, ale szybko okazało się, że z papierosami przed kamerą nie jest różowo.
Do każdego dubla czy nowego ujęcia musiałam palić kolejnego. Na dodatek musiałam go wypalać do tego samego miejsca, do którego wypaliłam w poprzedniej scenie, żeby wszystko pasowało w montażu. To czasem było bardzo męczące.
Chciałaby pani wrócić do tej kuchni?
Czy chciałabym, żeby zaczęto kręcić nowe odcinki? W duchu tak, ale w rzeczywistości to nie ma niestety sensu. Za dużo kolegów i koleżanek odeszło na zawsze. Nie da się ich dziś zastąpić. To musiałby być więc zupełnie inny serial. Na dziś to sprawa zamknięta.
Kogo wam najbardziej brakowało?
Wszystkich, tego nie da się stopniować. Ale najmocniej przeżyliśmy chyba śmierć Krystyny Feldman. Pamiętam, że produkcja od razu wpadła na pomysł, żeby na ścianie pokoju w mieszkaniu Kiepskich umieścić jej portret. Symbolicznie towarzyszyła nam więc podczas zdjęć. Przypomnieliśmy o niej też jeszcze raz - kiedy w jednym z odcinków pojawiła się scena podkradania pieniędzy, w montażu podłożony został jej głos - jakby z zaświatów skarciła złodziejaszka: "ty kanalio!".
Od samego początku powstawania tego serialu przyjęta została zasada, że nie zastępuje się umierających aktorów i aktorek. Dlatego dziś powrót do tej historii jest absolutnie niemożliwy. Ona nie ma sensu bez listonosza czy dwóch malkontentów spod drzwi toalety. Pozostaje nam więc śmiać się z powtórek.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat finały tegorocznej Eurowizji, rozprawiamy o "Yellowstone" z Kevinem Costnerem oraz polecamy trzy książki, od których nie będziecie mogli się oderwać w maju. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.