Marina Owsiannikowa: "Chciałam, żeby Rosjanie przestali się trząść ze strachu w swoich norach"
- W państwowej telewizji jest nie więcej niż dwa-trzy procent zadeklarowanych putinistów. Reszta musi spłacać kredyty, więc nie poruszają aspektów moralnych w pracy – mówi Marina Owsiannikowa, redaktorka kanału Rossija1, która zaprotestowała na wizji przeciw wojnie.
21.03.2022 | aktual.: 21.03.2022 16:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marina Owsiannikowa, redaktorka kanału Rossija 1, stała się bohaterką całego świata, gdy 14 marca wieczorem, w czasie wieczornych wiadomości "Wremia", stanęła za plecami prowadzącej i pokazała plakat ze słowami po rosyjsku i angielsku: "Przerwijcie wojnę, nie wierzcie propagandzie, tu was okłamują. Rosjanie przeciw wojnie".
Redaktorka została natychmiast aresztowana, a później władze nałożyły na nią karę administracyjną w wysokości 30 tysięcy rubli (1,2 tys. zł). Zwolniono ją do domu, jednak śledczy wciąż badają jej sprawę. To, że dziennikarka nie zniknęła w tajemniczych okolicznościach, ale jest cała, zdrowa i na dodatek wypowiada się publicznie, może budzić wątpliwości co do szczerości jej "występu". Pojawiły się podejrzenia, że akcja była ustawką Kremla. Niektórzy w nie uwierzyli, inni nie. Owsiannikowa zdecydowała się porozmawiać z mediami i wytłumaczyć.
W kilku wywiadach, m.in. dla CNN, ABC, a także rosyjskiej antykremlowskiej "Nowej Gazety" redaktorka wyjaśniła, dlaczego zorganizowała protest i dlaczego dotąd nie wyjechała z Rosji.
Owsannikowa przyznała szczerze, że do niedawna nie miała specjalnych powodów do protestów, ale wojna w Ukrainie przelała czarę goryczy. Nie chodziła wcześniej na protesty, choć podpisała list w obronie opozycjonisty Aleksieja Nawalnego.
- Miałam dobre stanowisko, wygodny grafik, zachowywałam równowagę między pracą a domem – powiedziała w "Nowej Gazecie". – Wychowuję sama dwójkę dzieci, więc nie miałam tyle wolnego czasu, żeby chodzić na protesty. Poza tym spłacam kredyty.
Jej były mąż, Igor Owsiannikow, jest propagandystą w proputinowskim kanale RT.
Marina, absolwentka dziennikarstwa na uniwersytecie w Kubaniu, pracowała w redakcji zagranicznej Rossija 1, mając dostęp do zachodnich agencji. Jej praca polegała na tłumaczeniu wypowiedzi zachodnich polityków na rosyjski. Jak zapewnia, zawsze starała się oddawać ich słowa wiernie, choć jej kolegom z pracy zdarzało się tłumaczyć wypowiedzi polityków z USA czy Europy po swojemu, z pewną dozą nadinterpretacji.
Owsiannikowa tłumaczy, że rozdźwięk między tym, co o wojnie w Ukrainie mówiły zachodnie agencje, a tym, co mówiła jej rodzima stacja, był tak duży, że stało się to nie do zniesienia.
Dlatego zdecydowała się na protest. Nie chciała protestować na ulicy, bo zaraz zostałaby zwinięta do policyjnej suki i nikt by tego nie zobaczył.
Plakat przygotowała w domu i przyniosła do stacji zwinięty w rękawie kurtki. Tekst w języku angielskim był przeznaczony dla odbiorców zachodnich, aby pokazać, że Rosjanie są przeciw wojnie, a tekst w języku rosyjskim był dla widzów rodzimych.
Ochroniarz siedzący w newsroomie nie był przygotowany na ten protest, więc nie zdążył jej zatrzymać.
- Byłam na 90 procent pewna, że nie dam rady – mówi redaktorka. – Bałam się, że nogi się pode mną ugną albo nie zdołam się przedostać do studia, albo że reżyser tak szybko zmieni kamerę, że nikt mnie nie zobaczy.
Dlaczego protestowała?
- Niezadowolenie dojrzewało we mnie od dawna, a gdy zaczęła się wojna, doznałam takiego szoku emocjonalnego, że nie mogłam jeść, pić ani spać przez kilka dni –tłumaczy.
Czy myśli, że protest miał sens?
- Starałam się poruszyć rosyjską opinię publiczną, żeby ludzie zastanowili się, co się dzieje, a nie siedzieli przerażeni w swoich norach. Rosjanie myślą bardzo powoli, ale w końcu dochodzą do punktu wrzenia. Ludzie potrzebują trochę czasu, aby uświadomić sobie, czym teraz stało się ich życie.
Dodaje, że ma syna w wieku poborowym. - Te matki, których synowie są wysyłani do Ukrainy, są naprawdę biedne. Bardzo mi żal tych chłopców – mówi.
Rozmowa przy blinach, ale bez adwokata
Przez jakiś czas po aresztowaniu nie było wiadomo, co się z Owsiannikową dzieje, a jej adwokat nie miał do niej dostępu. Jak wyglądał ten czas w komisariacie?
- Śledczy powiedzieli mi: "To nie przesłuchanie, tylko przyjacielska rozmowa, napijmy się kawy, zjedzmy bliny i po prostu porozmawiajmy" – wspomina redaktorka. – A ja im na to: "myślę, że wszyscy prawnicy w Moskwie chcą teraz dla mnie pracować, więc dajcie mi telefon". Ale nie pozwolono mi zadzwonić ani do prawnika, ani do przyjaciół, ani krewnych.
Jak wyglądało przesłuchanie? - Zaczęli mnie wypytywać, z jakimi zachodnimi służbami specjalnymi jestem związana. Nikt nie wierzył, że jestem po prostu zwykłą obywatelką, która nie pracuje dla MI6, FBI lub Mosadu.
Tak samo zachował się jej macierzysty kanał, Rossija 1, który oskarżył ją, że sprzedała swój kraj, jest zdrajczynią "za 30 srebrników" i rzekomo była w zmowie z wywiadem brytyjskim.
Dlaczego Owsiannikowa nie wyjeżdża z Rosji, choć ma ofertę pomocy od prezydenta Emmanuela Macrona? Daje kilka powodów.
- Jestem patriotką i nigdy nie zamierzałam wyjeżdżać z kraju – mówi. - Nie jestem gotowa spędzić kolejnych 10 lat życia na asymilacji w obcym kraju, nie widząc tam możliwości realizacji zawodowej. Moja rodzina jest tutaj, moi przyjaciele są tutaj. Bardzo się martwię o bezpieczeństwo moich dzieci. Gdyby była taka możliwość, żeby one wyjechały, a ja mogła zostać, byłoby idealnie. Ale ich ojciec nie będzie chciał opuścić kraju. Wiem, że zrujnowałam życie mojej rodzinie, ale czasami trzeba robić takie rzeczy, aby nasze życie stało się lepsze.
W czasie wieczornych wiadomości wyłączają dźwięk
Redaktorka złożyła wypowiedzenie w pracy. Jednak nie ma żalu do kolegów i koleżanek, którzy dalej przekazują proputinowską propagandę w kanale Rossija 1.
- Kiedy zaczyna się program "Wriemia", wielu moich kolegów wyłącza dźwięk – mówi. –Większość pracowników traktuje to po prostu jako pracę, która pozwala im zarabiać pieniądze. I nic więcej. Aspektów moralnych w pracy nikt nie porusza. To są ludzie, którzy muszą wyżywić rodziny, spłacać pożyczki i kredyty hipoteczne. Myślę, że w państwowej telewizji jest nie więcej niż dwa lub trzy procent zadeklarowanych putinistów.
Jej życie prywatne także wpłynęło na decyzję o proteście. Dziennikarka urodziła się w Odessie w Ukrainie. Ma matkę Rosjankę i ojca Ukraińca. W latach 1985-1994 mieszkała z matką w Czeczenii.
- Wyjechałyśmy, gdy pod naszymi oknami zaczęły wybuchać pociski – wspomina.
Rosja prowadziła tam dwie wojny – Jelcyna (1994-96) i Putina (1999-2009).
- W dzieciństwie doświadczyłam tego, czego teraz doświadczają Ukraińcy – mówi Owsiannikowa. - Zniszczone mieszkanie, utrata całego mienia, życie od zera. Miałam wtedy 12 lat, ale moja mama miała ponad 40 lat, więc rozpoczynanie życia z niczym było dla niej głęboką traumą psychiczną.
Co dalej? - W tej chwili nie robię żadnych długoterminowych planów – mówi Owsiannikowa.
Potencjalnie grozi jej 15 lat więzienia, jeśli postawione zostaną jej zarzuty z paragrafu o "rozpowszechnianiu świadomie fałszywych informacji na temat armii rosyjskiej".