Wiec w Moskwie na stadionie Łużniki. "Typowa putinowska ustawka"
- Skoro Putin wyszedł z Kremla na stadion zagrzewać ludzi, to znaczy, że odbiór tej wojny w Rosji idzie w złym kierunku - mówi WP dr Wojciech Siegień z Uniwersytetu Gdańskiego o wiecu poparcia dla wojny na stadionie Łużniki.
Sebastian Łupak: Jak się pani podobał wiec na Łużnikach?
Dr Wojciech Siegień, UG: Typowa putinowska ustawka.
Skąd ta pewność? Kamery pokazywały wiele szczerze rozentuzjazmowanych twarzy.
Rosja jest znana z takich "spontanicznych" wieców. Było już wiele podobnych.
Entuzjazm Rosjan po aneksji Krymu też był udawany?
Nie. Tamta radość była szczera – to było autentyczne szaleństwo. Ale tej spontaniczności teraz nie osiągną. Muszą włożyć w to sporo wysiłku. Na Łużnikach nie wyglądało to szczerze. Były problemy techniczne, niedociągnięcia. Znów te same, sztampowe gwiazdy, które są znane z popierania Putina, choćby hiphopowiec Timati i inni.
Ludzie byli przymuszeni, aby tam być?
W Rosji od lat odbywają się "spontaniczne" wiece, na których muszą się obowiązkowo pojawić pracownicy budżetówki, urzędniczki, nauczyciele, młodzież szkolna. To są typowe rosyjskie massovki, czyli masówki - przypominające pochody pierwszomajowe. Dostajesz prikaz i musisz iść. To jest tam normalna praktyka od lat.
W Rosji istnieją nawet specjalne portale, na których daje się ogłoszenia, że się poszukuje uczestników wieców. Pan przed wiecem stoi w aucie, dają ci flagę, dają ci plakaty i idziesz popierać Putina. Potem kasujesz za to wypłatę i idziesz do sklepu na zakupy. To jest przećwiczone.
Tak samo dzieje się przy okazji wyborów czy choćby referendum za przyznaniem Putinowi władzy do 2036 r. To jest później weryfikowane: albo odkreśla się nazwiska z listy, albo przełożony każe wysłać pracownikowi zdjęcie potwierdzające, że ten był na wiecu czy referendum.
Putin nie rozgrzał szczerze publiki na Łużnikach?
To było dziwne, bo Putin wyszedł z Kremla, wyszedł ze swojego bunkra i stanął na stadionie. Wyglądał jak kaznodzieja czy taki mówca motywacyjny, który obiecuje ci szczęście, pieniądze i lepsze życie.
Skoro nawet Putin musi wystąpić w takiej roli, to znaczy, że odbiór tej wojny w Rosji idzie w złym kierunku. Gdyby Kreml miał pewność, że ma bezapelacyjne poparcie szerokich mas, nie robiłby takiego przedstawienia. To sygnał, że oni jednak muszą zadbać o poparcie. Widocznie wiadomości o gruzie 200, czyli ciałach zabitych żołnierzy, zaczynają powoli spływać.
Jak jeszcze Rosja dba o podgrzanie patriotycznej atmosfery?
Widziałem przerażające zdjęcia kilkuletnich dzieci ustawianych w przedszkolu w kształcie litery Z. Widziałem nagrania ze szkół, np. z Woroneża, gdzie nauczycielka pokazuje w PowerPoincie gieroja Rassiji, bohatera Rosji, który zginął, walcząc z faszyzmem w Ukrainie. Później jest apel, dzieci ubrane na galowo, trzymają plakaty z poparciem dla armii. To się dzieje od przedszkoli po wyższe uczelnie. Administracja uniwersytetu ściąga studentów do auli i każe im krzyczeć "Za Rassiju", "Rassija wpieriod!".
Zapytam jeszcze o redaktorkę Marinę Owsiannikową, która pokazała w wieczornych wiadomościach plakat z protestem przeciw wojnie. Pojawiły się głosy, że był to protest kontrolowany przez Kreml, po prostu ustawka, bo Owsiannikowa dostała tylko karę grzywny, wyszła szybko z aresztu i już na trzeci dzień rozmawiała swobodnie z CNN. Były też wątpliwości, jak ominęła ochroniarzy w studiu telewizyjnym.
To, że wiarygodność jej szczerego protestu jest podważana, to tryumf Kremla. Owsiannikowa zaprotestowała autentycznie. Zgodnie z prawem to było wykroczenie administracyjne, nie karne, więc dostała grzywnę. Z CNN rozmawiała z domu – to jest możliwe.
Jej gest był ważny i rozlał się na całą Rosję. To był pierwszy raz, gdy widzowie zobaczyli tego typu słowa, bo wcześniej one się w ogóle nie przebijały. To rozbiło obowiązujący przekaz. Jaki byłby cel propagandowy Kremla, aby ją celowo wystawić?
Jej jednoznaczny gest antywojenny stał się niestety gestem niejednoznacznym, bo komentatorzy zaczęli mnożyć wątpliwości. W tym sensie to tryumf Kremla. Oni jasny gest Owsiannikowej sprytnie rozmyli, zneutralizowali i osłabili. Zasiali wątpliwości. Akurat w tym zwarciu w wojnie medialnej reżim putniowski znów wygrał.
Dr Wojciech Siegień - pracownik Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, absolwent MISH UW, z wykształcenia psycholog, etnolog i pedagog. Ekspert ds. Europy Środkowej i Wschodniej, szczególnie Rosji i Ukrainy. Od 2016 r. prowadzi badania terenowe w ukraińskim Donbasie, skoncentrowane na procesach militaryzacji.