"Magia nagości": Rozbierają się na ekranie. Niektórych to przerosło
Ten program wywołał wielką dyskusję. W telewizji nago? Tego jeszcze nie było. Uczestnicy dobierają się w pary tylko i wyłącznie na podstawie widoku swych obnażonych ciał. Beata Olga Kowalska, prowadząca "Magię nagości", show który w ostatni weekend zadebiutował na ekranie, opowiada Wirtualnej Polsce o kulisach powstawania programu.
11.09.2021 16:46
Przemek Gulda: Jak postrzega pani swoją rolę w tym programie?
Beata Olga Kowalska: Staram się być przede wszystkim podporą, ostoją dla uczestniczek i uczestników. Próbuję sprawić, żeby na planie poczuli się komfortowo. Rozmawiam z nimi na luzie, zadaję zwyczajne pytania, żartuję, ocieplam atmosferę. Staram się z każdym zamienić chociaż kilka słów. Bo to przecież nie jest łatwe: rozebrać się na ekranie, mając świadomość, że będzie cię oglądać spora publiczność: rodzina, znajomi, sąsiedzi. Robię więc wszystko, co mogę, żeby zdjąć z tej sytuacji całe to napięcie.
I udaje się?
Z reguły tak. Choć zdarzały się oczywiście takie sytuacje, kiedy ktoś przecenił swoje siły. Rozbieranie się przed całą ekipą w studiu może być naprawdę trudne.
Najczęstszym zarzutem wobec programu jest to, że koncentruje się tylko na ciele, sprowadza człowieka do czystej fizyczności. Jak odpowiedziałaby pani na takie opinie?
No ale, przepraszam, jak to wygląda w normalnym życiu? Przecież najpierw zawsze instynktownie oceniamy kogoś po wyglądzie. Dopiero na tej podstawie decydujemy, czy podejść i zacząć z kimś rozmowę. Program oparty jest dokładnie na takiej samej strukturze. Najpierw wybiera się osobę na podstawie wyglądu, potem zadaje się jej kilka ważnych pytań, żeby stwierdzić, czy w ogóle ma się z nią jakąkolwiek "chemię". A dopiero na koniec para spotyka się na normalną, "ubraną" randkę. To naprawdę nie jest bardzo dalekie od zwykłego życia. Mało tego, powiedziałabym wręcz, że ten program pokazuje, jak złudne jest instynktowne ocenianie kogoś tylko pod kątem jego wyglądu. Bardzo często okazuje się przecież, że z osobą, która bardzo podobała nam się fizycznie, zupełnie nie mamy o czym rozmawiać. Więc nie będzie szans na żaden związek.
Jakie mogą być inne pozytywne skutki tego programu?
Myślę, że jego pojawienie się w telewizji może być małą kroplą drążącą skałę polskiego podejścia do ciała, cielesności, nagości. Wciąż wiąże się z tym sensacja i kontrowersja. A przecież trudno wyobrazić sobie coś bardziej naturalnego niż ludzkie ciało. Rodzimy się z tym ciałem i "jesteśmy w nim" przez całe swoje życie. Nie chcę używać określenia "ciałopozytywność", które dziś zaczyna być już nieco oklepane, chodzi mi raczej o to, żeby każdy podchodził do swojego ciała z większą miłością i luzem.
A nie podchodzimy do tego w taki sposób?
Niestety nie. Polska mentalność nie może sobie z tym poradzić. I nie chcę tutaj odwoływać się do dramatycznych wydarzeń z historii: wiecznych wojen, zaborów, nieustającej żałoby i chowania ciała pod wieloma warstwami czerni, choć owszem, ma to pewne znaczenie. Największą rolę odgrywa jednak obciążenie cielesności piętnem grzechu, charakterystyczne dla religii, nie tylko zresztą chrześcijańskiej. Mamy niezdrowy stosunek do ludzkiej cielesności i seksualności. Do tego dochodzą kompleksy, przez wiele lat podkręcane przez przemysł reklamowy i media, kreujące idealne, ale nierealistyczne wizerunki ciała, a co za tym idzie również pewien rodzaj zazdrości. No i mamy to, co mamy.
A co mamy?
Powiem krótko: rewolucja seksualna dokonała się na Zachodzie mniej więcej na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. A w Polsce dziś, ponad pół wieku później, nawet nie tyle, że zatrzymaliśmy się w podejściu do cielesności, ale wręcz zaczęliśmy się cofać. Widać to choćby wtedy, gdy porówna się zachodnie edycje programu i jego polską wersję. Tam ludzie komentując swoje ciała, mówią przede wszystkim o ich zaletach, w Polsce na pierwszy plan wysuwa się raczej krytyka.
Czemu tak się dzieje?
Bo sami często nie czujemy się dobrze w swoich ciałach. Nie dbamy o nie, nie pracujemy nad nimi, nie poświęcamy im należytej uwagi. Dbamy o rośliny, zwierzęta, ale zapominamy o swoim własnym ciele, czyli o sobie samych. Ciało to "ja", ale to już zagadnienie raczej dla psychologa.
Czy po emisji pierwszego odcinka programu spadł na panią hejt?
Nie ukrywam, że byłam na to przygotowana. Choć hejt nie skupia się na konstruktywnej krytyce, lecz personalnym obrażaniu, więc tak naprawdę trudno być na to przygotowanym. Myślałam, że będzie go sporo, tymczasem jestem pozytywnie zaskoczona. Nie mogę oczywiście powiedzieć, że śledziłam wszystkie reakcje - to byłoby niemożliwe - ale przeczytałam sporo miłych słów i przychylnych komentarzy. Jestem tym bardzo podbudowana. Co będzie dalej, okaże się... Na razie przeczytałam w kilku miejscach, że ten program przekracza granice.
A przekracza?
Według mnie nie i mówię to z pełnym przekonaniem. Granice w telewizji zostały wielokrotnie przekroczone. Myślę np. o wszechobecnych przekleństwach, przemocy, mowie nienawiści czyli rzeczach o wiele bardziej drastycznych lub wulgarnych niż naturalna nagość. Ale oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii.