"Kuchenne rewolucje". Pandemia ich dobiła. Gessler była ostatnią deską ratunku
Dla restauratorów obecna sytuacja to często gwóźdź do trumny. Klaudia i Michał bili się z myślami, czy też nie zamknąć lokalu. Ostatnią deską ratunku okazała się nie tarcza antykryzysowa, a krewka Magda Gessler.
22.04.2021 17:07
Tym razem "kreatorka smaku i stylu" przybyła z odsieczą do Libiąża. To niespełna dwudziestotysięczne miasto w zachodniej części województwa małopolskiego, gdzie mieści się restauracja prowadzona przez 24-letnią Klaudię i 36-letniego Michała. Latami harowali na Wyspach, aby spełnić marzenie o własnej knajpce. W lokal wpakowali bez mała 200 tys. zł, ale mieli pecha. Mimo wielokrotnych zmian menu i wystroju nie udało się przyciągnąć gości. Kiedy w końcu przestali dokładać do interesu, Cztery smaki padły ofiarą epidemicznych obostrzeń.
Jakby tego było mało para spodziewa się pierwszego dziecka. Jednak radosne oczekiwanie psuje zamartwianie się o przyszłość.
- Czuję, że gdzieś tam zawaliłem jej stabilność i świat. W Wielkiej Brytanii miała wszystko i było nam troszeczkę łatwiej. Mamy cztery razy więcej stresu, cztery razy więcej pracy i cztery razy mniej pieniędzy - nie ukrywał wyrzutów sumienia Michał.
Można więc śmiało powiedzieć: klasyczna sytuacja jakich wiele w karierze Magdy Gessler.
Na dzień dobry restauratorka skrytykowała eklektyczny i pstrokaty wystrój. Potem przyszła pora na przeładowane menu. Gessler zamówiła pizzę, burgera, żur i chrupiące placki z gulaszem.
- Zaje***te placki! - zachwycała się Gessler.
Uznanie wzbudziło też "genialne" ciasto na pizzę oraz burger, do którego "nie mogła się przyczepić".
- To miejsce to prawdziwe pomieszanie z poplątaniem. Od koszmarnych smaków po wyborne! - rzuciła Gessler na odchodne.
Następnego dnia odbyła się dogrywka. Para zaserwowała restauratorce gulasz, który do końca nie przypadł jej do gustu.
Gessler trafnie postawiła diagnozę: Michał świetnie orientuje się w zagranicznej kuchni, ale kompletnie nie rozumie ojczystych smaków.
- To rodzinny interes, a to jest bardzo duży plus. Rodzina to bardzo ważna rzecz, a rodzina, która gotuje, tak jak we Włoszech, domową kuchnię, to jest ogromny skarb - stwierdziła z przekonaniem Gessler.
Na zapleczu było kilka rzeczy do podciągnięcia, ale obyło się bez rzucania garnkami i mocnymi słowami.
Po tym rekonesansie plan działania był następujący: restauracja zmieni nazwę na Cztery smaki na języku, na ścianach pojawią się pastele i écru, a w kuchni zagoszczą Węgry, Włochy, USA i oczywiście Polska.
Gessler okroiła też menu do kilku potraw, które można serwować przez okienko na wynos. Główny zamysł: przebudowa karty w taki sposób, aby nadmiar produktów wysokiej jakości i potraw można było łatwo zamrozić.
- To jest jeden ze szczęśliwszych dni w moim życiu. Kiedy patrzę na męża, jestem z niego bardzo dumna - mówiła nie kryjąc wzruszenia Klaudia.
W karcie pojawił się bigos, placki ziemniaczane z gulaszem, pizza i burgery.
Oczywiście ze względów sanitarnych tradycyjna kolacja dla gości nie mogła się odbyć. W zamian za to otwarto okienko, przez które Magda Gessler wydawała pięknie opakowane posiłki zwabionym mieszkańcom.
Konsumpcja odbyła się w zaparkowanych przez lokalem autach i przy stoliczkach. Goście byli zachwyceni.
- To jest bardzo dobra koncepcja na obecne czasy. To są tylko cztery smaki, a właściwie aż cztery bardzo dobre smaki - mówiła na zakończenie wieczoru Gessler.
Pięć tygodni później lockdown trwał w najlepsze. Restauracja Klaudii i Michała wciąż wydawała posiłki przez okienko. Ale czy osiągnęli sukces?
Z zaserwowanych potraw test oblały tylko burgery. Okazało się, że nie robił ich Michał, ale któraś z nowo zatrudnionych osób.
Ale to detal, bo Gessler była zachwycona. Na odchodne prowadząca "Kuchennych rewolucji" udzieliła jeszcze kilku wskazówek odnośnie wyglądu okienka do wydawania dań.
Od wizyty Magdy Gessler właściciele Czterech smaków na języku odnotowali 30-procentowy wzrost. Jak na obecne czasy to świetny wynik.
- Uratowała nam pani życie. To był kolejny lokal do zamknięcia - nie krył emocji Michał.