"Kuchenne rewolucje". Na kozetce u Gessler. Tej restauracji nie udało się uratować
Znana restauratorka podjęła wyzwanie uratowania restauracji w Łodzi. Nie spodziewała się jednak, że więcej pracy niż w kuchni będzie czekało ją podczas uzdrawiania atmosfery wśród pracowników.
15.04.2021 19:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Magda Gessler z ekipą "Kuchennych rewolucji" tym razem odwiedziła łódzką pierogarnię "Palce lizać". Przez remonty w jej okolicy klienci mieli utrudniony dojazd do lokalu. Mocno odbiło się to na sytuacji finansowej restauracji. Gdy właścicielce wydawało się, że wychodzi na prostą, nadeszła pandemia. Wtedy zwróciła się o pomoc do najsłynniejszej restauratorki w Polsce.
- Jezu, jak tu śmierdzi! - tymi słowami przywitała się z obsługą Gessler. Dalej nie było lepiej. Szybko okazało się, że serwowane pierogi nie powstają na miejscu. - To jest oszustwo - oceniła prowadząca program.
Na szczęście w menu znalazły się też inne dania, których zapragnęła skosztować Magda Gessler. Spokojny posiłek zakłócały jej jednak nerwowe komentarze szefowej lokalu.
- Zawsze tak klekocze? Słyszę tylko terkot właścicielki. Terkocze jednym, nieznośnym tonem - rzuciła do kelnera. W końcu zwróciła uwagę właścicielce, która nie kryła swojego niezadowolenia przed kamerami.
- Ale przecież tu nie ma awantur, tutaj nie ma krzyku, a że jestem energiczną osobą, to ja nic na to nie poradzę - zripostowała pani Beata.
Niestety, o ile barszcz i ziemniaki sprostały wymaganiom gwiazdy "Kuchennych rewolucji", tak dla gotowanych w próżniowych opakowaniach gołąbków i bitek Gessler była bezlitosna.
Jednak to nie kuchnia w łódzkim lokalu zaabsorbowała prowadzącą, a jego szefowa. Magda Gessler niczym terapeuta zdiagnozowała kobietę. - Cierpisz - rzuciła. Właścicielka restauracji przyznała, że borykała się też z prywatnymi problemami. - Oszukał mnie człowiek, któremu bardzo ufałam - wyznała.
Ostatecznie pierogarnia pożegnała się z głównym daniem w swoim menu. Gessler przeprowadziła totalną rewolucję, wywracając do góry nogami ofertę lokalu, jego wystrój, a nawet i nazwę. Na pierwszym miejscu w kuchni pojawiły się jabłka.
Trudniej jednak było uzdrowić relacje pomiędzy szefową a pracownikami restauracji.
- Szefowa wobec swojego zespołu zachowuje się jak przekupa z bazaru. Zamiast trajkotać, powinna nauczyć się słuchać - oceniła Gessler.
Jeszcze większe zaskoczenie czekało prowadzącą "Kuchennych rewolucji", gdy usłyszała, że właścicielka lokalu prosi swoich podwładnych o ... robienie jej masażów.
- Każdy człowiek potrzebuje być dotykany, przytulany, myślę, że ona jest trochę wampirem - podsumowała Magda Gessler.
Nawet po finałowej kolacji, która wypadła fantastycznie i wywołała entuzjazm zarówno kucharzy, jak i gości, doszło do terapeutycznej rozmowy na zapleczu. Pracownicy przyznali przed szefową, że czują się niekomfortowo w jej towarzystwie. Ta była zaskoczona takim obrotem spraw.
- Praca nigdy nie powinna być twoim domem. Chciałabym, aby Beata wreszcie to zrozumiała - tymi słowami pożegnała się Gessler.
Gdy po kilku tygodniach ponownie odwiedziła łódzki lokal, kuchnia nie sprostała oczekiwaniom słynnej restauratorki. Zdaniem Magdy Gessler właścicielka restauracji nie dała sobie pomóc i nie wzięła sobie jej rad do serca.