Krzysztof Skórzyński pod skocznią narciarską. Zesłanie za Ural mu służy
Miał podredagować wystąpienie Michała Dworczyka, więc został odsunięty od polityki i rzucony na odcinek skoków narciarskich. Jak dziennikarz TVN24 Krzysztof Skórzyński radzi sobie w nowej roli?
Dla dziennikarza są gorsze rzeczy niż zesłanie na front skoków narciarskich. Chyba że ześlą cię, jak Krzysztofa Skórzyńskiego, do miejscowości Niżny Tagił, gdzie odczuwalna temperatura spada poniżej - 22 stopni Celsjusza, wieje przenikliwy wiatr, a rzeka dawno zamarzła. Wysłali Skórzyńskiego za Ural. Za jakie grzechy, chciałoby się zapytać?
Różne redakcje stosują różne kary za złamanie zasad etyki dziennikarskiej. No może poza TVP, która swoich dziennikarzy broni za zmanipulowane materiały czy urągające zdrowemu rozsądkowi paski.
W innych redakcjach najczęściej po wewnętrznym dochodzeniu dziennikarz, który podpadł etycznie, może być wyrzucony z pracy, zawieszony, ukarany naganą czy oddelegowany na mniej eksponowany odcinek. Można też dostać inną działkę, co stało się z Krzysztofem Skórzyńskim.
Ten dziennikarz dotąd społeczno-polityczny, gospodarz programu "Sprawdzam", gdzie rozmawiał z politykami (oraz dziennikarz "Faktów"), podpadł i to ostro. Miał bowiem wymieniać się mailami z wysoko postawionym politykiem PiS i szefem Kancelarii Premiera Michałem Dworczykiem.
W jednej z wiadomości Dworczyk miał konsultować z dziennikarzem swoje wystąpienie na konferencji prasowej 24 stycznia 2021 r., wysyłając dziennikarzowi TVN24 proponowany fragment. Skórzyński miał nanieść zmiany i odesłać poprawiony tekst. I choć Skórzyński zapierał się, że nigdy nie doradzał Dworczykowi w żadnej sprawie, to został zawieszony przez TVN24, a jego program zniknął z anteny.
Ostatecznie stacja poinformowała, że Skórzyński będzie oddelegowany z dala od Sejmu i Nowogrodzkiej, a bliżej mamucich skoczni.
Tak jak mówię: są chyba gorsze działki. Pewnego korespondenta sejmowego w PAP PiS-owskie władze odesłały na pole samorządu terytorialnego. Wcześniej spotykał posłów z pierwszych ław sejmowych – same szychy. Później dali mu wójtów i burmistrzów. Informował więc o zmianach wynagrodzeń i diet osób wchodzących w skład organów wykonawczych jednostek samorządu terytorialnego. Fascynujące! A wszystko to w ramach zniechęcania go do pracy w PAP. Trochę się jeszcze wynudził, zanim odszedł do normalnej roboty.
Z kolei Ernest Zozuń, były dziennikarz radiowej Trójki, był uparcie delegowany przez władze Polskiego Radia do archiwum IAR, żeby nie było go słychać na antenie. W końcu założył z kolegami i koleżankami Radio 357.
Powiedzmy więc, że banicja z polityki do skoków narciarskich nie brzmi źle, biorąc pod uwagę, że to nasz zimowy sport narodowy. Kto nie będzie w tym sezonie śledził występów Stocha, Żyły, Kubackiego, Murańki i reszty?
Takie zesłanie to więc właściwie wyróżnienie. Znów będziemy się bowiem pasjonować przesuwaniem belki, wyjściem z progu, wiatrem pod narty, lądowaniem z telemarkiem, nogą zakroczną i dyskwalifikacjami za niedozwolony kombinezon. A do tego niekończące się debaty o niesprawiedliwych notach sędziowskich za styl. Dobry reporter ma tu o czym opowiadać.
Ale czy Skórzyński jest takim reporterem?
Możemy go od kilku dni oglądać w programach "Strefa kibica – zima" w TVN24. Skórzyński to błyskotliwy, wygadany i dowcipny dziennikarz, więc jak na mój gust, świetnie wyszedł z progu i miękko wylądował na rosyjskim śniegu – czyli dał radę w debiucie jako reporter sportowy.
M.in. dowcipnie mówił o zimowej Rosji, że wylądował w "kriokomorze". Niżny Tagił to nie ciepłe studio przy ul. Wiertniczej, ale Skórzyński ma wprawę w relacjach live. Obrazowo opisywał zapierający widok ze szczytu skoczni K-120. Z pasją mówił o śniegu, pogodzie, a nawet belce, z której startują skoczkowie. Pokazywał zeskok. Mówił o kopcącej fabryce metalurgicznej psującej widok ze skoczni. Dla kibiców gratka.
Ma też konieczny do tej pracy luz, bo w sportowym światku bez żartów się nie obejdzie. Co innego rozmawiać z Piotrkiem Żyłą, a co innego choćby z Michałem Dworczykiem. Tu byle "Cześć stary" nie wystarczy.
Żyła to rozmówca trudny, specyficzny, zaskakujący. Nie wiadomo, czy wybuchnie śmiechem, czy zamilknie, czy odpowie, nie odpowiadając. O niebo lepiej robić wywiad z wyważonym i konkretnym Kamilem Stochem. Skórzyński, stojący u stóp skoczni w Niżnym, dał radę.
To będzie długa zima, włącznie z Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie w lutym, więc Skórzyński będzie miał trochę czasu, po pracy, aby przemyśleć, z kim się zadawał, jakich miał kolegów i komu – niepotrzebnie - zredagował tekst.
Stawiam jednak na jego profesjonalizm. Na pewno poświęci się tej pracy i da z siebie wszystko, jak przystało na zawodowego dziennikarza. Raz przepytujesz ministra, a raz stoisz pod skocznią – taki zawód. To wcale nie musi być dla Skórzyńskiego stracony sezon.