"To był cyrk". Debata w TVP przebiła kabaret
- Gdybyśmy odegrali tę debatę jeden do jeden na scenie, ludzie płakaliby ze śmiechu - mówi Karol Golonka z Kabaretu Skeczów Męczących, który w rozmowie z Wirtualną Polską podsumował poniedziałkową debatę w TVP.
Polacy wciąż komentują debatę, którą w poniedziałek 9 października zorganizowało TVP. Wśród licznych opinii tych, którzy śledzili przedwyborcze starcie przedstawicieli sześciu ogólnopolskich komitetów, dominują na ogół krytyczne głosy. Raziły przede wszystkim zawiłe i niejasno sformułowane pytania oraz wzajemne ataki, jakie od początku przypuszczali na siebie Donald Tusk i Mateusz Morawiecki.
Najkrócej mówiąc, poziom audycji TVP odzwierciedlał stan polskiej debaty publicznej, choć nie zabrakło w niej elementów humorystycznych. I to właśnie o tych ostatnich postanowiliśmy porozmawiać ze specjalistą w tej dziedzinie, Karolem Golonką, satyrykiem i członkiem Kabaretu Skeczów Męczących.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Czy poniedziałkowa debata była twoim zdaniem poważna, czy to był raczej kabaret?
Karol Golonka, satyryk, członek Kabaretu Skeczów Męczących: Poszedłbym nawet krok dalej i powiedział, że to był raczej cyrk. Nie obrażając oczywiście osób, które rzeczywiście w cyrku występują i pokazują tam naprawdę spore umiejętności. Tutaj raczej nikt niczego ciekawego nie pokazał.
Mam wrażenie, że gdyby tej debaty nie było, nie stałoby się nic złego. Mogłaby się spokojnie w ogóle nie odbyć. To był raczej wyścig na wyuczone formułki, przy czym nie wszyscy mogli się ich nauczyć, bo nie wszyscy znali przecież wcześniej pytania.
No dobrze, ale czy coś cię rozśmieszyło?
Jeśli choć przez chwilę mielibyśmy być poważni, to wydaje mi się, że bardzo dużo o stanie polskiej polityki mówi to, że zastanawiamy się dziś, czy debata była śmieszna. Przecież powinniśmy się raczej zastanawiać, czy zostały w niej poruszone sprawy merytoryczne, czy była mowa o ważnych problemach, programach, postulatach. Nic z tego.
Oglądając debatę, trudno było się nad tym wszystkim zastanawiać, bo trzeba było rozwikływać kolejne pytania - wszystkie były bardzo skomplikowane i przerażająco długie, a w gruncie rzeczy sprowadzały się do jednego. W sumie można było w tej debacie, zamiast kilku pytań zadać jedno i to do tego z wyraźną tezą: czy chcecie, żeby było wam źle tak, jak kiedyś, czy dobrze, tak, jak teraz?
Słuchałeś, jak osoby uczestniczące w debacie próbują coś na to odpowiedzieć?
Powiem szczerze: skupiałem się na czymś zupełnie innym. I to jest kolejny mocny znak czasów, jeśli chodzi o polską politykę - zastanawiałem się bowiem przede wszystkim nad tym, jakich sztuczek użyje TVP, żeby przeszkodzić osobom z opozycji. No i rzeczywiście, było ich sporo.
Ale było też trochę akcentów humorystycznych. Choćby ten wazon...
Do teraz zupełnie nie rozumiem, czemu nie padło raczej słowo dzban. Ono jest znacznie bardziej znaczące dla polskiej debaty politycznej. Czekam na to, kiedy ten wazon, o którym padło tyle słów, trafi na licytację na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Myślę, że osiągnie wysoką cenę.
A te kuwety tłustych kotów?
To był zdecydowanie najlepszy, najwdzięczniejszy żart całej debaty. Nie ma co tu kryć, - Szymon Hołownia pokazał, że w studiu telewizyjnym czuje się, jak ryba w wodzie. Lata praktyki zaprocentowały. Był swobodny, wyluzowany, błyskotliwie odcinał się innym. Myślę, że miał też najmniej do stracenia. I wygrał na tym sporo.
Coś jeszcze cię rozśmieszyło?
Oczywiście dwa złote! To był przebój debaty. Do teraz jestem bardzo ciekawy, czy Morawiecki rzeczywiście oddał je Tuskowi, czy może jednak przepisał na żonę. Trzeba to sprawdzić. Warto podsunąć ten pomysł dziennikarzom i dziennikarkom śledczym.
Tak zrobimy. Do końca kampanii jeszcze kilka dni. Myślisz, że będzie śmiesznie, czy zacznie się już raczej robić strasznie?
Nie ukrywam, że dla nas, ludzi z kabaretu, cała ta kampania to przeogromna skarbnica inspiracji i pomysłów. I jestem pewien, że w następnych dniach nie będzie inaczej i będziemy się jeszcze sporo śmiać. Nie dalej jak wczoraj spacerowałem koło domu i widziałem, że ktoś zniszczył billboard wyborczy Kaczyńskiego. Kilka godzin później pojawił się już nowy billboard, ale był już zabezpieczony drutem kolczastym.
Naprawdę, w tej kampanii żarty leżą na ulicy, wystarczy się schylić. A wracając do samej debaty: mam wrażenie, że w innych, powiedzmy bardziej normalnych czasach, gdybyśmy po prostu odegrali tę debatę jeden do jeden na scenie, ludzie pękaliby ze śmiechu. To chyba najlepsze podsumowanie tego, co się wydarzyło w poniedziałek w TVP.
Rozmawiał Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" sprawdzamy, jak bardzo Netflix zmasakrował "Znachora", radzimy, dlaczego niektórych seriali lepiej nie oglądać w Pendolino oraz żegnamy się z "Sex Education", bo chyba najwyższy już czas, nie? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.