Eurowizja 2019: pierwszy półfinał wyprowadził was z równowagi? Podczas drugiego czekają was podobne emocje
16.05.2019 12:27, aktual.: 16.05.2019 14:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Konkurs Eurowizji to właściwie festiwal kontrolowanego patosu, kiczu i rozrywki. Dobra piosenka majaczy gdzieś na dalszym planie. A my zapamiętujemy często to, co w nim najdziwniejsze. W drugim półfinale znów będziemy obserwować wykonawców, którzy wymknęli się kategoriom.
Przed nami drugi półfinał Eurowizji. Choć dla nas emocje już opadły po tym, jak Tulia odpadła z konkursu, to festiwalowa zabawa dopiero się rozkręca. Najwięksi fani z pewnością tradycyjnie zasiądą przed telewizorami. Trzeba przyznać, że w tym roku wśród konkursowych propozycji są gotowe hity, które z pewnością świetnie poradzą sobie na radiowych listach przebojów (na przykład "22" Sarah McTernan z Irlandii czy "On a Sunday" Ester Peony z Rumunii).
Są piosenki, które zapewne będą królować w wakacje w niejednym europejskim klubie ("Walking Out" Srbuk z Armenii czy Chingiz z "Truth" z Azerbejdżanu to produkcje na naprawdę światowym poziomie). Nawet, jeśli nie wygrają konkursu, będą sobie świetnie radzić.
W drugim półfinale nie brakuje też naprawdę intrygujących propozycji, jak choćby urokliwa akustyczna kompozycja "That Night" Carousel z Łotwy. Tutaj naprawdę trudno wymyślić komentarz inny niż komplement. Na siłę piosenki postawiła też Dania z Leonorą i jej utworem "Love is Forever". Może akurat ci artyści nie zapadną w pamięć dzięki show, ale zapewne wielu z was jeszcze przez dłuższy czas będzie nucić ich utwory.
Na show zaś i porywającą do tańca piosenkę stawia zaś reprezentant Szwajcarii, Luca Hänni z piosenką "She Got Me". I to on z pewnością będzie jedną z najjaśniej błyszczących gwiazd wieczoru.
Zobacz także
Ale czym byłaby Eurowizja bez swojego rodzaju "wykwitów", piosenek, które właściwie nijak nie pasują do konkursu albo są tak przekombinowane, że wzbudzają największą dyskusję w sieci. W pierwszym półfinale takich nie brakowało, a kilka z nich, ku oburzeniu widzów (także zagranicznych), otrzymało więcej punktów niż Tulia i o dziwo przeszło do finału. Możecie być pewni, że i tym razem będziecie mieli o czym żywo dyskutować.
Litwa: Jurij Veklenko - Run with the Lions
Blado na tle konkurentów w drugim półfinale wypada reprezentant Litwy. Konkurs Eurowizji niejednokrotnie pokazał, że poza wyjątkami (jak choćby Salvador Sobral z Portugalii, zwycięzca z 2017 r.) wątły wokalista stojący nieruchomo i śpiewający falsetem ballady… to zdecydowanie za mało, żeby zdobyć serca publiki. W tym przypadku naprawdę trudno mówić o wybitnym wykonaniu.
Chorwacja: Roko - The Dream
Tu mamy powtórkę z rozrywki. Znów nie mamy nic, poza wokalistą stojącym w snopie światła. Z tą różnicą, że skąpany w bieli artysta postanowił przytroczyć do białej ramoneski… anielskie skrzydła. Wszystko to już widzieliśmy, zazwyczaj w dużo bardziej widowiskowym wydaniu. Cóż, większego wrażenia prawdopodobnie Roko nie zrobi ani wykonaniem, ani stylizacją.
Norwegia: KEiiNO - Spirit in the Sky
To chyba najdziwniejsza z propozycji w tegorocznym konkursie Eurowizji. Fakt, Północ niejednokrotnie wygrywała wysyłając nietuzinkowych i ekstrawaganckich wykonawców. Wystarczy wspomnieć Lordi z Finlandii (zwycięzców z 2006 r.), którzy zawojowali konkurs nie tylko ekstremalną muzyką, ale i kostiumami. To potrafiło zdziwić i zaszokować, wybić na tle innych, ale lata temu. Dziś przebieranki i udziwniane show nie wystarczą, żeby zyskać uznane publiczności. Tymczasem niektóre kraje wciąż próbują na swój sposób wykorzystać ten patent.
Tym razem Norwegia wydaje się podążać właśnie tym tropem i wystawia grupę KEiiNO. Dzisiaj cukierkowa wokalistka z rogami, jeden wokalista wystylizowany na kota i drugi stylizujący się na wikinga to trochę za mało. Kuriozalne połączenie elektroniki, popu i stylizowanych na zaśpiewy Wikingów wstawek to raczej nie jest to, czego oczekuje się od konkursu Eurowizji. Miszmasz, który miał być zapewne eklektyczny, jest zwyczajnie dziwaczny. Do tego dorośli ludzie w infantylnych strojach? To nawet jak na konwencję kiczu za dużo.
Albania: Jonida Maliqi - Ktheju tokës
Tegoroczna propozycja Albanii wpisuje się w trend, który szczególnie polubiły diwy występujące na Eurowizji. Co roku pojawia się przynajmniej jedna, która prezentuje połączenie tradycyjnej muzyki swojego kraju ze śpiewem operowym w nowoczesnym wydaniu. Takie kompozycje są często doceniane przez głosujące komisje, ale zdecydowanie rzadziej przez widzów. To się zwyczajnie przestało sprawdzać. Wyjątkiem była ostatnio Jamala z Ukrainy (zwyciężczyni z 2016 r.) która szturmem podbiła serca słuchaczy i wygrała Eurowizję. Czy Jonida powtórzy jej sukces? Wątpliwe.
Mołdawia: Anna Odobescu - Stay
Większego wrażenia raczej nie zrobi też reprezentantka Mołdawii. Jej piosenka jest podniosła, romantyczna, wzruszająca. Jak inne diwy udowadnia, że konkursowa piosenka musi być patetyczna. W ostatnich latach Eurowizja zdążyła pokazać, ze zupełnie nie na to stawia. Zamiast ckliwych ballad oczekuje albo show, albo prawdziwych emocji. Tu możemy spodziewać się wyjątkowego występu, ale rodem z operetki.
A wy co sądzicie o uczestnikach drugiego półfinału? Macie swoich faworytów?