Eurowizja 2019: Tulia za burtą to smutny żart. Przecież dostali się znacznie gorsi wykonawcy! [OPINIA]
Czy mogliśmy się spodziewać, że kolejny raz nic z tego nie wyjdzie? Mogliśmy. Czy występ Tulii mógł być nieco lepszy? Jasne. Czy naprawdę dziesięciu wykonawców, którym udało się dostać do finału, było lepszych od naszych dziewczyn? Bzdura!
15.05.2019 | aktual.: 15.05.2019 14:25
Gdy cztery kobiety stojące nieruchomo jak chochoły w ludowych zapaskach wykonywały tzw. białym śpiewem utwór "Pali się", wiedzieliśmy, że... może być ciężko. Eurowizja to efekty, emocje, performance. Oczywiście to wcale nie oznacza, że im więcej fajerwerków, tym wyżej w stawce. Przypomnijmy chociażby zwycięzcę z 2017 roku: Salvador Sobral wyśpiewał sobie rzewną balladą bez żadnych efektów specjalnych pierwsze miejsce. Zasada jest jedna: zero zasad.
Oczywiście nadal można wytknąć błędy Tulii. W tle mogli przewijać się jacykolwiek tancerze, a na telebimie zamiast ich dużych, rozciągniętych jak księżyc w pełni twarzy, można było pokazać ciekawe animacje współgrające z dobrą przecież kompozycją. Tego zabrakło. Ale to i tak nic w porównaniu z fatalnym poziomem tych, którzy do sobotniego finału jednak się dostali!
Z wtorkowego półfinału przeszło dalej 10 państw. W tym Australia, (co tam w ogóle robiła? Tłumaczymy tutaj) która była świetna. Kate Miller-Heidke bujająca się dwa metry nad sceną śpiewająca swoją pop-arię wywołała największe owacje. Młoda ZENA z Białorusi swoim energetycznym przebojem mogącym spokojnie podbijać popularne stacje radiowe obudziła widzów. Demoniczni i kampowi Hatari z Islandii na pewno nie przejdą niezauważeni - a bardzo przypominają legendarne Lordi z Finlandii! Ale co z resztą szczęśliwców, których będziemy musieli drugi raz oglądać już w te sobotę? Jedno słowo: dramat.
Zobacz także: 14-letnia Roksana Węgiel: "Zaznałam gorszego smaku show biznesu"
Przynajmniej czterech wykonawców nie powinno dostać więcej głosów niż Tulia, oto oni:
Grecja: Katerine Duska "Better Love"
Moglibyśmy nawet przymknąć oko na karykaturalne kostiumy, w których ginęła wokalistka, chórek i tancerki, bo Eurowizja widziała znacznie gorsze rzeczy. Ale co z fałszem? Co z kompozycją przewidywalną do znudzenia i wałkowaną przez dziesiątki uczestniczek konkursu? Z całego występu Greczynki zapamiętałam tylko różowe absurdalne falbany, dlatego poniżej powtórka:
Estonia: Victor Crone "Storm"
Gdy Szwed fałszujący po angielsku w barwach Estonii wysilał się na scenie, byłam przekonana, że zostanie tylko zabawnym wspomnieniem. I pewnie będzie chciał o tym zapomnieć! Jaki artysta spojrzy w kamerę po 3 minutach wycia obok dźwięku? No cóż, może do sobotniego finału Victor po prostu nauczy się śpiewać?
Słowenia: Zala Kralj & Gašper Šantl "Sebi"
Ostrzegamy, przed włączeniem poniższego wideo należy zaopatrzyć się w poduszkę. Sennym pobrzdąkiwaniom towarzyszy ledwo słyszalne mruczenie wokalistki, więc jeśli ktoś zacznie liczyć owce, raczej nie dojdzie do dziesięciu.
San Marino: Serhat "Say Na Na Na"
To chyba najsmutniejszy ze wszystkich wyborów widzów. Występ Serhat był zły pod każdym możliwym względem. Brzmiał jak postękiwania na festiwalu gdzieś w nadmorskiej miejscowości. Przez połowę występu wszyscy mieliśmy mieć prawo sądzić, że na scenie postawiono przypadkowego faceta, nieznającego angielskiego, ale starającego się melorecytować właśnie w tym języku. Tak naprawdę, tam mógł stać absolutnie każdy i bełkotać do mikrofonu cokolwiek, całość przykryłyby lasery i wychodzący z siebie tancerze. Dziewczynom z Tulii pewnie łamią się serca, gdy na to wszystko patrzą...
Co teraz? Możemy w ramach bojkotu nie włączać telewizorów w sobotni wieczór lub zapomnieć na zawsze o mrzonkach na temat zwycięstwa i po prostu dobrze się bawić. Np. przy piosence Australii.