"Czarnobyl": kapitalny finał serialu. Długo tego nie zapomnimy
Finał "Czarnobyla" za nami. Okrzyknięty najlepszym serialem wszechczasów, na długo pozostanie w naszych głowach. Tak świetnego scenariusza nie widzieliśmy już dawno. Do tego znakomici aktorzy, wysmakowane, postapokaliptyczne kadry i ta wchodząca pod skórę muzyka. Nie da się tego zapomnieć.
04.06.2019 14:38
Historię wszyscy znamy. A po pierwszym odcinku serialu wielu z nas sięgnęło do źródeł, by odświeżyć sobie wiadomości o katastrofie w Czarnobylu. Wiedzieliśmy, dokąd ta opowieść nas zaprowadzi. Nie było zaskoczeń. A mimo to w napięciu czekaliśmy na kolejne wydarzenia, obgryzając z nerwów paznokcie na coraz tragiczniejszych scenach. Okazało się, że twórca "Kac Vegas" wie, jak pisać scenariusze. Dlatego "Czarnobyl" wyszedł mu tak dobrze. Pomimo głosów, które zarzucają mu naginanie faktów – ja się nie gniewam. Sztuka opowiadania rządzi się swoimi prawami. A ten serial ma wszystko, co niezbędne: zgrozę, wzruszenie i postacie, które muszą odnaleźć w sobie bohaterów.
Ci, którzy martwili się, że finał pogrąży cały serial (jak to było w przypadku "Gry o tron"), mogą odetchnąć z ulgą. Ostatni odcinek niesie bardzo satysfakcjonujące, choć jednocześnie smutne zakończenie. Całość utrzymana jest w formie dramatu sądowego. Bo to odcinek, w którym Legasow, Khomyuk i Szczerbina zeznają w tzw. Procesie Czarnobylskim, którego celem było skazanie osób odpowiedzialnych za awarię. Aby tego dokonać, trzeba nieco nagiąć zeznania, bo ZSRR potrzebuje kozłów ofiarnych. Tymczasem naukowcy woleliby powiedzieć prawdę: Zawinił tu nie tyle człowiek, co cały system skrzętnego ukrywania faktów w obawie przed konsekwencjami. Zawinił ustrój, który sprawia, że ludzie boją się mówić prawdę.
Absurd skazywania kilku osób za wybuch w Czarnobylu jest tym większy, że cały serial od początku kreuje postapokaliptyczną wizję. Eksplozja jest jak koniec świata. Czy rzeczywiście garstka pracujących w elektrowni osób mogła być za to odpowiedzialna? To wydaje się wręcz nieprawdopodobne.
W kontekście "Czarnobyla" najważniejszym pojęciem wydaje się prawda. Nie tylko ze względu na tych, którzy zarzucają produkcji luźne traktowanie faktów. Cały serial, choć fabularyzowany, jest hołdem złożonym prawdzie. Takiej, którą trzeba mówić, choćby groziła za to śmierć. – Za każdym razem gdy kłamiemy, zaciągamy dług u prawdy – mówi serialowy Legasow zapewniając, że ten dług trzeba będzie spłacić. Po czym pyta: - Jaka jest cena kłamstw?
Cenę widzieliśmy na ekranie. Jest przerażająca. W książce "Czarnobylska modlitwa", która inspirowała scenarzystów serialu, Swietłana Aleksijewicz pisze, że widok Strefy Wykluczenia po latach sprawia, że nie wiemy, czy to, na co patrzymy, to przeszłość, czy przyszłość. Rzeczywiście – teoretycznie tak mógłby wyglądać świat po wojnie z użyciem broni jądrowej. Trudno uwierzyć, że ludzkość byłaby w stanie do tego doprowadzić. A przecież już doprowadziła. To już się wydarzyło.