Ostatnia spowiedź "przestępcy czarnobylskiego". Wiedział, jaki będzie na niego wyrok
- Na siedem sekund przed wybuchem nie działo się nic niepokojącego – mówił Anatolij Diatłow w swoim ostatnim wywiadzie z 1994 roku. Taśmy wiele lat przeleżały u rodziny inżyniera. Teraz nagranie krąży w sieci.
Serial "Czarnobyl" zbiera w większości pozytywne opinie i jest jedną z lepiej ocenianych produkcji HBO w tej chwili. 4 czerwca stacja pokaże ostatni odcinek 6-odcinkowej serii o katastrofie. Serii, która spotkała się z olbrzymim odzewem widzów na całym świecie. To niesamowite, jak historia z Czarnobyla rozbrzmiała na nowo w światowych mediach, które tydzień po tygodniu odkopywały spod popiołu kolejne zapomniane historie związane z katastrofą. Tyle o Czarnobylu nie czytaliśmy chyba nigdy.
A przy okazji dowiedzieliśmy się, że w sieci są miejsca, gdzie o Czarnobylu można dowiedzieć się wszystkiego. Autorzy strony napromieniowani.pl. 3 czerwca 2019 roku opublikowali na swoim kanale na YouTube mało znany wywiad z Anatolijem Diatłowem. Przeprowadzona w 1994 roku rozmowa jest ostatnią, jaką odbył z dziennikarzami sędziwy inżynier – główny oskarżony o spowodowanie katastrofy.
Taśmy z nagranym wywiadem przeleżały długie lata u jego rodziny.
Nic nie zapowiadało awarii
W swoim ostatnim wywiadzie Diatłow minuta po minucie opisuje, co działo się na dzień przed katastrofą i w jej dniu, a potem także wspomina konsekwencje, jakie musiał ponieść.
Gwoli przypomnienia, Diatłow był zastępcą głównego inżyniera Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej ds. eksploatacji. W serialu HBO pokazany jest jako jeden z czarnych charakterów. Serialowy Diatłow nie jest w stanie uwierzyć swoim pracownikom, że doszło do potężnej awarii i wybuchu reaktora. Zapalczywie broni swoich racji, doprowadzając na skraj po pierwsze swoich podwładnych, a po drugie widzów przed telewizorami.
Serialowy Diatłow to też człowiek, który bezgranicznie wierzy w zasadę, że w Związku Radzieckim nie dochodzi od tak do awarii. One się nie mają prawa zdarzyć. A co dopiero takie, które mogą pozabijać połowę ludności kontynentu.
W wywiadzie inżynier opowiada o wydarzeniach sprzed wybuchu. Odwołuje się do szczegółowych, technicznych wątków, ale o tym możecie też przeczytać w tekście WP Tech. Bo Diatłow nawet po latach uważał, że personelu – a szczególnie jego – nie można obwiniać o to, co się stało. Przypomnijmy, bezpośrednią konsekwencją wybuchu była śmierć 30 osób.
- To wszystko wydarzyło się z powodu zupełnie nieodpowiednich właściwości reaktora, które nie były jeszcze wtedy znane. A sama awaria, nie można jej właściwie nawet nazwać awarią… Ta katastrofa, która nie mieściła się w głowie, mogła zdarzyć się przy okazji wykonania jakichkolwiek innych prac – mówi w ostatnim wywiadzie Diatłow.
- Tyle na nas nawygadywano. Ma się wrażenie, że zgłębialiśmy instrukcje jedynie po to, by je znać i robić odwrotnie. I że również zabezpieczenia awaryjne wyciągnęliśmy niby wbrew przepisom. Jednak w rzeczywistości nie było w tym żadnego złamania przepisów. Kiedy mnie aresztowano, natychmiast wskazałem śledczemu, że żadnego złamania przepisów nie było i pokazałem odpowiedni punkt regulaminu. Ale to absolutnie nie pomogło. Potem w akcie oskarżenia wszystko zostało przedstawione jako złamanie przepisów przez personel – wspomina.
Diatłow do końca życia utrzymywał tym samym, że winę za katastrofę ponoszą ci, którzy projektowali reaktor.
O Czarnobylu wiele już napisano, serial pokazał wydarzenia z 1986 roku z jeszcze innej strony. Dlatego "spowiedź” Diatłowa nagrana rok przed śmiercią jest w tym kontekście jeszcze bardziej ciekawa.
Tak on wspomina moment, w którym doszło do awarii: - Podniosłem wzrok do góry, skąd posypały się na głowę odłamki podwieszanego sufitu i dosłownie po sekundzie lub dwóch rozległ się drugi wybuch. Zamigotało mnóstwo sygnałów awaryjnych, w sterowni zgasło światło i po krótkiej chwili znowu się zapaliło. Pierwsza moja myśl była taka, że coś się stało z odgazowywaczami, które znajdują się bezpośrednio nad sterownią.
I mówi: - Awaria wydarzyła się w zwykłych, codziennych okolicznościach. Nic jej nie zapowiadało. Żadnych ryzykownych przedsięwzięć, niczego takiego nie robiliśmy. Wszystko odbywało się zwyczajnie. Po wybuchu nikt właściwie nie domyślał się i nie mógł domyślić się, co się wydarzyło.
- Swoje odczucia pamiętam. Było to całkowite zdziwienie. Co się wydarzyło? Dlaczego? Na siedem sekund przed wybuchem nie działo się nic niepokojącego. Gdy spojrzałem na urządzenia na pulpicie sterowania reaktorem, prawdopodobnie włosy zjeżyły mi się na głowie – opowiada.
Nie wspomina zbyt wiele o tym, jak jego ciało zareagowało na potężną dawkę promieniowania. Mówi "tylko": - Wszyscy kilkakrotnie wymiotowaliśmy i już nie mieliśmy czym, poza wnętrznościami.
Czarnobylscy przestępcy
Diatłow po opuszczeniu Prypeci prawie pół roku spędził w szpitalu w Moskwie. Został wypisany 4 listopada 1986 roku. Przeniósł się do Kijowa, a po miesiącu – 4 grudnia – został aresztowany.
- To nie było dla mnie zaskoczenie, ponieważ jeszcze kiedy leżałem w szpitalu, kilkakrotnie przychodził śledczy i przesłuchiwał mnie w charakterze świadka. Szybko było wiadomo, że oskarżony zostanie personel. Innej opcji nie było. Przecież w Związku Radzieckim nie było awarii z powodu wadliwego sprzętu. W Związku Radzieckim awarie zdarzały się jedynie z winy obsługującego personelu – opowiada inżynier.
Nie rozumiał, dlaczego został aresztowany. Gdyba, że mogli nałożyć na niego zakaz opuszczania miasta. Podkreśla, że nie stwarzał przecież zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego. Do tego czasu przesłuchano już wszystkich pracowników i świadków, więc nie mógł nawet wpłynąć na ich zeznania.
- Cóż, aresztowali to aresztowali – kwituje w wywiadzie.
- W lipcu 1987 roku odbył się sąd nad "przestępcami czarnobylskimi”, jak to zostało ogłoszone. No cóż z sądem, innego być nie mogło. Jaki sąd mógł wystąpić przeciwko kolektywnemu rozumowaniu zawsze nieomylnego Biura Politycznego? W zasadzie wynik tej rozprawy był z góry przesądzony. Chcę tylko powiedzieć, że sędzia zasadniczo był świadom, że wykonuje całkiem konkretne zamówienie publiczne – powiedział jeszcze na koniec.
Anatolij Diatłow dostał wyrok 10 lat więzienia. Był jednym z 3 głównych winnych katastrofy (obok Wiktora Bruchanowa i Nikołaja Fomina). Zmarł w 1995 roku po ataku serca. Dzięki temu, że rok przed śmiercią udzielił tego jednego wywiadu, wiele osób zrozumiało, że operatorzy reaktora do końca wypełniali swoje obowiązki, narażając swoje życie.