Co się stanie, gdy Netflix zrobi pierwsze polskie reality show?
Jedni oglądają "Jeden z dziesięciu", inni "Love Never Lies". Oba programy dostarczają różnych emocji i - co pokazuje finał tej drugiej produkcji - nie ma w tym absolutnie nic złego. Każdy ma dziś coś dla siebie.
08.02.2023 | aktual.: 08.02.2023 17:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy polski oddział Netfliksa ogłosił, że powstało nasze pierwsze reality show dla tej platformy, emocje były duże. Podekscytowanie mniej więcej takie jak wtedy, gdy w 2017 r. Netflix ogłaszał swój pierwszy polski serial, wyreżyserowany przez Agnieszkę Holland "1983". Trzeba też mieć na uwadze, że reality show serwowane w ostatnich latach przez streamingowego giganta naprawdę robiły niezłe zamieszanie w internecie.
Z pewnością zalicza się do nich "Too Hot to Handle", gdzie nieświadomi niczego single trafiali do willi, w której główną zasadą jest to, że nie można się całować i mieć żadnych intymnych kontaktów, bo grożą za to wysokie kary pieniężne. Warto wspomnieć też o "Miłość jest ślepa", gdzie ludzie poznający się przez cienką ścianę oświadczali się, a po kilku tygodniach musieli stanąć na ślubnym kobiercu.
Polacy zabrali się za format znany już m.in. w Hiszpanii. Powstało "Love Never Lies", które cieszy się od kilku tygodni ogromnym zainteresowaniem i nie spada z pierwszego miejsca najbardziej popularnych serii Netfliksa. I jest już pewne, że nr 1 na platformie nie odejdzie tak szybko w niepamięć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Nagle okazuje się, że po tych ponad 20 dniach takiego intensywnego doświadczenia, które oni przeszli: zamknięcia bez telefonów, gazet, książek, zegarka, gdy mogli przyglądać się jedynie własnym emocjom, okazało się, że każdy z nich płacze, tęskni, jest wrażliwy, czuje i widzi drugą osobę. To było dla mnie największym szokiem. Tyle, ile widziałam w programie męskich łez, nie widziałam nigdy wcześniej - mówiła w rozmowie z WP Maja Bohosiewicz, gdy pytaliśmy o to, co najbardziej ją poruszyło podczas pracy nad tym formatem.
Wydarzenia z programu przełożyły się na zainteresowanie widzów.
Choć Netflix oficjalnie nie podaje wyników oglądalności, firma PlumResearch na zlecenie portalu Wirtualne Media prześledziła w trybie na żywo publikę "Love Never Lies" w ciągu pięciu dni od premiery. Według ich pomiarów show miało obejrzeć łącznie 370 tys. widzów, najwięcej w sobotę 28 stycznia (120,5 tys. osób). Liczba ta jest z pewnością jeszcze większa, bo "Love Never Lies" nie daje się zepchnąć z TOP10.
Na tej wysokiej fali postanowiono nagrać tzw. reunion, czyli spotkanie wszystkich par po kilku miesiącach od zakończenia zdjęć w słonecznej Grecji. Ale czy w związkach bohaterów show jest równie pięknie, co na tamtejszych plażach? Otóż nie we wszystkich, czego można się było spodziewać.
Fani show dowiedzieli się, że związek zwycięzców... kwitnie w najlepsze! Andrzej i Lila, którzy w show musieli zmierzyć się z historiami o zdradach, braku czułości i łamania ustalonych wcześniej przez siebie zasad, są szczęśliwą parą, która wiele zyskała w trakcie programu. Andrzej przyznał przed kamerami, że nie spodziewał się, że można kogoś tak bardzo kochać, a był już w związkach, w których wydawało mu się, że czuje prawdziwą miłość.
Chyba najlepiej było słuchać o tym, co dzieje się między Kasią i Kornelem. Dziewczyna dzięki na pierwszy rzut oka mało ambitnemu show nabrała ogromnej pewności siebie. Z kontrolującej partnerki, której - jak wyszło w jednym z odcinków - zależało w dużej mierze na pieniądzach chłopaka, stała się pewną siebie kobietą. Kasia żartowała nawet, że rodzice Kornela nie poznają syna.
W mediach lubimy narzekać, że tego typu reality show produkują tylko kolejnych celebrytów, którzy będą po zakończonej przygodzie z kamerami reklamować kolejne marki i kosmetyki. Nie mamy nic przeciwko, jeśli takie kontrakty będą dostawać Jędrzej i Bruno. Im też program wyszedł na dobre.
I to jak! Bruno przyznał przed kamerami, że pokochał siebie, swojego partnera, ale i ludzi, którzy go otaczają. W trakcie dodatkowego odcinka był wręcz przyklejony do Jędrzeja, który przepracował w sobie to, że został zdradzony. Dziś ta para może liczyć nie tylko na nowych przyjaciół z show, ale i na ogromne zainteresowanie internautów.
Nikogo pewnie nie dziwi dystans Idy i Mateusza, którzy nie mogli pojawić się w dodatkowym odcinku. Nie dziwi pewnie też to, że Dominik i Bernadetta nie są parą, choć podobno z greckiej willi wychodzili z nadzieją na odbudowanie związku.
- Oglądając odcinki, czułem do siebie obrzydzenie - powiedział wprost Dominik, który stwierdził, że przewartościował swoje życie, zrozumiał, jak fatalnie zachowywał się w stosunku kobiet i przyznał, że stawia na samorozwój. Pozytywny efekt show? No kto by pomyślał!
Dzięki "Love Never Lies" ogromną popularnością cieszy się Wiktoria, która była bardzo pewna swojego związku z Jaśkiem, gdy po raz pierwszy pojawiła się przed kamerami Netfliksa. Wiktorię na Instagramie śledzi dziś prawie 100 tys. osób, co jest robiącym wrażenie wynikiem. Ale czy jest szczęśliwa w miłości? Wygląda na to, że Wiktoria i Jasiek są "na drodze do rozstania", ale dają sobie jeszcze czas. Jak przyznała, "gdy jest tak wiele silnych emocji, trudniej jest odejść".
Reunion uczestników w zaledwie cztery godziny od publikacji na YouTubie obejrzało ponad 70 tys. internautów. A to pokazuje, że nie brakuje osób, które chcą wiedzieć, co u uczestników, które pary przetrwały. Najbardziej cieszy to, że wszyscy przyznali, że zmienili się na lepsze, spojrzeli z boku na swoje zachowanie i przeszli małe katharsis.
Zero dram, krzyków, awantur, wywlekania brudów tylko po to, by nakręcić sobie jeszcze większe zasięgi. Okazało się, że pod przykrywką mało ambitnego (ktoś powie, nieco patologicznego) show były emocje, które towarzyszą każdemu z nas.
Cztery szczęśliwe, zakochane w sobie pary, które przepracowały najtrudniejsze tematy przed kamerami? To wynik lepszy niż w niejednym polskim reality show.
Magdalena Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski
Love Never Lies Polska: Reunion I Netflix
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o prawdopodobnie najlepszym serialu 2023 roku (sic!), załamujemy ręce nad Złotymi Malinami i nominacjami do Oscarów, a także przeżywamy rozstanie Shakiry i Gerarda Pique. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.